seventeenth

736 39 13
                                    

- No dobra jeszcze raz: wystrzel, przeładuj, przeczyść i strzel jeszcze raz - San po całej akcji z krakenem  naprawdę dał mi drugą szansę. I tak łatwo było go zdenerwować, ale miałem wrażenie, że się trochę kontrolował i nie mówił od razu wszystkiego, co miał na myśli. A ćwiczenia i tak były piekielne. Jak dla osoby, która przez dwa dni nie mogła siedzieć, nie ma innego przymiotnika mogącego to opisać.

- Teraz dobrze? - zastosowałem się do poleceń i strzelając, trafiłem w sam środek.

- Mhm... Zdecydowanie lepiej, ale jeszcze za wolno - powiedział potem coś jeszcze pod nosem, ale nie usłyszałem.

Strzeliłem po raz kolejny. Tym razem z taką siłą, że odepchnęło mnie aż do tyłu. W porę zaparłem sie na nogach, bo jeszcze chwila i bym poleciał zupełnie na dół.

- Nie było źle - podszedł do mnie i wyrwał mi strzelbę z rąk. - Koniec na dziś. - odszedł, a ja zostałem posprzątać kawałki słomy, które odpadły z tarczy razem z moim strzałem.

Po wielu bezwietrznych drzwi wreszcie udało nam się złapać wiatr i przemieścić się chociaż trochę w stronę naszego ceku

- Za dwa dni powinniśmy dopłynąć do Kwiecistej Zatoki - Yunho brał kolejnego łyka złotawego trunku i podał butelkę Jongho.

- Ile jest od niej do centrum Salazar? - Jongho wpatrywał się intensywnie w mapę.

- Z pół godziny drogi - San odpowiedział niepewnie i przejechał palce po mapie, wskazując coś na niej. - Tu jest główny port, ale nie uda nam się tam zakotwiczyć bez wcześniejszego zdobycia przepustki.

- Czyli staniemy w Zatoce, okej... A książę? Dopłynęli już? - Mingi wyrwał Jongho butelkę z ręki i napił się. Z ust wyciekło mu trochę kropel.

- Nie sądzę, myślę, że uda im sie dopłynąć najszybciej w przyszłym tygodniu. Nie mają w ogóle wiatru jak się domyślam.

- Czyli będziemy mieli tydzień na pół tygodnia na szalenie w orientalnej stolicy? Genialnie! - Mingi odłożył alkohol, do którego od razu dobrała się wszystkożerna i wszystkopijąca Betty.

- Kozo, nie dla ciebie! - Yunho prędko zabrał szkło przed kozą, która nie była skora oddać. Zameczała na chłopaka tak że aż podskoczył.

- Właśnie... Dlaczego ta koza dalej jest na pokładzie?! - Jongho zmarszczył podejrzliwie brwi.

- Mieliśmy ją zostawić w Can, ale jakiś nałogowy hazardzista i pijak bronił jej jak kochanki, żeby z nami została - San westchnął ciężko.

- Kapitan się zgodził! - Mingi oburzył się.

- I pewnie teraz tego żałuje - Jongho spojrzał z nienawiścią na zwierzę.

Jeszcze chwilę rozmawiali przy mapie, ale nie interesowało mnie to więc poszedłem od nich. Niestety Betty powędrowała pewnie ku ich radości za mną. Ledwo udało mi się zamknąć w czas przed nią drzwi, bo chwila i towarzyszyłaby mi nawet w mojej kajucie.

W końcu jak zaczęła mi natrętnie meczeć pod drzwiami, ruszyłem się i otworzyłem jej je.

- Ty to masz jednak dobrze - spojrzałem na Betty i usiadłem na swoim łóżku. Koza oparła się o materac i wpatrywała się we mnie intensywnie swoimi dziwnymi prostokątnymi źrenicami. - Nie musisz nic robić, po prostu sobie jesz i egzystujesz a ludzie cię jeszcze traktują jako walutę.

Seonghwa gadasz do kozy...ogarnij się” chyba zaobserwowałem u siebie pierwsze oznaki szaleństwa.

Rozejrzałem się po pokoju. Nie do końca wiedziałem co ze sobą zrobić, aż nie spojrzałem w lustro. Ujrzałem w jego odbiciu stojące za mną ozdobne pudełko. Nawet nie wiem skąd tam się wzięło.

You are my Wendy and this is Wonderland // ATEEZ PIRATE AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz