nineteenth

592 37 4
                                    

Ciemny las w pobliżu Rozeland nie był miejscem, do którego zapuszczali się zwykli ludzie. Jeśli w ogóle ktoś tam miał zamiar wchodzić.

Jednak istniała pewna osóbka, która regularnie przechadzała się tamtym lasem, ba! Nawet tam mieszkała!

Była nią Klara. Młoda, niespełna 18-letnia zielarka, która przybyła do tego lasu z oddalonych o setki kilometrów rubieży. Utrzymywała się jedynie z zielarstwa, którego tajniki przekazała jej babcia. W mieście nazywano ją mianem szajbuski, czy wiedźmy, ale i to nie przeszkadzało niektórym ludziom, żeby skorzystać z jej usług.

Za dnia pracowała przy wytworze leków i maści, natomiast w nocy udawała się na samotne wędrówki w poszukiwaniu potrzebnych ziół. I właśnie podczas takiego nocnego spaceru spotkała jego.

Vincenta de Angelis.

Czy może też Arthura Conana.

Szła przez las jak zawsze, kiedy kobieca intuicja podpowiedziała jej, żeby tym razem zamiast w lewo, skręcić w prawo. Posłuchała się jej i po kilku minutach znalazła leżącego w krzakach zakrwawionego chłopaka, wyglądał na jej rówieśnika, mógł być trochę starszy od niej.

Wyrzuciła koszyk z ziołami i z użyciem całej swojej siły przeniosła chłopaka na plecach do jej chaty. Nie było to łatwe, bo chłopak był od niej większy a do tego miał przy sobie mnóstwo żelastwa. Klara bała się, że kiedy się potknie, przytroczony do pasa chłopaka miecz zsunie się i wbije prosto pod jej żebro.

Jakoś w końcu doniosła chłopaka i od razu wzięła się za opatrywanie jego ran. Leżący przed nią szatyn nie miał jakiś większych urazów, był jedynie mocno poturbowany, miał zakrwawione ubrania, ale sam nie krwawił. Krew na jego koszuli musiała należeć do kogoś innego. Miał dużo blizn, wyglądały w miarę świeżo. Do tego był bardzo odwodniony, wycieńczony i miał wysoką gorączkę. Musiał przez wiele dni maszerować bez żadnego odpoczynku.

Rezolutna dziewczyna wróciła po koszyk z ziołami po czym rozpaliła w chacie ogień w kominku. Po małej izdebce rozniosło się ciepło i zapach palonego drewna.

Całą noc nie spała, żeby zbić nieznajomemu gorączkę. Kiedy obserwowała go jak śpi, zauważyła, że chłopak jest bardzo przystojny.

Obudził się w ciągu następnych trzech dni. Do tego czasu Klara, co chwilę musiała się tłumaczyć klientom, co robi na jej tapczanie jakiś młody zabandażowany chłopak.

- Oh? On? Nie, to nie jest mój chłopak, proszę pana! - machała nerwowo rękoma.

- Nie? Oh a taki przystojny, szkoda tylko że leniwy i cały czas śpi! - staruszek odebrał od dziewczyny szczelnie zamknięte słoiczki z maścią.

-  Proszę pana jest ranny! Nie można tak mówić o kimś kto cierpi. Gdyby nie ja już dawno wykitowałby - odrzekła dumnie, wzięła z lady srebrne monety i przewiązała włosy czerwoną chustką.

- Pewnie jakiś kryminalista!

- Proszę pana! - dziewczyna oburzyła się i zrobiła teatralną minę.

- Ależ taka prawda. Normalni ludzie nie leżą nieprzytomni w lesie cały zakrwawieni.

- Jest pan za bardzo uprzedzony, a ta koszula to wyprana już, śladu krwi nie widać - pomachała starcowi na pożegnanie i zamknęła drzwi do chaty.

Kiedy skończyła już pracę i zamknęła sklep, jej gość obudził się. Był bardzo zdezorientowany, zwłaszcza, że dziewczyna zamiast go trochę zaznajomić z sytuacją w jakiej się znalazł, napadła na niego z zieloną herbatą.

- P-pij póki ciepła! Jest dobra na poranek... Co z tego, że jest już wieczór, ale...też działa! - podała szatanowi chwiejącą się na spodku filiżankę i usiadła na fotelu obok niego.

You are my Wendy and this is Wonderland // ATEEZ PIRATE AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz