twenty-first

594 38 20
                                    

! (Rozdział zawiera wyjątkowo niesmaczne opisy: krew, flaki itp.) !

- Dziękuję, że przyjechałeś, szczerze powiedziawszy bałem się, że się obrazisz, że piszę tak późno - wysoki młodzieniec wziął od Honga jego bagaż i zaniósł na górę. - Jakbyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć. To bedzie wspaniały tydzień - uśmiechnął się szeroko.

- Dwa dni - poprawił go Kim.

- O nie, skarbie. Dwa dni to zdecydowanie za mało, trzy minimum! - zaczął się śmiać, jego rozmówca nie podzielał jednak jego dobrego humoru.

- Po przyjęciu od razu wyjeżdżam, mam obowiązki - niższy próbował się wytłumaczyć, ale gospodarz chwycił go za ramiona.

„Nie, nie masz" pomyślał z bólem na sercu.

- Proszę, jeden dzień nie zrobi różnicy - uśmiechnął się, pokazując śnieżnobiałe zęby.

- Nie mogę...

- Wiem, że nie przepadasz za moją żoną, w sumie sam jej nie lubię, ale...

- Błagam cię, nie o to chodzi!

- ...ale mamy oddzielne sypialnie!

Hongjoong roześmiał się, a Park zaczerwienił ze wstydu.

- Znaczy co? - ścisnął nerwowo pięści i zaczął rozglądać się dookoła jakby dopiero, co przyszedł. - Zapomnij... To przeszłość....

W Hongjoongu coś pękło. Przysiągł sobie odkochać się raz na zawsze, ale każdy gest, ruch, czy słowa arystokraty kierowane w jego stronę odkopywały uczucia. Jego niewinność, inteligencja, śmiech. To wszystko było jak miód, ale i sól na rany.

- To zostaniesz?

- No dobra... - nie zdążył odetchnąć, Wendy rzucił się na niego i go przytulił.

- O 20 kolacja, nie spóźnij się - puścił do niego oczko i zostawił go samego w pokoju gościnnym.

Kilka minut wcześniej przed wyznaczoną godziną Hongjoong zszedł do ogromnej jadalni, która zawsze sprawiała na nim duże wrażenie. Pomieszczenie było piękne, trochę przytłaczające. Człowiek czuł się w nim bardzo mały, nijaki, biedny.

Poprawił kokardę u koszuli i marynarkę, po czym wszedł powoli do sali. W środku na długim stole stała porozstawiana zastawa a przy niej karteczki z imieniem i nazwiskiem.

Hongjoong znalazł swoją karteczkę naprzeciwko siedzenia swojego przyjaciela. Powoli do sali zaczęli schodzić się ludzie. Większość z nich to byli krewni Parków, może dwójka z pozostałych gości była nie była spokrewniona z nimi. Tak jak on.

Krewni Wendy'ego patrzyli na niego przez całą ucztę jak na zło największe. Widział jak obgadywali go, szepty roznosiły się po całej sali. Ojciec jego przyjaciela, też nie był dla niego najmilszy. Od kiedy stosunki ich ojców, dawnych bardzo dobrych przyjaciół,  uległy pogorszeniu, stary Park wpatrywał się w niego morderczym wzrokiem, nie ważne, co zrobiłby.

A szczególnie znienawidził go zaraz po tym, jak odkrył korespondencję  jego syna z nim. Listy miłosne. Podarł wszystkie, spalił i jeszcze odprawił nad nimi jakieś obrzędy z egzorcystą. Potem znalazł pewnego arystokratę z córką, której nikt nie chciał, a że mężczyzna miał dużo pieniędzy, Park postanowił ożenić swego syna z tą dziewoją.

Żeby na zawsze wytępić z niego tę „zarazę".

- Może jeszcze powiesz mi, że wkłada ci chuja do dupy!?

- Ojcze! Przestań! Ja go kocham...

- Jesteś moim synem, nie jakiegoś degenerata społecznego! A tym bardziej nie jesteś pierdolonym pederastą!

You are my Wendy and this is Wonderland // ATEEZ PIRATE AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz