ODCINEK 12, SEZON 1

225 51 111
                                    

#TheExilePL


„Wszystkie drogi prowadzą do labiryntu".

ARSEN

Wolność nigdy nie smakowała tak dobrze.

Do czasu.

Bo kiedy mija zaledwie pół minuty, gdzieś z boku wyłania się sylwetka Macho, który próbuje zrównać ze mną kroku. Dlatego przyśpieszam. Przebieram nogami tak prędko, że pewnie zaczynają przypominać kręcące się do czerwoności kółka. Azjata nie odpuszcza. Skubany jest szybciutki.

- Macho - wzdycham, po czym gwałtownie się zatrzymuję. Chłopak ledwie wyhamowuje i tylko dzięki temu, że w porę wbija pięty w trawę niczym w hamulec, unikamy stłuczki. - Nie lubię bawić się w berka. Czego znowu chcesz?

- Idziemy do labiryntu - oznajmia, zerkając kątem oka na wysokie mury.

Och, pewnie. Już lecę jak Zygzak McQuuen, by robić za przynętę.

Łapie mnie za materiał koszulki i ciągnie w stronę szczeliny. Mina momentalnie mi rzednie. Czy ktoś znowu ze mnie kpi? Chcę spać. Nic więcej. Jest pewnie szósta rano, co dla mnie oznacza sam środek nocy. Przerywam mu, machając łapą przed jego młodziutką i nadzwyczaj gładką twarzą. Kiedy zaskoczony w końcu przymyka usta, łapię go za ramiona i zaglądam w ciemne oczy, by mieć stuprocentową pewność, że słucha i zrozumie przekaz.

- Chwilowo nie ma mnie dla nikogo. Jestem nieosiągalny - mówię z pełną powagą. Macho mruga gwałtownie, jakby nic do niego nie dotarło. Wzdycham i przewracam teatralnie oczami. - Włączyłem tryb samolotowy, kumasz?

Chyba nie czai. Nadal napieprza powiekami, jakby zamierzał na nich odlecieć w siną dal.

- Jaki tryb? - pyta i zaraz po tym drapie się po głowie.

Z kim ja żyję? Zamknęli mnie z bandą niedojebów. Niewiarygodne. Patrzę ku niebiosom z nadzieją, że zaraz UFO wciągnie mnie na swój statek i wywiezie daleko stąd. Niestety moje prośby nie zostają wysłuchane. Nadal tkwię w kurwidołku wbrew własnej woli.

- To takie coś w telefonie - tłumaczę spokojnie. - Jak ludzie cię wkurwiają, to włączasz i magicznie cię nie ma...

Chcę produkować się dalej, ale nagle zza pleców grzmi głos, powtarzający moje nędzne imię, jakby ktoś modlił się do jednego z greckich bogów. Gdybym nim był, pewnie zwiastowałbym wojnę, krew i alkohol. Rzucam spojrzeniem za siebie.

- Dzień dobry, siorka - mruczę leniwie i przyklejam do ust sztuczny uśmiech, bo w rzeczywistości wcale nie cieszy mnie fakt, że ją widzę. Wręcz przeciwnie, mam ochotę spierdolić. Mimo tego stoję pewnie, podczas gdy ona zmierza w moim kierunku niczym burza. Wiatr rozwiewa jej włosy na boki, co tylko podkreśla tęgą minę. - Czyżby królowa DRESZCZu wstała dziś lewą nóżką?

Chwyta mój nadgarstek w tej samej sekundzie, w której maksymalnie skróca między nami dystans. Zaczyna ciągnąć mnie przed siebie, ale nie potrafię się powstrzymać i muszę, po prostu muszę ją dodatkowo wkurzyć. Zapieram się, nie wkładając w to za wiele siły. Teresa niemal zakopuje się w trawie, próbując postawić na swoim.

- Wybacz, Minho, ale muszę go porwać - zwraca się do kolegi, który przygląda się nam z czystym zdziwieniem i może też rozbawieniem. Ciężko stwierdzić po jego rozdziawionych ustach z lekko zadartymi ku górze kącikami. - Sprawy rodzinne.

Sprawy rodzinne? A to ciekawe. Odpuszczam sobie droczenie i niechętnie za nią ruszam. Odchodzimy parę metrów w bok, tam, gdzie nie kręcą się dzieciaki. Teresa krzyżuje ramiona pod piersiami, wbijając we mnie bystre spojrzenie. Mrużę oczy. Nieświadomie walczymy na spojrzenia, jakbyśmy próbowali siłą umysłu odczytać swoje intencje.

The Exile | TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz