ODCINEK 7, SEZON 2

192 26 212
                                    

#TheExilePL


„Milion gwiazd na niebie".

HUNTER

Zamykam oczy. Zaciągam się, wypełniając płuca dymem. Zatrzymuję go tam przez chwilę. I myślę. O Arsenie. O ojcu. O Oceane. O życiu oraz śmierci. I w końcu... o niczym ważnym. Oczyszczam umysł z niechcianych myśli. Wypuszczam powoli szarą chmurę w powietrze, a wraz z nim wszystkie moje problemy. I tak kilka razy.

Powietrze jest zimne, dlatego wolną rękę wsadzam do kieszeni kurtki. Ponownie się zaciągam, a wzrok wbijam w odległe budynki Ostatniego Miasta. Centrum świata zajęte jest swoimi sprawami. Pode mną milion istnień, milion złamanych serc, małych i dużych tragedii, opowieści o stracie i przetrwaniu, milion małych codziennych zwycięstw. Gdzieś na drugim końcu ulicy słychać wycie syren. Gdzie indziej klaksony samochodów, stojących w korkach. Gwar rozmów, krzyków i śmiechu odbija się od monumentalnych wieżowców.

Ostatnie Miasto. Mój dom. Kiedyś znane jako Nowy Jork. Miasto, które nigdy nie śpi. Mieszanka kultur, wyznań, tradycji. Miejsce narodzin wielu gwiazd i hitów kinowych. To tu w starym Central Parku biegałem co poranek wraz z Arsenem i Thomasem...

*

Pot leje mi się ciurkiem po skroniach i plecach. Nie zwalniam jednak. Narzucam sobie jeszcze większe tempo, bo zostało już tak niedużo. Płuca powoli zaczynają mnie palić, a mięśnie dawać o sobie znać. „Jeszcze tylko sto metrów", myślę. Sznurki od mojego szarego bezrękawnika kołyszą się raz w prawo, raz w lewo, gdy uderzam rytmicznie nogami o podłoże, pokonując kolejne metry.

Pięćdziesiąt.

Czterdzieści.

Trzydzieści.

Dwadzieścia.

Dziesięć.

„Koniec!", krzyczę, zwalniając z ulgą. Robię parę spokojnych kroków i kładę się na środku alejki w Central Parku. Oddycham głęboko, starając się unormować tętno rozszalałego serca. Ten dystans trzydziestu kilometrów biegiem nie był za dobrym pomysłem, zważywszy na to, że ledwo tydzień temu wyszedłem ze szpitala.

Słońce wali mnie po gałach, więc je zamykam i wsłuchuję się w dźwięki natury. Albo raczej próbuję, bo gwar miasta skutecznie je przygłusza. Ot, uroki mieszkania w Ostatnim Mieście.

„No i co, cwaniaczku? Żyjesz czy mamy wzywać pogotowie". Słyszę nad sobą śmiech dwóch facetów. Otwieram oczy, a dłońmi robię sobie nad nimi daszek, aby lepiej widzieć te dwie, paskudne mordy. Arsen i Thomas dyszą równie ciężko, co ja z tą różnicą, że oni stoją jeszcze na nogach. Nie trwa to jednak długo, bo zaraz siadają obok mnie. Prycham rozbawiony.

„Czyżbyś się zmęczył, cwaniaczku?", rzucam w stronę Quinna, akcentując ostatnie słowo, ewidentnie pijąc do jego wcześniejszej wypowiedzi. Patrzę na niego kątem oka, gdy on w tym czasie przysysa się do butelki z wodą, jak niemowlę do piersi matki.

„Ja i zmęczenie?". Ars spogląda na mnie z niedowierzaniem, kiedy odrywa się od gwinta. „Błagam cię, Hunt. Te trzydzieści kilosów to była ledwie poranna przebieżka", mówi, odkładając butelkę obok siebie. Mam ochotę parsknąć mu w twarz za te kłamstwa. Komu on próbuje je wcisnąć? Mnie? Swojemu najlepszemu przyjacielowi, który wie, że on nienawidzi biegać?

„Jasne", prycha Thomas. „A kto na siedemdziesiątej piątej błagał o przerwę, bo nogi mu z dupy odchodzą?"

„To są pomówienia", oburza się szatyn. Nic nowego. Wiecznie ma do kogoś pretensje za własne blefy. „Thomas, oglądałeś na pewno Harry'ego Potter'a, więc pewnie pamiętasz dewizę Różowej Landryny".

The Exile | TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz