ODCINEK 12, SEZON 2

86 6 50
                                    

#TheExilePL


„Zimno, ciepło".

ARSEN

A w tej melinie jeszcze mnie nie było.

„Urwany Film", czytam bezdźwięcznie, gapiąc się uparcie w krzywo zawieszony, neonowy szyld nad barem. Niektóre literki migają, po czym na zmianę gasną i na nowo się zapalają. Najwyraźniej nie stać ich na wymianę lampek. Ciekawa nazwa. Adekwatna do klubu. Za moment zapewne przekonam się, jak szybko mogę stracić kontrolę nad własnym ciałem i zapomnieć o wszystkim tym, co działo się w tym miejscu.

Jebany absynt.

Wystarczył łyk, by zaszumiało mi w głowie. Ogarniam sytuację, choć czuję się dziwnie zaćmiony. Jakby coś w umyśle mi nie stykało. Trzęsę głową jak zmokły pies z nadzieją, że to pozwoli mi na zapanowanie nad myślami. Przejeżdżam wolną dłonią po twarzy i rzucam rozbieganym spojrzeniem dookoła.

Impreza jak każda inna. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Wokół jest całkiem ciemno, a na ścianach tańczą cienie. Powietrze już na dobre nasiąknęło mieszanką nieprzyjemnych zapachów - stężonej wódki, papierosów, ludzkiego potu i zioła. Światła migają na najróżniejsze kolory, zmieniając dużą salę w tęczę. Wokół krążą podejrzani mężczyźni i skąpo ubrane kobiety. Łączy ich jedno - szukają okazji.

- Widzisz ich? - odzywa się Zora podniesionym głosem, bo próbuje w ten sposób przekrzyczeć muzykę. Dopiero teraz zauważam, że jej jasna koszulka zmienia kolor na fioletowy pod wpływem świateł, a w niebieskich oczach tli się tajemniczy błysk.

Potrząsam przecząco głową. W okolicy widzę tylko trzy znajome mordy.

Niedoszły Zbawiciel Świata krąży w kółko, z podziwem przyglądając się Poparzeńcom, bo w tym miejscu stanowią specjalną atrakcję. Trzymane w niewielkich, kwadratowych klatkach niczym zwierzęta wybiegowe walczą na śmierć i życie. Ludzie obstawiają szczęśliwych zwycięzców oraz marnych przegranych. To już z daleka pachnie brudną forsą.

W tłumie miga mi też charakterystyczny, blond warkocz Sage. Ślęczy nad barem ze znudzoną miną i jak gdyby nigdy nic pije kolejkę. Wcale nie dziwi mnie to, że tuż obok niej stoi Cortez. Pilnuje jej. Albo ona jego. Ciężko stwierdzić. Szczeniak wyhacza mnie wśród nieznajomych twarzy i zaczyna energicznie machać, wykrzykując moje imię. Przysięgam, że zaraz z nim nie ujebię. Ale najpierw spalę się ze wstydu, bo odnoszę wrażenie, że nagle każdy mi się przygląda, jakbym miał ogromnego syfa na środku czoła. Przewracam oczami i niechętnie do nich ruszam, ciągnąc za sobą Zorkę.

- Ars, pijesz? - pyta od razu szczeniak. - Mają cytrynówkę!

Cholera, a ten dzieciak, kiedy nauczył się, jak mnie podejść?

Pocieram kark. To chyba nie najlepszy pomysł. Przyszliśmy tu z konkretną misją - znaleźć zaginionych członków ekipy. Jeśli Gunn jest w środku i przyłapie mnie na chlaniu, najpewniej dostanę wpierdol życia. Jestem dorosły, nie urobię go już słodkim uśmiechem i błyszczącymi oczkami. A kiedy on ze mną skończy, po mordzie dostanę też od Ramosa za nie dopilnowanie tego szczyla, który pije na umór.

- Spasuję - mówię bez przekonania, gdy barman zapełnia kieliszki cytrynówką. Wygląda kusząco i smacznie, więc odwracam wzrok, żeby mnie nie kusiło do złego.

...kurwa, nie wierzę!

Ja też, pasożycie. Ja też. Toż to cud. Większy niż narodziny Chrystusa.

Autentycznie boli mnie serce, kiedy kątem oka rejestruję, jak Cortez wali trzy kieliszki pod rząd, a potem oblizuje się ze smakiem. Dociskam dłoń do prawej piersi, wykrzywiając usta. To nie fair. Ja też powinienem się zabawić, zamiast przejmować dzieciakami, które ledwo znam. Dlaczego wiec odmówiłem? Chyba mam gorączkę. Przenoszę rękę do czoła, ale jest chłodne, więc wzdycham sobie z żałością.

The Exile | TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz