10

2.1K 105 8
                                    

Jej słowa krzyczały w mojej głowie.
Gdy tylko wybiegłam na ulicę zorientowałam się, że jestem na obrzeżach Warszawy, a do najbliższego przystanku mam jakieś 2 kilometry. Cały czas biegłam ile sił w nogach i zastanawiałam się, czy moja reakcja nie była zbyt wybuchowa. Nie dałam jej się wytłumaczyć i od razu wybiegłam z płaczem.
Gdy tylko trochę opadły emocje i wrócił do mnie zdrowy rozsądek zorientowałam się, że chyba przeceniłam swoją zdolność orientacji w terenie bo znalazłam się na jakimś totalnym odludziu. Rozejrzałam się po okolicy ale zupełnie nie kojarzyłam tego miejsca. Nie pozostało mi nic jak skorzystać z dobrodziejstwa technologii i włączyć nawigację.
Sięgnęłam do kieszeni marynarki i wyciągnęłam z niej telefon.

- Ja pierdole! Przecież ładowałam go przed wyjściem - krzyknęła załamana.

Znowu miałam ochotę płakać. Nie wiedziałam tylko z którego powodu bardziej. Byłam w beznadziejnej sytuacji. Zraniła mnie kobieta życia i chwilę później zgubiłam się na jakimś zadupiu.
Podeszłam do jakiegoś zniszczonego ogrodzenia i usiadłam na murku. Od razu zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać. Miałam ochotę zadzwonić do Villanelle i jej opowiedzieć o wszystkim ale nie mogłam. Niby co miałam jej powiedzieć, że ją zdradziłam i to jeszcze z wykładowczynią. Przypomniało mi się jak Villanelle mnie pocieszała przed pierwszym wykładem kiedy tak bardzo się stresowałam.
Co ja w ogóle sobie myślałam spotykają się z Carol... Zdradziłam moją dziewczynę z kobietą, która osiągnęła ogromny sukces, podobnie jak jej mąż. Dlaczego niby miałaby spędzić życie z kimś takim jak ja? Zwykłą studentkę prawa... Dałam się po prostu wykorzystać i być chwilową odskocznią od codzienności.
Cóż, zbyt dobrze grała zauroczenie i dałam się wkręcić.

Moje przemyślenia przerwał odgłos przewracających się szklanych butelek.
Strach mnie wręcz sparaliżował. Bałam się ruszyć. Nie wiedziałam, czy zacząć uciekać, czy siedzieć cicho i udawać, że mnie tutaj nie ma.
Moje rozważania na temat strategii ucieczki nie trwały zbyt długo bo przerwał je męski głos dochodzący zza moich pleców.

- No proszę, akurat wybierałem się na spotkanie zaspokoić swoje potrzeby ale widzę, że mogę zrobić to tutaj - zaśmiał się głośno, a ja miałam ochotę głośno krzyczeć.

Mężczyzna przeskoczył ogrodzenie i podszedł do mnie.
Byłam sparaliżowana strachem. Nie mogłam się ruszyć, ani wypowiedzieć słowa.

- Nie spodziewałem się tutaj tak pięknej kobiety - powiedział łapiąc brzegi mojej marynarki i przyciągając mnie do siebie.

Zrobiło mi się niedobrze i czułam jak zaczyna kręcić mi się w głowie.

- Zawsze jesteś taka cicha - zapytał, a obleśny uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Do moich oczu znowu zaczęły napływać łzy. Przez ostatnie wydarzenia wszystko stało mi się obojętne, jednak nie miałam w zwyczaju tak łatwo się poddawać.
Pod wpływem chwili odepchnęłam mężczyznę używając całej swojej siły, ale było to zdecydowanie za mało, żeby wyswobodzić się z jego uścisku.
Mężczyzna nie zamierzał tak łatwo odpuszczać.  Złapał mnie mocno za nadgarstki i przycisnął moją głowę do murku na którym chwilę wcześniej siedziałam.
Zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach. Wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy ale instynkt samozachowawczy robił swoje.

- Twoja laska też lubi głośno krzyczeć ale w przeciwieństwie do Ciebie jej się to podoba - powiedział zachrypniętym głosem.

Nie docierało do mnie co przed chwilą usłyszałam. W mojej głowie nagle pojawiło sie milion pytań. Miałam ochotę zapytać go, czy napewno mówi o mojej Villanelle i zamordować jednocześnie.
Wtedy mężczyzna złapał mnie za szyję tak, że miałam problem z oddechem i pociągnął mocno za spodnie.

- Jak przestaniesz się tak rzucać to pokażę Ci ulubione pozycje Twojej Villanelle - zaśmiał się głośno.

Było mi jeszcze bardziej niedobrze, a mój poziom wkurwienia wywaliło poza skale.
Broniłam się jak mogłam, gdy nagle oślepiły mnie światła nadjeżdżającego samochodu.
Gdy tylko auto zatrzymało się obok nas wybiegła z niego wysoka postać. Mimo, iż lampy oświetlały okolicę nadal było zbyt ciemno, żebym mogła rozpoznać twarz.
Nieznajoma postać zaatakowała gazem mojego oprawcę i mocno pociągnęła mnie w kierunku drzwi pasażera, a sama usiadła za kierownicą.
Nie mogłam opanować łez, które cały czas napływały mi do oczu. Nie byłam w stanie nic zobaczyć. Łzy powodowały, że widziałam tylko rozmazane kontury.

- Przepraszam - powiedziała kobieta za kierownicą. 

Od razu rozpoznałam ten glos. Aż przeszył mnie dreszcz słysząc ile bólu było w tym jednym słowie. Nie zmieniało to faktu jak wściekła byłam na Carol. Uratowała mnie ale gdyby nie powiedziała tych cholernych słów to wszystko nigdy by się nie wydarzyło.

- To wszystko przez Ciebie - wykrzyczałam wściekła i wybuchnęłam płaczem.

Pani ProfesorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz