Pierwsze promienie słońca dopiero co wychodziły zza horyzontu, padając wprost na zimne mury zamku, który kilka dni temu odżył na nowo, witając nie tylko te same twarze, co rok temu. Nowe, młodsze pokolenie, zastąpiło te najstarsze, które zeszłego roku po raz ostatni opuściło miejsce, przez tyle lat będące im domem. Bo Hogwart był czymś więcej, niż tylko szkołą.
Pewien chłopak, zaciskając dłoń na miotle, zatrzymał się na środku boiska, wśród otaczających go zewsząd trybun dla widowni, którą zdołał słyszeć nawet teraz, gdy prócz niego, nie było tu zupełnie nikogo. Wspomnienia ze wszystkich rozegranych dotąd meczów quidditcha, za każdym razem wywoływały w nim te same emocje, co tego dnia, w którym miał swój debiut. A był to jego pierwszy rok w Hogwarcie, jak na pierwszoroczniaka dość szybko zrozumiał i opanował zasady gry, tym bardziej, że nigdy wcześniej nie miał z nią do czynienia. Teraz jednak, zaczynając szósty rok jako kapitan, którym został dwa lata wcześniej po odejściu poprzednika, zamierzał dać z siebie jeszcze więcej, nie chcąc zawieść nie tylko siebie, ale i swego domu.
Złote oczy z ciekawością badały znajome miejsce, na szczęście nie mogąc się dopatrzeć żadnych zmian. Ich właściciel uwielbiał poranki takie jak te, kiedy większość uczniów jeszcze spała, rosa moczyła buty, a poranny chłód wybudzał zawodników, którzy mimo iż cieszyli się na ponowne rozpoczęcie treningów, z chęcią zostaliby jeszcze w łóżkach. Jednak nie on.
Takami Keigo, kapitan drużyny gryfonów, czekał na to całe lato.
Można powiedzieć, że czekał zbyt długo. Quidditch był dla niego wszystkim. Na miotle czuł się jak ryba w wodzie, jego umiejętności naprawdę robiły wrażenie. Wielu uważało, że w przyszłości zostanie jednym z najlepszych zawodników i dzięki temu osiągnie sukces. On sam także w to wierzył, zwłaszcza jako potomek poprzedniego wspaniałego gracza, którego także nie mógł zawieść.
Sama podróż do Hogwartu, wielka uczta, a także ponowne spotkanie znajomych twarzy, było przyjemne, zresztą jak co roku, jednak to na co czekał najbardziej, miało się rozpocząć już za chwilę. Strój nadal leżał na nim doskonale, wyciągnął jedynie rękę by poprawić na włosach gogle, które mu trochę zjechały i do których miał tendencję, by co chwilę je poprawiać. Słysząc coraz bardziej zbliżające się głosy, a także kroki, po chwili odwrócił się, zatrzymując spojrzenie złotych tęczówek, w których można było dostrzec nieukrywany blask, na kolegach z drużyny.
Niektórych wręcz rozpierała energia, najwyraźniej zdążyli się już całkowicie wybudzić i skupić na teraźniejszości. Przykładowo Rumi Usagiyama, pałkarz drużyny, zawzięcie wykłócała się z jednym ze ścigających, którego przyjęli jako pierwszoroczniaka, czyli rok temu. Keigo musiał przyznać, że Katsuki Bakugo był dość specyficzną osobą, ale za to w roli ścigającego spełniał się doskonale, niekiedy (a raczej zawsze) gnębiąc przeciwników, którzy w efekcie czego tracili nadzieję na to, że uda im się zdobyć gola. Każdy w tej drużynie miał własne miejsce oraz rolę, którą wykonywał najlepiej.
W końcu jednak na boisku zapadła cisza, a wszystkie pary oczu skupiły się na kapitanie, który wiedząc co to znaczy, uśmiechnął się delikatnie, zsuwając na oczy gogle. Nie musiał pytać czy są gotowi, doskonale znając odpowiedź na to pytanie.
— Zaczynajmy.
CZYTASZ
✏︎ 𝚑𝚘𝚐𝚠𝚊𝚛𝚝 || 𝚑𝚘𝚝𝚠𝚒𝚗𝚐𝚜
FanfictionCo mogło sprawić, że członkowie dwóch, rywalizujących ze sobą domów, są w stanie spojrzeć na siebie bez widocznej na co dzień nienawiści?