Promienie wieczornego słońca odbijały się w spokojnej tafli jeziora, nad którym siedział od jakiegoś czasu. To był ten moment, gdy wszystko dookoła zaczynało się uspokajać, a świat skąpany był w pomarańczowym, leniwym blasku, zwiastującym koniec dnia. Spokojny wiatr wplątał się między liście drzewa, szeleszcząc nimi delikatnie. To był jedyny dźwięk, zagłuszający niemal idealną ciszę, dla której tu przyszedł.
Jednak błękitne ślepia chłopaka wpatrzone były w tego samego koloru płomień, oplatający jego dłoń, aniżeli w otaczające go piękno przyrody. Poruszał delikatnie kończyną, w efekcie czego to samo działo się z żywiołem, który mimo pozorów nie robił mu krzywdy. Dlaczego jego własne zaklęcie miałoby go skrzywdzić? Nie było silne, mógł śmiało przyznać, że nawet słabe, niedopracowane, nie miał czasu by się za nie porządnie zabrać. Na tę chwilę mogło jedynie cieszyć oczy, oraz przypominać o dniu, w którym się go nauczył.
Przekonany, iż nikt go nie widzi, skupił się całkowicie na zajęciu, przy którym na moment zapomniał o rzeczywistości. Nie musiał myśleć o niczym.
— Wow — Wzdrygnął się, słysząc za sobą cichy, znajomy głos. Spojrzał natychmiast w stronę nieproszonego gościa, którym okazał się nie kto inny, jak znajomy Gryfon, w tym momencie przyglądający mu się z nieukrywanym podziwem. A raczej błękitnemu ogniu, który brunet równie szybko zgasił, wzdychając i odwracając z powrotem wzrok.
Takami od razu oprzytomniał, czując, że robi mu się głupio. Najwyraźniej mu przeszkodził, czego robić nie chciał, przynajmniej nie specjalnie.
— Wybacz, szukałem cię — Westchnął, siadając obok i spoglądając na niego niepewnie. Toya tym razem wpatrywał się w rozciągające się przed nimi jezioro. Odbijające się w nim światło, oświetlało jego twarz, przez co mrużył lekko oczy.
— Ta, domyśliłem się — Rzekł od razu chłopak, opierając się o pień rosnącego za nim drzewa. Miał ochotę przymknąć oczy, lecz widok jaki miał przed sobą, po prostu mu na to nie pozwalał. — Jeśli chodzi o eliksir...
Zaczął, lecz nie było mu dane dokończyć, bo Takami przerwał mu w połowie zdania, i nawet nie poczuł się z tego powodu głupio.
— Nie przyszedłem tutaj po to — Pokręcił lekko głową, nie odrywając od niego wzroku. Dopiero po tych słowach miał okazję spotkać się ze wzrokiem Ślizgona, który spojrzał na niego z uniesioną brwią. — Przyszedłem bo...
Blondyn sięgnął do swej torby, z którą niemal nigdy się nie rozstawał i wyciągnął z niej babeczkę, przez co Toya spotkał się z jeszcze większym zdziwieniem.
— Przyszedłeś tu by dać mi babeczkę? — Upewnił się, jednocześnie pochylając się nieco do przodu. Może miał gorączkę?
Keigo wywrócił jedynie oczami, nie wiedząc jak to ubrać w słowa. No bo co miał mu niby powiedzieć? Że szukał towarzystwa? I to nie byle jakiego, bo chodziło właśnie o niego? Już pomijając fakt, że przeszukał różne zakamarki Hogwartu, a także zaczepił jego przyjaciela, by upewnić się, czy aby na pewno nie ma go w lochach, na co dostał jedynie niemiłe warknięcie, z którego dowiedział się, że Todoroki najwyraźniej jest gdzieś na zewnątrz. Właśnie w ten sposób się tu znalazł.
Dlaczego to wszystko robił? Zwyczajnie chciał spędzić z nim trochę czasu, nie tylko na gotowaniu eliksiru i zdobywaniu potrzebnych do niego składników, lecz jako zwykli znajomi.
— Nieważne, jeśli nie chcesz... — Westchnął blondyn, odsuwając dłoń z babeczką, lecz w ostatniej chwili Toya zacisnął usta i wyciągnął do niego rękę, uciekając wzrokiem gdzieś indziej. Uśmiech momentalnie zawitał na ustach Gryfona, który oddając mu podarek, rozsiadł się wygodniej.
Brunet podziękował cicho, od razu zabierając się za smakołyk. Zastanawiało go, czy Takami pamiętał o jego ulubionym smaku, czy przyniósł pierwszą lepszą, jednak coś podpowiadało mu, że pierwsza opcja bardziej wchodziła w grę.
— Ten ogień, był piękny — Przyznał Keigo, przyciągając do siebie kolana i kładąc na nich głowę.
— I to jego jedyna zaleta — Wzruszył ramionami jego partner. — Więc, dowiem się co tu robisz? Bo nie wierzę, że to — Pomachał w powietrzu połową babeczki. — było twoim priorytetem.
Keigo zacisnął usta, nie odrywając od niego wzroku. Według Toyi, w tamtym momencie wyglądał jak niezadowolony dzieciak.
— A ja dowiem się co ty tu robisz? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, czego Ślizgon najwyraźniej się nie spodziewał. — Od kilku dni chodzisz jakiś, przybity. Jeśli masz jakiś problem, mógłbym ci z nim pomóc.
Między nimi nastała dłuższa cisza, podczas której wpatrywali się w siebie wyczekująco, aż w końcu brunet odwrócił wzrok. Na pewno nie tego się spodziewał, tym bardziej nie po nim. Takami zaś jedynie przekonał się co do swoich podejrzeń.
— Naprawdę musi ci się nudzić bez tego swojego ganiania za piłką — Westchnął Ślizgon. — Skoro pchasz się z butami do życia innych.
— Nie, po prostu widzę, że coś jest nie tak i chciałbym ci pomóc. Lubię cię, więc ciężko mi się na ciebie patrzy w takim stanie...
Gdy Todoroki spojrzał na niego z delikatnym, chytrym uśmieszkiem, Keigo momentalnie zrozumiał jak brzmiały jego własne słowa. Już otwierał usta, by się poprawić, lecz nie było mu to dane.
— To, nawet miłe — Pokiwał głową chłopak, choć z jego wyrazu twarzy, można było wywnioskować, że nadal nie jest przekonany. — Jednak nie możesz mi pomóc, nikt nie może. Jedynie ja sam...
— Toya...
— Keigo — Brunet spojrzał na niego inaczej niż do tej pory. W jego spojrzeniu było coś, co uderzyło Keigo prosto w sam środek. Ból. Niema prośba, którą postanowił uszanować. Odwracając wzrok, pokiwał niechętnie głową.
Jednak jego towarzysz doceniał ten gest, do tej pory nikt się o niego nie martwił, nikt nie przyniósł mu babeczki i nie wykazywał chęci pomocy, nawet jego najlepszy przyjaciel. Być może dlatego, że przy nim zawsze się uśmiechał, bo tak było łatwiej. To nie mogło się zmienić.
W pewnym momencie wiatr ustał, przez co cisza stała się głośniejsza, głośniejsza niż myśli, czy ciepło słońca. Do czasu, aż usłyszał swe imię.
— Toya?
Błękitne ślepia spoczęły na chłopaku, wpatrującym się w wodę. Towarzyszył mu delikatny uśmiech, nadający jego postaci spokoju.
— Widziałeś kiedyś smoka? — Spytał równie cicho, wiedząc, że ten i tak go usłyszy. Toya przyglądał mu się ciekawie, zupełnie jakby zobaczył go z zupełnie innej strony. Promienie słońca idealnie pasowały do jego włosów i oczu. Wyglądał tak, naturalnie. — Musiałeś widzieć, w końcu twoje rysunki przedstawiają je tak prawdziwie...
Złoto spotkało z niebem, a wtem zerwał się silniejszy wiatr, mierzwiąc im włosy, przez co zaskoczony Keigo musiał zebrać je z oczu, by móc cokolwiek zobaczyć. Lecz on nadal bacznie się w niego wpatrywał, nie mogąc pozwolić sobie na odwrócenie wzroku. Nie teraz.
— Kiedyś także je zobaczysz — Oznajmił po chwili, tym samym zwracając na siebie jego uwagę. — Pokażę ci je...
Takami zaśmiał się radośnie, słysząc tę obietnicę. Wyciągnął w jego stronę mały palec, domagając się, by ten uczynił to samo.
— Obiecaj.
Nie musiał długo czekać, bo chłopak, prychając z uśmiechem, zrobił to, splatając ich palce i tym samym przypieczętowując obietnicę. To była krótka, ale jakże magiczna chwila, której tylko oni byli świadkami. I która równie szybko mogła stać się jedynie pięknym wspomnieniem. Toya miał nadzieję, że to samo nie stanie się z siedzącym obok chłopakiem. Czuł, że tego by nie chciał.
— Chodźmy.
Rzucił w końcu, wstając na równe nogi. Keigo spojrzał na niego zaskoczony. Chyba nie mogło o to chodzić? Skąd na terenie Hogwartu miałby się znaleźć smok?
— Ale, dokąd? — Uniósł brew, pozostając na swoim miejscu.
— Eliksir gotowy — Rzucił Ślizgon, ruszając w stronę zamku.
Te dwa słowa podziałały na Keigo, niczym kubeł zimnej wody.

CZYTASZ
✏︎ 𝚑𝚘𝚐𝚠𝚊𝚛𝚝 || 𝚑𝚘𝚝𝚠𝚒𝚗𝚐𝚜
FanfictionCo mogło sprawić, że członkowie dwóch, rywalizujących ze sobą domów, są w stanie spojrzeć na siebie bez widocznej na co dzień nienawiści?