Ch. 4

377 40 9
                                    

— Mam rozumieć, że pan Takami również skończył? — To było ostatnie, co zdołał usłyszeć, nim zamknął za sobą drzwi do sali i ruszył pustym korytarzem przed siebie. Niezbyt go to obchodziło i nie zamierzał zakrzątać sobie głowy czymś, niedotyczącym jego osoby. Zrobił co miał zrobić i to było najważniejsze. Nie musiał się zastanawiać nad wynikiem, doskonale go znając. Zresztą tak było zawsze.

Lekcje nadal trwały, przez co szkoła wyglądała na opustoszałą, zupełnie pozbawioną życia, znajdującego się aktualnie w klasach, czy też poza murami zamku na tych praktycznych zajęciach, których chłopak szczerze nie znosił. W sumie to nie znosił wiele rzeczy, w tym własnego życia, które nie było idealne, tak jak myślało wielu uczniów z którymi się zadawał, lub którzy po prostu o nim słyszeli. 

Sławna rodzina Todoroki'ch, czarodziejów czystej krwi od pokoleń pałających się dumą z własnego istnienia. Toya nie czuł niczego takiego, może dlatego, że jako jedyny z całego rodzeństwa znalazł się tutaj, w Slytherinie. Fuyumi wraz z Natsuo poszli w ślady matki, aktualnie będąc w Ravenclaw'ie zaś jego najmłodszy brat Shoto, rok temu został przydzielony do Gryfindoru, domu z którego wywodził się ich ojciec, który na tę wieść nie posiadał się z radości, no bo w końcu jego dziecko poszło w jego ślady. To właśnie wtedy Shoto stał się jego oczkiem w głowie, a reszta zeszła na dalszy plan. W sumie takie rozwiązanie pasowało brunetowi, który od tamtej pory nie usłyszał już narzekań mężczyzny na jego osobę. Zaczęli traktować się jak powietrze, nawet podczas pobytu w domu i najwyraźniej żadnej ze stron to nie przeszkadzało. 

Doskonale pamiętał dzień w którym został przydzielony do Slytherinu. Pamiętał pierwsze nerwy, później zaskoczenie, ale też i szczęście gdy został ciepło powitany przez osoby, cieszące się na jego przybycie. Pamiętał też gniew ojca, który zrujnował ten wielki dzień, na który czekał całe wakacje. Nie mógł znieść, że jego pierworodne dziecko znalazło się wśród zdrajców, jak to zwykł określać Ślizgonów. Całe życie wpajał mu jacy są źli, podstępni i zdradliwi, dlatego gdy znalazł się wśród nich, pierwszą towarzyszącą mu emocją nie była radość, lecz strach, który równie szybko został rozwiany, bo z każdym kolejnym dniem Toya przekonywał się, że dzieciaki z którymi przypadło mu żyć przez następne siedem lat, tak naprawdę niczym się od niego nie różniły. Po prostu były inaczej postrzegane. 

To był już jego szósty rok pośród węży, a on nadal czuł, że to jest jego dom, ten prawdziwy. Bo mimo pozorów, nie myślał o Hogwarcie jak o szkole, lecz o domu, do którego zawsze wracał z wielką chęcią. Znał zamek praktycznie jak własną kieszeń, wiedział gdzie znajdują się ukryte przejścia, lub miejsca w których mógłby się samotnie zaszyć, by oddać się temu co lubi. Prócz eliksirów, było coś jeszcze, w czym był równie dobry. A przynajmniej wydawało mu się, że był.

Do następnej lekcji, a raczej do samej przerwy, miał jeszcze sporo czasu, dlatego w tym momencie zamierzał się udać do jednego z takich miejsc. Jednak jego plan legł w gruzach, gdy w pewnym momencie ujrzał znajomą postać, idącą z naprzeciwka. Wpatrywał się w nią już jakiś czas, lecz zdał sobie z tego sprawę dopiero teraz. 

— Nie powinieneś być teraz na zielarstwie? — Zatrzymał się, unosząc przy tym brew. Musiał się chwilę zastanowić, by przypomnieć sobie jaką lekcję powinien mieć teraz chłopak. Nie miał pojęcia jakim sposobem, ale znał jego plan lekcji na pamięć. 

— A ty na eliksirach? — Młodszy o rok chłopak, o błękitnych włosach, w tym momencie związanych w kitkę, także się zatrzymał, wkładając ręce do kieszeni i lustrując go czerwonymi oczami. Wyglądał przy tym nieufnie, zupełnie jak podczas rozmowy z kimś za kim nie przepadał, lecz delikatny uśmiech z którym po chwili pokręcił głową, rozwiał wszelkie możliwości. — Właściwie, po co ja pytam.

Tenko doskonale zdawał sobie sprawę z talentu bruneta, wiedział, że jest najlepszy i jak dotąd nie spotkał żadnej osoby, która przebiłaby go swoimi umiejętnościami. Zaś Toya wiedział, jak chłopak jest dobry w zielarstwie, mimo iż na pierwszy rzut oka nie wyglądał, miał rękę do roślin, nie tylko tych lekcyjnych, co było brunetowi na rękę. Można powiedzieć, że obaj w pewnym sensie się uzupełniali. Toya pomagał Tenko z eliksirami, których ten niezbyt rozumiał, a Tenko dostarczał Toyi czegoś, dzięki czemu ten mógł się odprężyć. Mimo iż brunet był w starszej klasie, to właśnie w jego towarzystwie czuł się najlepiej. To słowo nie padło nigdy głośno, ale każdy z nich myślał o drugim, jak o przyjacielu. 

— Idziesz? — Młodszy kiwnął głową w stronę lochów, na co brunet mimo początkowego wahania, zdecydował się z nim iść. Lubił samotność i to co w niej robił, ale lubił też Tenko, zawsze znajdowali jakiś temat do rozmowy, choć czasami zdarzało się, że siedzieli w ciszy, która nie przeszkadzała żadnemu z nich. 

Tenko był przykładem typowego Ślizgona, o którym mówiły przesądy w które ślepo wierzyła większość uczniów. Jednak Toyi to nie przeszkadzało, bywały momenty w których nawet zdołał się uśmiechnąć, podczas gdy jego kumpel gnębił jakichś uczniów, zazwyczaj słownie, co dobrze mu wychodziło. To był ten typ człowieka, który zawsze wiedział co powiedzieć. 

— Jak twoje roślinki? — Ruszyli w stronę lochów. Czerwonooki ponownie tego dnia, uśmiechnął się pod nosem, na co warga Todoroki'ego lekko drgnęła. 

— Zadajesz durne pytania, Toya — Westchnął, czując spokój i odprężenie, spowodowane wolną chwilą. — To tak jakbym zapytał cię, jak ci poszło na eliksirach.

Chłopak prychnął w odpowiedzi, choć niechętnie, przyznając mu rację. Czasami żałował, że nie są z jednego rocznika, bo gdy przebywał z ludźmi z klasy, miał wrażenie, że Shimura jest bardziej dojrzały niż większość z nich. No i nikomu nie ufał tak jak jemu. Mógł z nim porozmawiać dosłownie o wszystkim. Najśmieszniejsze jednak było to, w jaki sposób zaczęła się ich znajomość. 

— Ostatnio nie mieliśmy za wiele czasu dla siebie — Westchnął Toya, porzucając poprzedni temat. Jego towarzysz spojrzał na niego z niesmakiem na twarzy. 

— To zabrzmiało gejowsko — Stwierdził, na co brunet po dłuższym zastanowieniu, pokiwał lekko głową, dając wrażenie zupełnie nie przejętego tą sytuacją. Zamiast tego, objął chłopaka ramieniem, przysuwając do niego twarz.

— Czym się tak martwisz, kochanie? — Wyszeptał do jego ucha, na co po chwili usłyszał bezsilne westchnięcie. 

— Twoją głową, bo z każdym dniem jest z nią coraz gorzej — Wydostał się z jego objęć, dopiero wtedy zauważając u niego chytry uśmieszek, na który prychnął, również lekko się uśmiechając. Ani jeden, ani drugi nie sądził, że znajdzie tu osobę, z którą będzie aż tak się dogadywał, jednak życie lubi zaskakiwać, a tym razem zaskoczyło ich pozytywnie. Choć z innych powodów, dla ich dwójki było trudne, lecz razem jakoś przez nie brnęli. — Swoją drogą, jak twoje hobby? 

Spytał Tenko, wchodząc do pokoju wspólnego, miejsca w którym spędzali większość wolnego czasu. Chłopak zwykle leżał na kanapie, przyglądając się wchodzącym i wychodzącym stąd osobom, wśród których znajdowały się i te, patrzące na niego z tą samą niechęcią. Tak, w domu węża zdarzało się, że nawet Ślizgoni nie dogadywali się między sobą, a on był najlepszym tego przykładem. Mimo iż był zazwyczaj cichy, lubił gdy ludzie schodzili mu z drogi. Zwłaszcza gdy u jego boku był Toya, choć ten nie przywiązywał do tego aż tak dużej uwagi. Owszem, także nie lubił gdy ktoś mu się stawiał, lecz zwykle wystarczało jedno ostrzeżenie, by nauczyć tego kogoś pokory.

— Sam ocenisz — Nie powiedział nic więcej, rozsiadając się w wygodnym fotelu, stojącym tuż obok kanapy, na której jego przyjaciel już zdążył się rozłożyć. Brunet zdjął z ramienia torbę, następnie sięgając do jej środka, w poszukiwaniu konkretnego przedmiotu, lecz gdy po dobrej minucie siłowania, jego dłoń ani wzrok tego nie napotkał, zmarszczył brwi, zastygając w bezruchu. — Nie ma go.

Wyszeptał, kierując to bardziej do siebie, nie mogąc się z tym oswoić, lecz leżący obok chłopak, zdołał usłyszeć mamrot i spojrzeć na niego ze zmarszczonymi brwiami.

— Co? — Spytał, nie rozumiejąc. Toya odwzajemnił jego spojrzenie, wyciągając dłoń z torby, którą kurczowo ściskał drugą dłonią. Czuł jak coś go ściska od środka, momentalnie zrobiło mu się gorąco, a on sam nie chciał przyjąć tego do siebie. W końcu jednak przełknął ślinę, wypowiadając to normalnym jak na tę sytuację tonem. 

— Zgubiłem notes. 

✏︎ 𝚑𝚘𝚐𝚠𝚊𝚛𝚝 || 𝚑𝚘𝚝𝚠𝚒𝚗𝚐𝚜 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz