- Nie wszyscy. - Powiedział Wilson i nas wpuścił. - Tak w ogóle to kto to? - Zapytał się patrząc na mnie.
- Skylar Black. - Powiedziałam z uśmiechem.
- Ja jestem Sam Wilson, ale to pewnie już wiesz. - Powiedział czarnoskóry, a ja przytaknęłam. - Tam jest łazienka. - Pokazał na ostatnie drzwi po prawej. - A ty nie idziesz się ogarnąć? - Zapytał kiedy byliśmy w kuchni a ja usiadłam sobie na krześle. Wypowiedziałam cicho zaklęcie i byłam czysta i przebrana w białą bluzkę z długim rękawem, jasne jeansy i czarne buty. - Wow. Jesteś wróżką?
- Coś w tym stylu. - Wzruszyłam ramionami.
Po kilku minutach Sam zrobił śniadanie i poszedł zawołać Nat i Steve'a.
- Kto z T.A.R.C.Z.Y. Może odpalać rakiety na terenie kraju? - Zapytała w pewnym momencie Natasha.
- Pierce. - Odpowiedziałam szybko.
- Który siedzi w najlepiej strzeżonym wieżowcu świata. - Dodała rudowłosa.
- Ale nie może działać sam. Jak algorytm Zoli trafił na statek. - Powiedział Steve.
- Tak jak Jasper Sitwell. - Odparła Romanoff.
- Czyli pytanie tak naprawdę brzmi.. Jak para przestępców ma porwać w środku miasta oficera T.A.R.C.Z.Y.
- To proste, nijak. - Powiedział Sam, kładąc na stół jakieś teczki.
- Co to jest? - Zapytał Rogers.
- Coś jakby CV.
- Nie mówiłeś, że to komandos. - Powiedziała z uśmiechem Natasha. - Z powodu ostrzału nie mogliście użyć śmigłowców. To co, spadochrony?
- Nie, to. - Podał Steve'owi inną teczkę.
- To co, jesteś pilotem. - Powiedział Steve po przejrzeniu dokumentów.
- Tego nie powiedziałem. - Zaprzeczył.
- Nie chce Cię w to wciągać. Niedawno się wycofałeś.
- Kapitan Ameryka potrzebuje pomocy, i ja nie mogę go zawieść.
- Skąd wytrzasnąć takie coś? - Zapytał Rogers.
- Ostatni mają w jakimś bunkrze. Ale ten jest strzeżony przez jednostkę specjalną.
- Nie ma sprawy.
- Nie określony czas później -
Udało nam się zdobyć sprzęt dla Sama. Obecnie siedzę w samochodzie zmieniona w chomika i czekam na resztę. Sam, Natasha i Steve mają porwać Sitwell'a, ze względu na to, że samochód jest cztero-osobowy postanowiłam zmienić się w zwierzę. A tak poza tym to lepiej żeby HYDRA nie wiedziała, że biorę w tym udział. I tak już zwaliłam bo dla nich cały czas pracowałam. W mieszkaniu Sama wytłumaczyłam chłopakom jakie faktycznie mam moce, żeby nie było. Po jakimś czasie wrócili z łysym mężczyzną. Usadowiłam się pomiędzy fotelami z przodu i czekałam na rozwój wydarzeń.
- HYDRA nie toleruje przecieków. - Powiedział Sitwell.
- To weź się zatkaj na chwilę. - Odpowiedział mu Sam.
- Wizja startuje jutro rano. Trzeba się będzie streszczać panowie. - Powiedziała Romanoff, a ja wydałam z siebie piskliwy dźwięk.
- Tak wiem. Użyjemy go aby odszukać skaner i wejść na lotniskoptery. - Odezwał się Steve.
- Co?! Odbiło Ci?! Beznadziejny, fatalny pomysł! - Oburzył się Jasper.
Po chwili coś uderzyło w dach samochodu, okno zostało wybite, a Sitwell został wyciągnięty z pojazdu przez metalową rękę. Zimowy Żołnierz tu jest. Zimowy zaczął strzelać w tylne siedzenia, przez co Natasha skoczyła na kolana Steve'a. Steve wolną ręką zmienił bieg, a samochód gwałtownie zahamował. Żołnierz spadł z dachu i poleciał do przodu, jednak zaczął hamować ręką przez co poleciały iskry. Jeśli kogoś interesuje jakim cudem to widzę, Natasha położyła mnie na desce rozdzielczej, przed kierownicą. Zimowy wstał, a kiedy Natasha miała do niego strzelić, w nasz samochód uderzył samochód HYDRY i zaczął pchać do przodu. Żołnierz skoczył i wylądował na samochodzie, rozbijając tylną szybę. W końcu swoja metalową ręką wyrwał nam kierownicę, a kiedy Natasha wzięła broń i zaczęła strzelać, skoczył na dach samochodu HYDRY. Natasha schowała mnie do swojej kieszeni. W końcu uderzyli w nasz samochód, przez co ten zaczął koziołkować.
- Łapcie się! - Krzyknął Steve i popchnął drzwi, przez co te wyleciały, a my razem z nimi.
Samochód odleciał, Steve i Natasha polecieli dalej z drzwiami, Sam wylądował na ziemi i zaczął się turlać, a ja o mało co nie zostałam potrącona przez samochód. Zmieniłam się w człowieka, byłam cała poobijana. Wrogi samochód zatrzymał się kilka metrów przed nami, a Zimowy dostał od jednego z agentów granatnik. Pierw strzelił w Steve'a i Natashe. Natasha uciekła za rozkazem Rogersa, a on sam osłonił się tarczą, odrzut był tak wielki, że spadł z autostrady ma ulice niżej. Później zaczęli nas ostrzeliwać, ja i Natasha schowałyśmy się za jednym samochodem, a Sam za drugim. Natasha zwróciła na siebie uwagę, a Sam kawałek uciekł. Kolejny granat poleciał w naszą stronę, przez siłę odrzutu wylądowałyśmy na przeciwnym pasie, i prawie potrącił nas samochód. Szybko schowałyśmy się za czarnym samochodem, jednak pociski wciąż leciały. Kiedy byłyśmy za srebrnym samochodem, w naszą stronę poleciał kolejny granat, siła odrzutu wywaliła nas poza autostradę, jednak użyłyśmy haków i przyczepiłyśmy się do dołu konstrukcji.
Przebiegłyśmy pod spodem, i kiedy Zimowy miał w coś strzelić, Natasha zaczęła do niego strzelać swoimi pistoletami, a ja swoimi, które w między czasie wytworzyłam. Zimowy przez chwilę siedział pod murkiem, aż w końcu kiedy ja i Natasha byłyśmy "bezpieczne" za ciężarówką, zaczął strzelać z karabinu jak wariat. Kiedy Natasha oddała kilka strzałów, ten zaczął w nas strzelać. Kiedy musiał zmienić magazynek, wykorzystałyśmy okazję i uciekłyśmy. Kiedy zauważyłam Żołnierza, wraz z Natashą nagrałyśmy nagranie i je puściłyśmy. Zimowy usłyszał nagranie i wypuścił w jego kierunku okrągłą bombę. Kiedy ta wybuchła, wraz z Natashą zaczęłyśmy atakować. Kiedy Żołnierz zrzucił Natashe i chciał do niej strzelić, przytrzymałam mu ręce wiązkami, a Natasha rzuciła gadżet, który chwilowo z dezaktywował mu metalową rękę. Podczas gdy Zimowy rozwalał przeszkodę, ja i Natasha zdążyłyśmy uciec.
- Wynoście się stąd. - Krzyknęła Natasha.
- Uciekać! - Zaczęłam krzyczeć razem z nią.
***
Kolejny rozdział za nami! Rozdział ma około 950 słów, jednak nie widać tego, przez to że jest głównie opisowy.
Outfit:
CZYTASZ
Wyjątkowa || Avengers
FanfictionJako dziecko została porwana. Przez większość życia była szkolona na maszynę do zabijania. Jak sobie poradzi w gronie super bohaterów, będąc jedną z nich? Sky wiele przeszła, jednak nie zapominajmy że jeszcze wiele jest przed nią. Tylko czy aby na p...