Kompania cała wyjechała, z wielkim zamieszaniem, o świcie. Anna spoglądała za nimi tęsknie, niewidoczna zza lekko uchylonego okienka swojej komnaty. Łowy przecież lubiła nadzwyczajnie i żal jej było przegapionej rozrywki; oh, gnać przed siebie na rączym koniu, z rozwianym włosem i bez żadnej troski w sercu... To była prawdziwa wolność; wolność, o jakiej stare dumki ukraińskie prawiły, a które Jurko tak pięknie śpiewał.
Jurko...
Odnalazła go bez trudu w tłumie mężczyzn gotujących się do drogi. Wysoki, foremny i postawny, z czarną czupryną podciętą krótko z tyłu głowy, po żołniersku, i z dłuższą grzywką, z fantazją opadającą na wysokie czoło i oczy, po kozacku. Urodziwy był i piękny miał głos; ojciec lubił go i szanował, często o radę pytając; bracia kochali go jak brata rodzonego, a i ona...
Wiele czasu zazwyczaj ze sobą spędzali, kiedy Jurko do dworu zajeżdżał. Zawsze miał dla niej gotowy uśmiech, a i podarek, z dalekich krajów przez kupców przywieziony; zwoził jej nowiny i śpiewał tęskne ukraińskie pieśni, uczył szermierki i o szerokim świecie opowiadał. Tak do niego od dziecka przywykła, że bez niego dom niemal pustym się jej wydawał.
Ale teraz...
Coś się w nim zmieniło, gdy wczoraj tak blisko siebie byli. W oczach jego widziała wyraźnie, że jakaś dzikość nim owładnęła. Ale czemóż to? – rozmyślała Anna w zadumie. – Gniewny był, że go zraniła? Może wstyd mu było, że go dziewka zacięła? Ale jakże to, skoro dłoń jej jak szalony pochwycił i całować począł?... Może mimowolnie jakieś dzikie w nim skłonności obudziła?...
Choć młódka, wiedziała dobrze, że mężczyźni od niewiast inni byli; widziała, jak to parobcy dziewki służebne po kątach obłapują, i wiedziała co się to po komorach, w ciemności działo. Ale sama nigdy jeszcze tak o nikim nie myślała... Czyżby Jurko nagłą do niej namiętnością zapałał? Ale dlaczego? Jako siostra dla niego była. Może swym zachowaniem jakoś go zwiodła czy zachęciła?...
- Gospody, - rzuciła się na kolana przed obrazem Przeczystej. – Obmyj mnie z grzechu i odegnaj od Jurka wszelkie myśli nieczyste... Amen.
*
Gdy wszyscy się w las za jeleniem rzucili, jeden Jurko w tyle pozostał, w polowaniu nie biorąc udziału i markotnie za kawalkadą podążając. Widział to kniaź, przeto konia swego powstrzymał i kroku zwolnił, by się wnet z Kozakiem zrównać, po czym wolno ruszył obok niego. Milczeli obaj czas długi.
- Jurko, wiesz to dobrze, żeć jak syna miłuję, - odezwał się wreszcie stary kniaź, straciwszy widać nadzieję, że Kozak sam zacznie rozmowę. – Przeto mnie możesz prawdę wyznać... Co tam pomiędzy wami zaszło?
Jurko podniósł swe czarne, bólem teraz przepełnione oczy i słów znaleźć nie umiał, by wyrazić wszystko, co nim targało. – Nie wiem, - wyszeptał w końcu, z bezradnością, która była dla niego czymś nowym i zupełnie niezrozumiałym.
- Mówiłeś z nią? – badał dalej kniaź.
- O czym?
- Że ją miłujesz, – kniaź rzekł to tak prosto, że Kozak się zdumiał.
- Zali o tym wiecie? – Jurko zakrzyknął ze ściśniętym gardłem. – Zali wszyscy wiedzą? – rozejrzał się wokoło, jakby upewniając się, że nikt ich nie podsłucha.
- Nie, - kniaź głową potrząsnął w zadumie. - Myślę, że wy sami o tym jeszcze nie wiecie. Przynajmniej nie wiedzieliście do wczoraj... Co tam zaszło? – powtórzył z naciskiem.
- Kniaziówna ranę mi obwiązywać poczęła, ale gdym poczuł jej dotyk na mojej skórze, ciarki mnie przeszły, jakoby we mnie piorun strzelił; gdym poczuł ją tak blisko, serce o mało mi nie pękło z tęsknoty... Nie wiem, co się to stało, bom ją znał przecie od dziecka, ale nagle do serca ją przytulić i swoją nazwać zachciałem... – wykrzyknął udręczonym głosem Jurko.
- A ona?
- Znać się przelękła, bo odstąpiła ode mnie, kiej od obcego.
- I nic ci nie rzekła?
- Ani słowa, – Kozak smutno głową potrzasnął. - A teraz znać mnie całkiem unikać zamyśliła, bo nawet na łowy nie poszła, choć wiem, że to od dawna jej ulubiona rozrywka.
- Widzisz, synu, - kniaź mówił cicho i powoli, jakby wielki sekret zawierzając. - Białogłowy inne są od mężów; inaczej myślą i po swojemu rozumieją to, co my robimy... Możeś ją zestrachał tymi gorejącymi oczyma? – Tu stary uśmiechnął się pod wąsem, widać ubawiony Jurkową rozterką. – Może dziewka przywyknąć do tej myśli musi? Może rozłąka dobrze wam zrobi? Wyjedziesz na trochę, to za tobą, jak dawniej, zatuży i po dawnemu cię znów po powrocie powita?
- A jeśli nie? – padło cicho z Jurkowych ust; sam przecież bał się na to pytanie odpowiedzi.
- Jeśli nie, to nic poradzić żaden z nas nie jest zdolen. Przymusić jej nie zdołasz, – kniaź ramionami tylko wzruszył. - Nie tak ją wychowałem, by robiła, co jej każą, jeśli jej to niemiłe.
- Przymuszać jej nie będę i nigdy na to nie zwolę! – zakrzyknął Jurko gorąco. – Oho, oby tylko ona szczęśliwą była, jak dotąd, kiej pies na jej skinienie będę, - westchnął znowu ciężko i ze spuszczoną głową jechał dalej, na nic nie zważając, tylko coś w myślach sobie układając.
*
Po powrocie z łowów ojciec bystro córkę obserwował, ale ona widać zamyśliła Jurka całkiem unikać; gdy się czasem przypadkiem spotkali, była dla niego uprzejma, ale jak obcego go traktowała. Bolało to Kozaka gorzej niż jawna niechęć, bo tak był do niej przywiązany, iż bez niej życia nie umiał już sobie nawet wyobrazić. Przeto pożegnał się z kniaziem i wyjechał...
Annę kiedyś ojciec spotkał samą w sadzie i postanowił dziewczynę na nowo wybadać. - Anula, a cóże to taka markotna jesteś? Za Jurkiem wzdychasz?
Drgnęła i nieco się zapłoniła. – To prawda, że bez niego dwór cichszym się zdaje, - przyznała. – Ale przecie to żołnierz, więc w wojsku służyć musi.
- Ale nie tęskno ci za nim?
- Nie bardziej niż zwykle, - odparła ostrożnie, bacznie kniaziowi się przyglądając. – Czemu to pytacie, ojcze?... – zawahała się. – Jurko coś rzekł przed odjazdem?
- O czym?
- Żem przez własną dumę i nieudolność go zraniła! – wybuchnęła nagle. – Żem się mu podbechtać dała i nad własnym gniewem zapanować niezdolną była, przez co on mógł ucierpieć!
- To cię martwi, że on na cię gniewny?
- Nie, wiem przecie, że mi przebaczył. Ale to rzeczy nie zmienia, że nie powinnam była panowania nad sobą stracić.
- Anula, czy ty go lubisz?
Spojrzała na ojca jakoś dziwnie. – Jurka? Jakże go nie lubić? Toż on jak brat dla mnie. Toż on Piotra z niewoli zratował i dla nas wszystkich jak rodzony jest! – wykrzyknęła naiwnie.
- Ale może ty go lubisz bardziej niźli rodzonego? – Ciemne oczy kniazia spoczęły na niej badawczo.
- Takich rzeczy nie powiadajcie! – uniosła się nagle, nie wiadomo dlaczego i jeszcze większym rumieńcem zapałała. – Ja wiem, com rodzinie powinna. Jurko nie dla mnie i jam nie dla niego! Tego możecie być pewni, że wstydu wam żadnego nie przyniosę!
Odeszła spiesznie, zostawiając ojca w konsternacji znacznej, bo pewien być nie mógł, co ona przez tę odpowiedź rozumiała; czy to, że Jurka kocha, ale za chłopa nigdy nie pójdzie; czy też, że jej obraza sama nawet myśleć, iż on mógłby jej za żonę chcieć.
- Tylko kłopot z tymi białkami, - mruknął kniaź niecierpliwie i do stajni poszedł, by na konie popatrzeć; z nimi nigdy kłopotu nie miał.
Jakieś komentarze?
Jeśli podoba się wam historia, nie zapomnijcie zagłosować.
![](https://img.wattpad.com/cover/245215242-288-k897018.jpg)
CZYTASZ
Kozak i Panna
Historical FictionKniaziówna Anna... Piękna i dumna dziewczyna, która mimowolnie rozbudza namiętność w Jurku, Kozaku, którego ojciec jej przed laty znalazł w stepie i przygarnął, jak syna. Jurko... Sławny i bogaty, ulubieniec całej Ukrainy. Odrzucony przez Annę, Ju...