Rozdział XIII

640 49 36
                                    

Wkrótce połączyli się z głównymi siłami księcia i dowódcy poszczególnych podjazdów, ogarnąwszy się nieco, do wojewody pospieszyli, by mu raport ze swych poczynań zdać.

Zadumał się Wiśniowiecki, słuchając opowieści o odnalezieniu kniaziówny w jarze, przed światem tam przez Jurka ukrytej. Ze zmarszczoną brwią przyjął nowiny o ucieczce Kozaka, ale nic na to nie rzekł, choć się po nim natychmiastowego wybuchu kniazie bardzo obawiali. Meldunków w skupieniu wysłuchawszy, oficerów książę odprawił, wypocząć im przykazując i dopiero wtedy Wiercewiczów przy sobie zatrzymał.

- Chciałbym z waszmościów siostrą pomówić, gdy po trudach podróży trochę wypocznie, - przemówił cicho, bez gniewu. – Na noc tu staniem, więc może przed wieczerzą towarzystwa mi dotrzyma? – Pomimo uprzejmego tonu dosłyszeli bracia jawny rozkaz i tylko się w pokorze skłonili.

Anna domyślała się, że o ucieczkę Jurka będzie tu chodzić i przyjęła wezwanie z akceptacją swego losu; przecież zawsze wiedziała, że kara ją za to minąć nie może. Ale gotowa była bronić swej decyzji z dumnie podniesioną głową, jak ją ojciec od dziecka uczył. – Powiem prawdę, żeście nic o tym nie wiedzieli, - oświadczyła braciom. – Że jam jedna tu winna.

- Nie godzi się, byś nas za tchórzów brała! – uniósł się Michał. – Toć znasz nas od dziecka. Możeśmy i o niczym nie wiedzieli, ale przecie cię teraz nie opuścim i przy tobie stać będziemy, bez względu na karę.

Gdy ich do namiotu księcia wprowadzono, wojewoda zajęty był pisaniem i nawet wzroku na nich nie podniósł. Dopiero, gdy podpis złożył i list sekretarzowi podał, przemówił cicho. - Zostawcie nas. – Książęcy doradcy i pisarze pokłonili się i wyszli w milczeniu. Tylko Anna i jej dwaj bracia przed obliczem księcia pozostali. – Waszmościowie również, - dodał książę, nadal nawet spojrzenia im nie poświęcając.

- Wasza Ksią... - zaczął Andrzej, ale go wojewoda gestem powstrzymał.

Wiercewicze skłonili się posłusznie i wyszli; Anna samotnie miała sprawę zdać ze swych czynów. Dziewczyna ślinę z trudem przełknęła, aby suchości w gardle zaradzić, ale nie chciała po sobie pokazać słabości, więc się wyprostowała i dumnie głowę uniosła.

Długo kazał jej książę w niepewności czekać, ale przecież wreszcie wzrok ku niej zwrócił i zmierzył badawczym spojrzeniem, jakby wartość jej charakteru oszacować pragnął.

- Domyślam się, kto Kozakowi w ucieczce dopomógł, - przemówił cicho, jednak teraz w głosie jego pobrzmiewał tłumiony gniew. – Wielką nam tym uczynkiem wyrządziłaś, waćpanna, szkodę. Moglibyśmy się od niego o planach buntowników wywiedzieć.

- Jurko nic by nie powiedział, - odważyła się przemówić, ale głos jej zadrżał nieco.

- Oh, są na to sposoby, - usta mu drgnęły w okrutnym grymasie.

- Nie zasługiwał na to, co go potkać miało! – Po twarzy ogień jej przeleciał, gdy pojęła książęcą intencję. – To człowiek honorowy i znamienity rycerz...

- Buntownik, nie rycerz! – Książę w gniewie z miejsca się poderwał i w stół pięścią uderzył z taką siłą, aż inkaust z kałamarza chlapnął. – Waćpanna myślisz, że skoro gładkim licem w głowie ci zawrócił...

- Jam mu życie winna! – w pół słowa mu przerwała, choć sama się takiej śmiałości po sobie nie spodziewała.

Zaskoczony widać jej odwagą, książę gniew powściągnął i inaczej na nią spojrzał, jakby nowymi oczami ją mierząc. Ręce na plecach skrzyżował i namiot zaczął przemierzać w zamyśleniu, od ściany do ściany.

- Znałem twego ojca, - przemówił wreszcie, nieco łagodniejszym tonem, przed nią się zatrzymując i prosto w oczy jej patrząc. – Służył ze mną podczas poprzednich buntów i wielce mi się zasłużył. Jego odwagę w waćpannie widzę, - urwał na moment, ale po chwili podjął znowu. – Jednak nie zmienia to faktu, żeś wroga z naszych rąk wypuściła.

Kozak i PannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz