Rozdział XXIX

560 34 40
                                    

Wieczorem cały pałac jaśniał tysiącami świec i rozbrzmiewał muzyką, bowiem książę postanowił godnie uczcić powrót swego ulubieńca. Ci, którzy dotąd Andrychowicza nie znali, dziwili się bardzo jego dzikiej kozackiej urodzie i dopytywali się o niego tych, którzy z dawna byli z nim w komitywie. Opowiadano więc o jego buntowniczej przeszłości i o tym, jak go cudem ojciec odnalazł; o jego bajecznym bogactwie, które zdobył podczas wielu wypraw wojennych; o, niczym z romansu zaczerpniętej, historii jego szalonej miłości dla kniaziówny, którą od pewnej śmierci ocalił i która po wielu przejściach i przeszkodach jego żoną zostać się zgodziła; o jego odwadze i wielkich zasługach wojennych dla księcia. I już nikt nie mógł dziwić się tak wystawnemu powitaniu.

Pan pułkownik przybrany był, jak zwykle, z ogromną elegancją i przepychem; Jurko zawsze preferował zdecydowane barwy, które wspaniale podkreślały smagłość jego szlachetnej twarzy, oraz czerń włosów i błyszczących oczu; w czerwonym żupanie i granatowym kontuszu, bogato zdobionym złotem i kamieniami, wprost przyciągał oczy wszystkich zebranych. Szaty jego umiłowanej żony także mieniły się wszystkimi barwami tęczy od obfitości drogocennych kamieni, w których światło tysiąca świec załamywało się i błyskało przepysznie. Oboje stanowili doprawdy znakomicie dobraną parę.

Pan Łaski, który swój zwykły wigor odzyskał razem z nowinami o Jurkowym ocaleniu, teraz wprost kipiał energią i wręcz błyszczał dowcipem. Jednak szlachcic zniecierpliwił się nieco, gdy z pojawieniem się państwa Andrychowiczów, przestano nań zwracać uwagę. Podszedł przeto do Anny i skłonił się przed nią dwornie, na tyle na ile jego obfita tusza pozwalała, i przemówił głośno dosyć, by uwagę towarzystwa na powrót ku sobie zwrócić. – Kwiatuszku, nie odmawiaj mnie, staremu, przyjemności pierwszego z tobą tańca. Swoim wojakiem przecie jeszcze się nacieszysz... - okiem mrugnął figlarnie.

- Waszmość wiesz to dobrze, że widuję waćpana co dzień, od kilku miesięcy, a on dziś dopiero powrócił po długiej rozłące, - uśmiechnęła się w odpowiedzi jak szczwany pacholik. – Ale i to wiesz pewno, że w skrytości waćpana miłuję i nie zdolnam mu odmówić, - dygnęła przed nim.

Słysząc to, wszyscy zebrani gromkim śmiechem wybuchnęli. Zaś Jurko nasrożył się, brzęknął szablą i gniew nagły udając, zajrzał staremu w twarz. – I to waćpan wiedz, żem o żonę okrutnie zazdrosny. Przeto bacz, bym czego złego o waści nie pomyślał i do szabli go wnet nie poprosił!

- Oho, oho, to już widzę, żeś waćpan panie pułkowniku na wojnie nie tylko szablę, ale i dowcip mocno wyostrzył! – roześmiał się na to pan Onufry, figlarnie okiem mrugając. – Chwali się to wielce waszmości, bo przecie nie godzi się, aby niewiasta obrotniejszy język miała niźli jej mąż.

Ponowna salwa śmiechu nagrodziła tę wymianę. Jurko w odpowiedzi tylko głową potrzasnął w rozbawieniu i miejsca panu Łaskiemu ustąpił.

A po panu Łaskim przystąpiło wielu innych kawalerów, którzy dotąd nie śmieli bliżej zaznajomić się z pułkownikową. Zaś jej mąż wcale się o to nie gniewał. Przeciwnie, dumny był, że ta oto niewiasta, najpiękniejsza i najbardziej podziwiana, jego wybrała spomiędzy tylu innych rycerzy i małżonką jego prawą zostać się zgodziła. Patrzył teraz na nią wzrokiem pełnym miłości i sam swemu szczęściu nie mógł się nadziwić.

Ale wnet to błogie rozmarzenie przerwał pułkownikowi pan Łaski, który upomniał go, iż się nie wywiązuje należycie ze swoich obowiązków.

- Jakże to? – zdumiał się Jurko, nie pojmując.

- A to dlatego, że waść sobie tu siedzisz wygodnie i zacny książęcy miód popijasz, zaś inni, to znaczy się ja, stary, muszę za waszmości obtańcowywać dzierlatki. Wiedz, że nie każda mu tu swojego rycerza, z którym rada by tańczyć. Przeto nasz chrześcijański obowiązek na tym się zasadza, by one panny spod ścian wyłuskać, w tańcu rozruszać i krew pobudzić. Wiem ci ja dobrze, - stary szlachcic westchnął ciężko, jakby z żalem, - że wszystkie one o tym jeno marzą, by ze mną tańczyć, alem już nie młodzik i wszystkim sam rady nie dam... - Jurko na tę tyradę tylko uśmiech pod wąsem ukrył, a pan Onufry tak mówił dalej. – W młodości wielkiej byłem urody i za to, że chanowe żony kochały się we mnie na zabój, to oto oko mi Turczyni wykapali...

Kozak i PannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz