Rozdział IV

719 48 45
                                    

Jurko długo nie powracał do dworu Wiercewiczów; po chutorach i stanicach często bajano o jego wyprawach na bandy zbójeckich Tatarów i o tym, jak jeńców z niewoli swobodził i łupy wielkie brał. Sławnym on już był na całej Ukrainie, ale teraz imię jego i po Rzeczpospolitej się rozeszło. Kiedy wreszcie w gościnę do kniaziów po paromiesięcznej rozłące zajechał, dla każdego miał dar jakiś; a to bogato zdobiony kindżał, a to futra, a to klejnot. Wszyscy mu radzi byli, jedna kniaziówna na powitanie mu nie wyszła, jak to za dawnych czasów w zwyczaju miała.

- A gdzie to panna Anna? – Jurko wreszcie się odważył spytać, nie mogąc już doczekać się jej widoku. – I dla niej przeciem coś przywiózł.

Andrzej z miejsca za stołem się podniósł, do sieni wyszedł i do drzwi jej komnaty zapukał. – Anula, Jurko przyjechał! – zakrzyknął. – Czemuś to się w izbie zawarła jako mniszka jakaś? Nie radaś mu? – Drzwi powoli się otwarły i dziewczyna w progu stanęła. Blada była i brat się zaniepokoił nieco. – Cóż to, choraś?

- Nie, jeno trochęm zmęczona, - wymruczała niechętnie.

- Chodź, Jurko dar dla cię ma, to i wnet lepiej ci będzie i zapomnisz o zmęczeniu. – Pociągnął ją za sobą do świetlicy, niechęci w jej zachowaniu nie dostrzegając.

- Kniaziówno, - Jurko z ławy powstał na jej widok, a oczy mu rozbłysły z ogromnej radości, że ją znowu oglądać może. A piękny był w tej chwili, niby książątko w bogate szaty przybrany, z twarzą pociągłą, wiatrem i słońcem stepowym osmaganą, i z tym tęsknym uśmiechem na ustach.

- Witaj, panie pułkowniku, - głową mu skinęła, ale do świetlicy nie weszła, tylko w progu przystanęła, jakby postąpić bliżej się obawiała.

Bracia swymi podarunkami zajęci, uwagi nie zwrócili na jej dziwne zachowanie. Jeden Jurko poznał od razu, że inaczej niż zawsze go witała, ale tylko głową potrząsnął, by złe myśli odegnać, ku niej krok postąpił i mówił dalej. – Gdym tylko to zobaczył, znał ja, że dla cię te korale, - z uśmiechem rękę z darem wyciągnął. – Kupcy ormiańscy z dalekich krajów je przywieźli... - słowa na ustach mu zamarły, bo dziewczyna o krok do tyłu postąpiła i głową potrząsnęła.

- Waszmość nie powinieneś tak kosztownych podarków zwozić, bo nijak mi się za nie wywdzięczyć, - przemówiła cicho. – Dziękujęć za pamięć, ale tego przyjąć nie mogę.

I bracia, i ojciec w nagłym zdziwieniu na nią spojrzeli; nigdy dotąd przecież daru pięknego nie odmówiła; i to od niego.

- Waćpanno, nie dla odpłaty ja to przywiózł, - mówił Jurko tymczasem, nad głosem próbując zapanować, by się ze swoim wzburzeniem nie zdradzić. – Wyście mi jak rodzeni...

- Anula, co tobie? – wmieszał się ojciec. – Przecie Jurko to dla cię specjalnie przywiózł. Nie godzi się, byś teraz dar serdeczny odtrąciła.

Anna pobladła nieco, ale usłuchała. – Przeto z sercam wdzięczna waszmości, - korale wzięła, ale tak, jakby to węgle rozpalone były i rękę jej oparzyć miały. – Siadajcie, zaraz jadła podać każę, boście pewnie zdrożeni, - zakręciła się w miejscu i za drzwiami w sieni znowu zniknęła.

- Dziewka humory ma, - Piotr ramionami tylko wzruszył i Jurka po plecach klepnął. – Pewno boczy się, żeś na tak długo przepadł. Do nocy jej przejdzie, - zaśmiał się beztrosko.

Ale Jurko wiedział lepiej, że nie humory to niewieście; Anna teraz tak samo na niego patrzyła jak wtedy, gdy na szable się próbowali i ona go zraniła. We wzroku jej czaiła się obawa i niepewność, które go niczym nóż w serce wbity ubodły. Czemuż się go bała? Przecież od dziecka się znali...

Kozak i PannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz