- Jurko!
Po kilkudniowej rozłące Andrychowicz z podjazdu powrócił i pierwsze kroki na pokoje narzeczonej skierował, za jej widokiem mocno stęskniony. – Anula! – w ramiona ją porwał i do góry podniósł, w powietrzu niczym piórko zakręciwszy. – Jakżeś wypiękniała przez te parę dni!
- Albo tobie wzrok się od kurzu zaćmił! – śmiała się w odpowiedzi. – Postawże mnie na ziemi, bo i tak w głowie mi się na twój widok kręci!... Dawnoś wrócił?
- Tylkom co z konia zeskoczył i od razu do ciebiem przygnał. A co tu słychać? – ramię jej podał i do ogrodu poprowadził.
- Nie wiem, czy książę ludzi gdzieś rozesłał, bom z nikim się od paru dni nie widziała. Nawet pan Łaski gdzieś przepadł.
- Hm, okolica spokojna, więc to nie to, - zamyślił się. – Ale może im książę zadania wymyśla, by się zaś nie zasiedzieli?... Ale powiedz mi lepiej, co tam u onego basałyka, któregośmy w stepie naleźli? – Jurko temat zmienił.
- Ma się on dobrze. Księżna dla niego mamkę wyszukała, która się nim odpowiednio zaopiekuje. Nadto, co dzień cały fraucymer go odwiedza i panny prześcigają się, by go zabawić.
- Trzeba go będzie wkrótce ochrzcić, bo nie wiadomo przecie, czy zaś rodzice tego dopilnowali, - mówił pułkownik z uśmiechem. – Jakże tedy damy mu na imię?
- Nie wiem. Zali nazwiemy go po polsku, czy po ukraińsku?
- Nie wiadomo przecie, czy to kozackie dziecię... - tu głos się Jurkowi załamał nieco; o sobie myśleć musiał w tej chwili. – Dajmy mu polskie imię.
- Ale jakie?
- Dla naszego pierworodnego chciałbym... - powiedział z powagą, ale urwał w pół zdania, zapatrzywszy się w twarz Anny, która rumieńcem spłonęła na wzmiankę o ich własnym dziecku. – Chryste, jakaś ty piękna, gdy się tak rumienisz! – wyrwało mu się tęsknie z piersi.
- Jakże więc chłopaczka nazwiemy? – spytała, by myśl jego odwrócić.
- Może Andrzej?
- Niechże tak i będzie, - zgodziła się. – Ale teraz musisz się ogarnąć i do księcia iść, bo się już o ciebie dopytywał.
Zakrzyknął Jurko na swego pacholika i szaty gotować nakazał, po czym do księcia z meldunkiem ruszył.
*
W drodze na pokoje księcia natknął się Jurko na pana Łaskiego, który snuł się smętnie po korytarzach pałacowych, bez uśmiechu na ustach i z głową na piersi pochyloną. – A cóże to waszmość taki markotny? – zagadnął szlachcica. – Mówiła mi kniaziówna, żeś jej waćpan ostatnio unikał... Stało się co? – pułkownik dostrzegł wreszcie ponurą minę starego żołnierza.
- Ot, - pan Onufry ręką machnął, - jeno kłopot.
- Mówże waść!
- Pan Polański... - tu szlachcic głos zawiesił i rozejrzał się wokół, czy nikt nie słucha, - ...w lochu siedzi.
- Nie może to być! Jakże to?... I za co?!
- E, tam, - pan Łaski ponownie ręką machnął, tym razem z rezygnacją. – Idź waść sam z nim gadać, bo ja już cierpliwości nie mam!
Jurko ruszył spiesznie do wieży, w której areszt się znajdował; nikt mu wstępu nie bronił, jako książęcemu oficerowi, i wkrótce stanął przed celą pana Polańskiego.
Młody rycerz siedział bez ruchu na ziemi, plecami o ścianę oparty, z głową nisko opuszczoną pomiędzy zgarbionymi ramionami. Słysząc kroki, głowę nieco uniósł, ale wnet na powrót ją opuścił.
CZYTASZ
Kozak i Panna
Historische RomaneKniaziówna Anna... Piękna i dumna dziewczyna, która mimowolnie rozbudza namiętność w Jurku, Kozaku, którego ojciec jej przed laty znalazł w stepie i przygarnął, jak syna. Jurko... Sławny i bogaty, ulubieniec całej Ukrainy. Odrzucony przez Annę, Ju...