Rozdział 4 - Kocenie

251 12 0
                                    

Nika obudziła się o trzeciej w nocy, nie mogąc oddychać. Gdy pierwsza panika ustąpiła, okazało się, że jednak może oddychać, tylko z trudem, bo jakiś ciężar wyraźnie uciskał jej klatkę piersiową. W pierwszej chwili myślała, że to paraliż senny, ale nie, mogła się ruszać. Więc pozostawało jedno jedyne wyjaśnienie. Wspomnienia z dnia poprzedniego zalały głowę Niki niczym tsunami. Kot. Na jej piersi śpi sobie w najlepsze niedomaterialna forma martwego od ponad doby dachowca. Dziewczyna bardzo ostrożnym ruchem sięgnęła mniej więcej w kierunku nadnaturalnego ucisku, jednak niczego nie wyczuła. No, może poza dreszczem chłodu, zdecydowanie zbyt mocnego jak na listopad. No tak, w końcu zjawy powodowały spadki temperatur... Szykowała się zima ekstremalna, chyba że da radę wyegzorcyzmować się od niespodziewanego domownika. No bo niby to okropne wyrzucać z domu bezdomne zwierzątko, no ale już jest martwe. Nic gorszego się mu nie stanie... Chyba. Nika postanowiła, że w wolnej chwili musi znów odwiedzić Madame Josephine, by dowiedzieć się jak postępować z nowym pupilem i jak się go pozbyć na wieki wieków amen. Albo chociaż przekonać, by nie plątał się żywym pod nogami. Już wystarczy, że musiała użerać się na co dzień z Manfredem, którego z biegiem czasu coraz trudniej było jej lubić. Już wystarczy, że miał ją za wariatkę gadającą o zdechłych kotach. Jeśli przekazał wieści chłopakom, to szykował się ciekawy dzień w szkole... No, ale do szkoły trzeba się móc wyspać. A jak tu zasnąć z taką duszącą duszą?

Rudowłosa biła się z myślami, ale w końcu wzięła i przewróciła się ostrożnie na bok. Coś cicho tąpnęło o podłogę, a ucisk nagle zniknął.

- Przepraszam, ale mnie dusisz, a ja chcę spać - poczuła się w obowiązku wyjaśnić, nawet jeśli z boku takie gadanie nie mogło dobrze świadczyć o jej zdrowiu psychicznym. Naciągnęła sobie kołdrę na głowę i ponownie zapadła w sen.

Tym razem udało jej się bez kolejnych niespodzianek dospać do budzika. I nawet obudziła się wypoczęta. Acz może po części była to kwestia tego, że była zbyt przejęta wieścią że od teraz ma kota, przez co olała większość swoich wieczornych rytuałów i położyła się wcześniej. Nawet wałków nie zdążyła sobie założyć. Cóż, pozostało jej ogarnąć się na szybko i udawać w szkole, że wszystko jest w porządku...

- Ja nie wiem czy ty mnie rozumiesz, ale się lepiej czuję gdy do ciebie mówię, a musimy ustalić pewne zasady - oświadczyła, w międzyczasie uskuteczniając poranną toaletę. Wiedziała, że jej kot jest przy niej, bo w łazience rozkręcał właśnie rolkę papieru - Nie wolno się kręcić ludziom pod nogami, bo się przez ciebie wywalają. A to nie jest dobre. Nie wolno.

Może jednak Manfred miał rację i powinna sobie zabukować ten weekend w Tworkach...? No bo naprawdę było z nią coraz gorzej. Gadała z martwymi kotami, nie radziła sobie i potrzebowała porad spirytystek, oraz, co najgorsze, zapomniała poprosić nową koleżankę o numer telefonu czy dodanie na fejsie. Jak one się teraz odnajdą w szkole? Będzie musiała się zebrać wcześniej i na nią zaczekać.

Zmobilizowana do szybkiego wyjścia z domu Nika, przed zamknięciem drzwi rzuciła kłębkiem włóczki, licząc na to, że duchowy kotek zainteresuje się nim i nie wyjdzie z domu za Niką. Ale że pupil był niematerialny, a Nika uważała się za realistkę, to dwa kłębki i tak spakowała sobie do torby. Na wszelki wypadek. Duchową dywersję zawsze warto mieć przecież w pogotowiu. Na szczęście jej nowy chowaniec albo chwilowo dał jej spokój, albo się zrobił bardzo grzeczny, bo rudowłosa zdołała dotrzeć do szkoły bez większych problemów. Jako że do rozpoczęcia zajęć miała dobre dwadzieścia minut, postanowiła poczekać na Karę przed budynkiem. Przy okazji bacznie obserwowała, czy przychodzący falą uczniowie się potykają o niewidzialne przeszkody. Póki co nikt nie ulegał tajemniczym wypadkom, jednak Nika miała jakieś takie niejasne przeczucie, że nie stoi u progu szkoły sama.

Nika Mickiewicz oraz Zgubne Skutki Nadmiaru EmpatiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz