Rozdział 16 - Buszujące w Kontenerach

103 11 1
                                    

Reszta szkolnego dnia upłynęła Karze i Nice na uciekaniu przed wzrokiem plotkujących i skupianiu się na tym, co w tej anegdocie zwanej życiem najważniejsze: na sobie. I wcale nieźle na tym wychodziły. Ba, z czasem nawet trochę się rozluźniły w nowej sytuacji, zachowując się na tyle normalnie, na ile to możliwe ze szwendającym się między nogami niewidzialnym kitkiem, który domagał się uwagi. Blondynka oczywiście nadal w Szródiego nie wierzyła, no ale wszystkiego mieć nie można. Nika uznała, że do szczęścia wystarczy jej to, co ma... I skarby, które wyłowi ze śmietników.

Na spotkanie z Laurą ruszyły zaraz po ostatnim dzwonku, kierując się od razu pod znany już Nice dobrze adres. A konkretnie za okoliczny supermarket, gdzie czerwonowłosa już czatowała przy bramie do śmietników razem z grupką innych freegan. Ruda nawet znała już z widzenia kilka osób, ot, studenty, co też szukały taniego pożywienia, by mieć więcej na ważniejsze wydatki typu trawka czy sojowe latte.

- No, jesteście wreszcie! - ucieszyła się Laura na widok koleżanek - Długo wam zeszło...

- Sorry, wolałyśmy się nie zrywać z ostatniej lekcji - Nika przytuliła dziewczynę Felixa na powitanie

- Be gay, do crimes!

- Ciebie też miło widzieć - Kara tymczasem rozglądała się po innych zebranych - Ymm... Państwo też na śmietnik?

Odpowiedziało jej kilka przytaknięć, toteż rozkulbaczyła swój plecak, by wyjąć kilka rzeczy. Robocze rękawice, latarkę czołówkę, nawet miniapteczkę, którą dopięła sobie do paska. Tężec w końcu nie uśmiechał się nikomu.

Jej dziewczyna była o wiele skromniej zaopatrzona. Z plecaka wyjęła jedynie stare, pomięte dresy, coby narzucić je na siebie i swoich szkolnych ciuchów nie brudzić. Oraz stos reklamówek, które mogły służyć zarówno do pakowania rzeczy, jak i za rękawiczki.

Tak czy inaczej pracownicy marketu wkrótce zaczęli wyjeżdżać wózkami widłowymi tylnym wyjściem, by zutylizować nadwyżki towarów. Niby otworzyli budyneczek ze śmietnikami, ale palet towarów nie wrzucali do kontenerów. Taka była umowa ze zbieraczami: pracownicy zostawią im kulturalnie "skarby" na betonie, a poszukiwacze po ograbieniu ładnie resztę wyrzucą. I wszyscy byli zadowoleni.

Jedzenia było całkiem sporo, większość z datą ważności tego samego dnia, ale też obite warzywa i owoce. W ilościach przemysłowych. Do tego pokruszone, porozrywane albo czerstwe pieczywo, a także inne towary w opakowaniach tak zniszczonych przy transporcie czy przechowywaniu, że nie było raczej szansy tego sprzedać. A przecież jak nie można czegoś sprzedać, to taniej jest wyrzucić na śmietnik. Ot, polska rzeczywistość.

- O kurna, tego serio jest dużo... - Kara obrzuciła wzrokiem sterty towarów, w których inni zaczynali już buszować. A potem wyjęła z plecaka torby - Dobra, to co mam brać?

- Hmmm... Pieczywo się zawsze przyda - stwierdziła ruda. Nie wspomniała jednak, że przyda się raczej na pułapki na gołębie - Nabiał też wytrzyma jeszcze ze dwa dni... A warzywa można przerobić na zupę. Mięso zostaw. Lepiej nie ryzykować.

- A te słoiki i puchy? O, patrz, kocie żarcie...

- Weźcie, Szróduś się ucieszy - Laura już rozkopywała inną górkę towarów, aż latały kartonowe obierki - Ugh, jakieś waciki tu powywalali... Gdzie te piękne czasy jak wywalili paletę bidonów, bo im opakowania przemokły...?

- Laura, tymi wacikami to szkolną walutę możesz zrobić... - zażartowała Nika - Dziewczynom w szkole się przyda.

- Nie no, ja wiem, ale to pootwierane jest i już brudne, się nie nadaje... - stwierdziła czerwonowłosa - Chyba że na podpałkę.

Nika Mickiewicz oraz Zgubne Skutki Nadmiaru EmpatiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz