(Rozdzialik krótki w porównaniu do tego co zwykle z powodu tego co w tytule. Odautorsko proszę zaś o komentarze, bo ich mao, a nie dość że motywujo, to konstruktywny krytycyzm robi dobrze na samorozwój)
Kara w życiu by się przed sobą do tego nie przyznała, ale nienawidziła konfrontacji. No po prostu skręcało ją wewnętrznie na myśl, że będzie musiała wziąć i stawiać na swoim, szczególnie gdy w grę wchodziły przepychanki słowne z jej rodzicami, których, mimo wszystko, trochę się jednak bała. Gdy więc tylko usłyszała od swej hiperwentylującej dziewczyny strzępki wieści o tym co zaszło to wiedziała co musi zrobić. Wziąć i iść załatwić problem, który jej bezpośrednio nie dotyczył. Upewniwszy się tylko, że Nika nie ma nic przeciwko i jest już jakoś tam uspokojona pod opieką Madame Josephine, blondynka przywdziała swój terenowy strój i wybiegła na miasto, kierując się do znajomego seksszopu. Niestety "Shibden Hall" było zamknięte, nawet mimo wczesnowieczorowej pory. No tak, pani Ula miała pomagać lokalsom... Kara zawzięła się zatem i ruszyła do domku, z którego rano pani Alinka wyjeżdżała swoim wypaśnym autkiem. Na szczęście orientacja w terenie dziewczyny była mistrzowska i trafiła na miejsce bez trudu. Przełykając nerwowo ślinę weszła na posesję i zadzwoniła do drzwi, nieco onieśmielona, że już któryś raz zmuszona jest zakłócić nauczycielce egzystencję. No ale jak mus to mus, darmowe prawniki piechotą nie chodzą.
- Heloł? - głos pani Uli w domofonie dodał jej trochę otuchy
- Dzień dobry... Wieczór... - blondynka zawahała się - Bo my tak jakby znów potrzebujemy żeby nas pani Alinka poratowała...
Drzwi otworzyły się, a stanęła w nich srogo wyglądająca pani Ula.
- Co tym razem...? - spytała, starając się nie brzmieć na poirytowaną
- Ymm.. Bo... Potrzebujemy porady. Prawnej.
- Mhm... Wlazła, wytrzep buty... - kobieta się chyba poddała, bo zostawiła drzwi otwarte, by dziewczyna mogła wejść - Alinaaa! Odziej się, gościa masz!
- Już idę! - po chwili z drugiego pokoju przytuptała w zdecydowanie za bardzo różowo-króliczko-puchatych kapciach, dresach i pomiętym t-shircie w superbohaterów pani Alinka - Kara? Czy pan Polon...?
- Nie, to o mnie i Nikę chodzi - blondynka chwilowo zignorowała jakże profesjonalne odzienie nauczycielki - Szczególnie o Nikę... Tym nagraniem co panie puściły w obieg to trochę panie namieszały... Ja... Ja wytłumaczę...
- Te dresy mogły wam zrobić krzywdę. Przepytają was tylko jako świadków, o nic nie musicie się bać, tylko przyjdźcie z rodzicami... Wymóg prawny - pani Alinka gestem zaprosiła Karę w głąb domu - Herbatki?
- Przyda się... - dziewczyna weszła dalej, do salonu. I ojej, może nie była znawczynią wystrojów, ale jakoś tak miała wrażenie, że tego domu nie urządzał nikt normalny. Generalnie nowoczesny salon połączony półścianką z kuchnią przypominał miszmasz orientalności z ascetyczną wręcz prostotą. Ciemnozielone ściany pokrywały półki i wieszaki pełne jakichś siatek, tarpów, lin i innych sprzętów, na których widok jej oko zbielało. Tam zaś gdzie nie wisiały zabawki pani Uli druga domowniczka wywiesiła swoje obramowane certyfikaty, jakieś wycinki z gazet i generalnie wszystko, co tylko udowadniało, że mieszkanki tego domu to jakieś totalne zaprzeczenie zasad normalnego świata.
- Czarna, czerwona, zielona, czy biała? A może owocowa? Albo ziółka...? - pani Alinka otworzyła kuchenną szafkę wypełnioną pudełkami z herbatą po brzegi
- ...Ciepła? - zaryzykowała Kara - Obojętnie mi, w interesach przyszłam...
Pani Alinka pstryknęła czajnik i wrzuciła im obu do filiżanek po torebce herbaty. Gdy woda się zagotowała, zalała ziółka i przyniosła na stoliczek.
CZYTASZ
Nika Mickiewicz oraz Zgubne Skutki Nadmiaru Empatii
FanfictionNika Mickiewicz ostatnimi czasy radziła sobie nadzwyczaj dobrze. Nie pakowała się ze swoimi przyjaciółmi w większe niż zwykle kłopoty i nauczyła się życia w dzikim, warszawskim kapitalizmie. Niemniej gdy pewnego dnia jej moce paranormalne zaczynają...