Rozdział 15 - Społeczne Turbulencje

116 12 8
                                    

Nika Mickiewicz obudziła się w ciepełku i zaskakującym komforcie. Jej kanapa zwykle nie oferowała ani jednego ani drugiego, ale tym razem jakimś cudem wydawała się miejscem doskonałym. A może była to po prostu kwestia tego, że u boku rudej pochrapywała Kara, skulona z gospodynią pod jednym kocykiem. Dopiero po dobrej chwili do Niki dotarły wydarzenia z dnia poprzedniego. Draka w szkole, wcześniejsze zwolnienie z lekcji, rozmowa w Zbędnych Kaloriach, spacer do domu i wspólne bindżowanie serialu przy jednoczesnym wyjadaniu wszystkiego, co akurat było w lodówce. No i chyba po pobudce o piątej nad ranem rudej zegar biologiczny się przestawił, bo teraz czuła się już wyspana i gotowa na rozpoczęcie dnia, choć na ekranie nadal włączonego komputera widniało, że jest ledwie parę minut po szóstej. Hm, czyli Zdaje się, że zmorzyło je jakoś po południu i Kara została na noc... Dobrze, że Madame Josephine to jasnowidzka, bo pewnie by się martwiła... Nika westchnęła cicho i wzdrygnęła się lekko, bo po przebudzeniu wysunęła się spod koca i początkowe ciepełki właśnie zaczynały ją opuszczać. Tym chętniej wróciła pod koc, lądując praktycznie twarzą w twarz ze swoją dziewczyną. Aż się uśmiechnęła na tę myśl, że ma dziewczynę. No bo... Miłe to było uczucie. Fajnie było nie być samej.

I wtedy zauważyła, że z oparcia za plecami śpiącej łypie na nią para żółtych oczu. W pierwszej chwili chciała wrzasnąć, zaskoczona, bo nie spodziewała się zobaczyć w swoim półtorapokoju kota. Ale... No, był to kot. Czarny i wyrośnięty, wpatrzony w nią jak w obrazek. I choć widziała go po raz pierwszy w życiu, to wydawał się jej bardzo znajomy.

- Szródi...? - dopiero po chwili do niej dotarło, że jej duchokotek najwyraźniej wrócił. I to w formie zdecydowanie bardziej widocznej niż się tego spodziewała.

Zwierzątko otworzyło pyszczek, ale nie dobył się z niego żaden dźwięk. Przynajmniej nie taki, który Nika mogłaby usłyszeć. A potem Szródi zniknął, jakby się rozmył w ciemności. I tylko dało się widzieć jak jego łapki odgniatają się na kocu, przełażąc bezceremonialnie po Karze i lądując na kolanach Niki, ponownie jako niewidzialna, ale już nawet nie tak zimna masa półmaterialnej galaretki.

- Ssso mie trącaaasz... - mruknęła przez sen blondynka, nic sobie nie robiąc z tego ewidentnego nawiedzenia

- To nie ja, to Szródi. Objawił mi się.

- Yhyyy... - Kara umościła się wygodniej, nijak nie rejestrując co się dzieje

Z kolei na kolanach rudej niewidzialne kitku zaczęło wibrować. Czyli chyba mruczało, zadowolone.

- Ojeju, mruczyyy - dziewczyna wyciągnęła dłoń by zatopić ją w półprzenikalnym futerku. Zimnym, ale jednak futerku, galaretka zaczynała nabierać przyjemnej fakturki. Sam Szródi zresztą dźwignął się na łapki i zaczął wtulać łebek w jej pierś, co już całkiem rozpuściło serduszko Niki. Że miały dziś iść do szkoły i stawić czoło Kiblowej Radzie Dziewcząt? A potem szperać po śmietnikach? Pfff... Ważniejsze, że kituś chce się miziać.

- Jaki on uroczy... Daj rękę, Kara, musisz go pomiziać.

Ale blondynka nijak nie wykazywała chęci współpracy. Ale gdy już gospodyni wzięła ją za rękę i wybudzenie się stało się faktem...

- Matko, która godzina?! - śpiąca zerwała się do pionu, przerażona - Szósta?! Ja powinnam okrążenia po osiedlu robić!

- Ojeju, ty od razu do biegania... No to leć, ja śniadanie zrobię.

- Umpf... Nie no... Wyślę tylko cioci esemesa że żyję, bo w sumie nie za ciekawie wyszło... W sensie że jej nie dałam znać wcześniej, a nie że... Jestem tutaj - Kara zarumieniła się lekko - To jest akurat fajne. Bardzo.

- Chyba nie będzie zła, co? To jasnowidzka...

- Dowiem się dziś wieczorem... Chyba że masz chęć przebiec się do mnie teraz. No bo mamy dziś po śmietnikach latać, więc... Jakieś dodatkowe torby by się przydały...

Nika Mickiewicz oraz Zgubne Skutki Nadmiaru EmpatiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz