Rozdział 24 - Spełnienie Marzeń

108 7 7
                                    

- Ałaaa... - głos Kary obudził Nikę. Ruda, jak to ona, chciała od razu pomóc, ale prostując głowę wywołała w swoim karku taki ból, że sama zaczęła jęczeć.

Za oknem nadal było ciemno, a w domu cicho. Przez wczesną drzemkę poobiednią przespały cały wieczór oparte o siebie nawzajem, a teraz obie stękały nad swymi ponaciąganymi ścięgnami czy co tam je tak nieziemsko bolało.

- Uroczość uroczością, ale już nigdy tak nie zasypiamy... - zadecydowała Nika, masując sobie kark - Że też nas nikt nie obudził...

- Prawie piąta... - blondynka zerknęła na zegarek w telefonie - To już nawet nie ma sensu się kłaść... - westchnęła i wtuliła się w swą dziewczynę, jakby jednak rozważała dalsze spanko

- Ależ jeszcze godzinkę można pospać w normalniejszych warunkach... - pożaliła się ruda

- Alejamuszębiegankooo...

- No dooobra... Niech ci będzie. Ale tylko raz.

- Obie dobrze wiemy, że to nie tylko raz - Kara cmoknęła ją w policzek, ucieszona, i z nowymi siłami podniosła się do pionu, by rozejrzeć się za dresami

- Raz, bo ja wolę spanko - Nika również uskuteczniła pionizację i zabrała się za przeglądanie siatek ze swoimi ubraniami

- Poważnie? Nawet ode mnie? - blondynka spojrzała na nią maślanymi oczami, wydymając usta jak smutny bachor

- Nie od ciebie, tylko od biegania... Ale dzisiaj z tobą pobiegam, bo muszę się upewnić jak bardzo tego nie lubię.

- Doceniam twoje poświęcenie. I zapewniam, że mimo wszystko jeszcze jakieś krótkie przebieżki będziemy uskuteczniać - Kara posłała jej całusa znikając w drzwiach do łazienki

O piątej obie dziewczyny, przekradłszy się przez dom, złaziły już po schodach w ramach rozgrzewki. A rozgrzewka potrzebna była, bo listopad to listopad i po nocy jest ciut zimno. Potem chwila rozciągania na podwórku nim zabrały się za faktyczne biegi. Kara nie wprowadziła reżimu i starała się dostosować do swej drugiej połówki, więc w sumie ledwo co truchtały. A jednak zaraz się im zrobiło cieplej.

- Dzięki, że się zgodziłaś - zagadała w którejś chwili blondynka

- Muszę korzystać ze wspólnego czasu - Nika odpowiedziała z uśmiechem, choć była już porządnie zdyszana

- Będziemy go jeszcze miały dużo. Chcesz zwolnić...?

- Byłoby... Bardzo... Miło... Bo... Mnie... Zaraz... Kolka złapie...

Przystanęły zatem, chłonąc widok budzącej się powolutku do życia Warszawy. Widok nie za ciekawy, co trzeba przyznać, ale zdecydowanie lepszy niż wypluwanie płuc.

- Mimo wszystko dobrze idzie jak na pierwszy raz - Kara podsunęła rudej bidon z wodą, który przezornie zabrała - Masz tam w środku coś poza skórą i kośćmi. I mózgiem, ma się rozumieć - dodała szybko - Boś mądra i masz gust.

- Żeście mnie z Madame Josephine karmiły dobrym jedzeniem, to mi się mięśnie wyrobiły... Tyle kalorii regularnie to od miesięcy nie jadłam...

- No to się przyzwyczajaj, bo głodowanie normalne nie jest i ja nie pozwolę żebyś mi nikła w oczach.

- Oj tam od razu nikła. Acz wybieranie czy chcę na obiad kanapkę z pasztetem czy z paprykarzem szczecińskim dwudziesty dzień z rzędu było dość... Monotematyczne.

- Nika, słońce, ja ciebie kocham taką jaka jesteś, ale weź ty się zastanów czy mieszkanie z ciocią nie będzie dla ciebie po prostu zdrowsze... - blondynka zmierzyła ją zmartwionym spojrzeniem - Ty potrzebujesz wsparcia kompleksowego, a nie tylko obiadku raz dziennie...

Nika Mickiewicz oraz Zgubne Skutki Nadmiaru EmpatiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz