Rozdział 17 - Więcej Karkówki, Traumy i Rozmów

141 11 8
                                    

Nikę obudziły ostre szpileczki wbijające się w jej policzki. Dopiero po chwili panicznego machania głową zorientowała się, że to Szródi był źródłem całego zamieszania. Rozejrzała się po pokoju, starając się uspokoić oddech. Zza okna powoli wylewało się światło słoneczne, pospała chyba dłużej niż zwykle... No ale to raczej kwestia tego, że była u Kary. Samej blondynki jednak nie było w pobliżu. Acz z kuchni dobiegały odgłosy krzątaniny, więc po przebraniu się w coś bardziej wyjściowego ruda poszła tam, by się przywitać. Acz gdy stanęła w drzwiach to chwilowo swego zamiaru zaniechała, obserwując tylko jak jej dziewczyna, już ubrana i ogarnięta, z precyzją chorej na nerwicę natręctw układa kolejne pudełka z jedzeniem i rzeczami na biwak w swym plecaku, starając się wygospodarować jak najwięcej miejsca. A że zwrócona była plecami do wyjścia, to nie wiedziała, że jest obserwowana. Nika stała tak więc przez chwilę, tylko patrząc, aż w końcu podeszła do swojej dziewczyny.

- Hej, Kara... Pomóc w czymś?

- Kuźw...! - tamta aż podskoczyła i odwróciła się, unosząc ramiona jak do bitki - Nika! Nie strasz mnie tak!

- Sorki... Tak bardzo zajęta byłaś, że nie wiedziałam czy przeszkadzać. Łazisz jak w transie. Więc ponawiam pytanie. W czym mogę pomóc?

- W posprzątaniu tego - blondynka wskazała jej tacę z owsianką, kanapkami i herbatą - Miała być dostawa do łóżka, ale żeś mi plan popsuła...

- Awww... - ruda przytuliła swoją dziewczynę w podzięce, przepychając się za jej plecami do tacy z owsianką - Ty już jadłaś...?

- No ba, toć zaraz dziewiąta... Zdążyłam wyjść się przebiec, wziąć prysznic, śniadania zrobić...

- O matko, dziewiąta? To rzeczywiście zaspałam... Ale dobra, zjem, ogarnę się i chyba będziemy mogły wychodzić...

- Smacznego... - Kara zagarnęła swojego pudełkowego tetrisa na bok, by tamta mogła się z posiłkiem na spokojnie rozsiąść

Owsianka na mleku, choć była prostą potrawą, to jednak syciła. I przypominała dzieciństwo, kiedy jeszcze rodzice Niki żyli... Wtedy to była codzienność, a teraz dziewczyna rzadko miała okazję na taki posiłek. Nawet najedzona dopchała się jedną z przygotowanych przez blondynkę kanapek, drugą nakazując jej zjeść, by obie miały siłę przed wymarszem. Kara nie dyskutowała i zjadła na szybko, raz po raz upewniając się tylko, że wszystko spakowała, a w lodówce czeka na jej ciotkę jej śniadanie. No bo przecież jak to tak starszą panią bez posiłku zostawić. Dopiero gdy wszystko było gotowe i dopięte na ostatni guzik blondynka usadziła się na krześle. Acz przytupywała nogą, jak nadaktywne dziecko. Albo takie, które jest bardzo, bardzo podekscytowane. Tyle, że przed wyjściem ruda musiała się jeszcze ogarnąć, i to nie tylko w sensie prysznica. W końcu przemyciła z domu kosmetyki. Nie miała jakiejś wielkiej wprawy, ale zrobić sobie rzęsy i pobłyszczyć usta to nie była wielka filozofia. Dopiero gdy poczuła się usatysfakcjonowana swym wyglądem opuściła łazienkę i, zostawiwszy niepotrzebne graty typu piżama, czy szkolne książki, na miejscu, mogła wreszcie udać się ze swą dziewczyną na randkę.

Do lasu pojechały tramwajem, jak ostatnio. Perspektywa spędzenia czasu tylko razem, bez ciekawskich spojrzeń Laury i w ogóle obcych ludzi, bardzo je ekscytowała. Zwłaszcza że podczas samej jazdy zdążyły zaobserwować naprawdę spore tłumy ludzi zjeżdżających do centrum. Starały się jednak nie myśleć o obrazie zniszczenia i rozpaczy jaki zastaną po powrocie. Po prostu jechały jak najdalej od tego miejskiego zgiełku, a gdy tramwaj wywiózł je najdalej jak mógł, zaczęły iść pieszo.

Z racji wolnego trochę Warszawiaków zdecydowało się na spacery, więc nawet w lesie dziewczyny musiały unikać niechcianego towarzystwa i oddalić się od głównej ścieżki na dobry kawałek nim przestały się obawiać, że ktoś na widok ogniskowego dymu wezwie służby. Ale w końcu udało im się znaleźć ładną polankę, w sam raz na posiadówkę. Rozpoczęło się więc tradycyjne przygotowywanie ognicha: zamiatanie ściółki, wykładanie kamieni pod ognisko, zbieranie i rąbanie drewna... No, to ostatnie to w sumie robiła Kara za obopólną zgodą. A Szródi gdzieś tam w tle sobie hasał po suchych liściach.

Nika Mickiewicz oraz Zgubne Skutki Nadmiaru EmpatiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz