Sobotni poranek zaczął się o wiele za wcześnie. O ósmej. O dziwo wcale nie przez domagającego się miziów Szródiego. Po prostu jakaś zła istota zaczęła niemiłosiernie pipczeć w nikowy domofon. Zaspana ruda, nadal w piżamie, doczłapała do domofonu (cudem nie wywalając się o krążącego wokół jej nóg Szródiego). Była gotowa ochrzanić biednego akwizytora, czy kto tam jej się dobijał. A potem przypomniała sobie, że jest sobota. I że umówiła się z Karą. Przyszła za wcześnie, franca jedna! I teraz Nika czuła mentalną presję, by się szybko wcisnąć w ubranie. Zwłaszcza, że domofon już się uciszył, a z klatki słychać było czyjeś tuptanie po schodach... W przypływie fantazji rudowłosa narzuciła na siebie domową bluzę, wiedząc, że przebrać się w nic sensowniejszego w tym stanie (i przy tak małej ilości czasu) zwyczajnie nie zdąży. Miała rację. Ledwo co skończyła „ubieranie" i już przy drzwiach zabrzmiał dzwonek. Otworzyła zrezygnowana. Przecież nie będzie dziewczyny zmuszać do stania przed drzwiami przez najbliższą godzinę. Nawet jeśli przyszła za wcześnie. I... Chyba przefarbowała włosy. I jakoś w ogóle się zmieniła, bo wyglądała jak...
- Sorry, że dopiero teraz, przyjechałam jak tylko wróciłam! - zapewniła gorąco Laura, rozkładając ramiona - Przyniosłam lody, chusteczki i filmy. Wiem, że nie lubisz horrorów, ale specjalnie wzięłam takie, gdzie grupy nastolatków giną wymordowane przez potwory. Wiesz, na odreagowanie.
Nika zamrugała, niepewna czy przypadkiem nie stoi przed nią jakaś senna mara, a Laura, nie czekając na oficjalne zaproszenie, wślizgnęła się rudej do mieszkania. Rozglądała się przy tym dyskretnie, jakby szukała pobitych naczyń czy innych dowodów na załamanie nerwowe gospodyni. Nic jednak takiego nie znalazła, a miseczki i kocyk Szródiego uznała za kapliczkę, więc zaczęła wypakowywać z torby przyniesione dobroci: chusteczki i pudła lodów.
Nika powoli wychodziła z szoku, a gdy jej się to przynajmniej częściowo udało, szybko popędziła pościelić swoje miejsce do spania. Nie żeby jakoś bardzo pomogło to estetyce półtorapokoju, ale przynajmniej mogła udawać. Laura zresztą nie robiła jej wyrzutów, przyglądając się tylko koleżance ze współczuciem.
- Laura, ja... Ja dopiero niedawno wstałam... Nie będziesz miała mi za złe jeśli najpierw trochę się ogarnę?
- Ożesz... Wiedziałam, że o czymś zapomniałam - tamta klepnęła się w czoło - Esemesa ci miałam wysłać, zapowiedzieć się... Sorry... Jasne, ogarniaj się ile potrzebujesz. Chyba że mam iść. Mam iść?
- Nieee, zostaaań - Nika wskazała kanapę i wzięła do łazienki ciuchy na przebranie. W tym porannym roztargnieniu zapomniała poinformować koleżankę, że w sumie to za dwie godziny będą miały gościa w postaci Kary, z którą to wybierają się na wycieczkę.
Laura zresztą miała chyba własne priorytety, bo gdy w końcu, po prawie godzinie, gospodyni zaszczyciła ją znów swą obecnością, czerwonowłosa była zajęta majtaniem jakimś piórkiem na sznurku. Piórko miotało się jak nawiedzone, szarpane siłą niewidzialnych łapek.
- Twoje kitku jest cudowne - oświadczyła Laura, zauważywszy koleżankę
- ...Nie no. Ja chyba śnię - poranny prysznic najwyraźniej Niki nie dobudził - Skąd wiesz o kocie?
- Felix mi mówił.
- Ufff, to trochę wyjaśnia. Troszeczkę. W każdym razie... Miło, że przyszłaś. Trochę niespodziewanie, ale miło. Za jakieś półtorej godziny wpadnie do mnie Kara, nowa koleżanka z klasy. Robimy babski wypad do lasu. Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko, jeśli do nas dołączysz. Jeśli chcesz oczywiście...
- Do lasu...? A ja taka normikowa... - Laura westchnęła, patrząc po swoim krzykliwym w sensie kolorystycznym odzieniu - No dobra, raz mogę pójść bez sprzętu... Osikowe kołki se przynajmniej postrugam. Tylko osiki musimy zrobić.
CZYTASZ
Nika Mickiewicz oraz Zgubne Skutki Nadmiaru Empatii
FanfictionNika Mickiewicz ostatnimi czasy radziła sobie nadzwyczaj dobrze. Nie pakowała się ze swoimi przyjaciółmi w większe niż zwykle kłopoty i nauczyła się życia w dzikim, warszawskim kapitalizmie. Niemniej gdy pewnego dnia jej moce paranormalne zaczynają...