Poszukiwania

58 8 4
                                    

Byle cicho. Byle nikogo nie obudzić. Byle cicho. Byle...
Nagłe mrowienie. Cień. Ciemna zasłona. Mur. Paraliż.
-Gdzie są twoi przyjaciele?

Maurycego nie zdołano znaleźć do końca śniadania.
Na większości podopiecznych, nie robiło to zbytniego wrażenia. On już taki był. Znikał. Na czas zajęć, dwie godziny, czasem nawet pięć. Zjawiał się z nikąd. Powodów swoich "nieobecności", nigdy nie podawał. Z resztą, nie musiał.
Zawsze wszystko odbywało się według jednego, tego samego scenariusza. Maurycy znikał, raptownie się pojawiał i nagle okazuje się, że w kuchni barkuje sporej ilości zapasów, w ścianie między toaletą męską, a kobiecą jest dziura, albo pies jednej z nauczycielek od polskiego, został przywiązany do komina na dachu. I mimo, że w dalszym ciągu utrzymywano twierdzenie, iż to znowu jedno z jego dowcipów, każdy skrycie w duchu, odczuwał, że coś jest nie tak. Jakiś element, nie pasował do tej układanki.

Był piątek. Dzień przed Halloween. Jedno z najbardziej wyczekiwanych świąt w ciągu roku. Każdy przebierał się we własnoręcznie zrobione kostiumy, robione z pomocą nauczycielki od zajęć plastycznych. Piątek, był zatem dniem wolnym, w całości poświęcony przygotowaniom. Dziś górowały pajęczyny, zombie, kły i sztuczna krew.

Godzina 6.30. Koniec śniadania.
Drzwi stołówki otworzyły się tylko chwile po słowach "możecie się rozejść". Skrzydła omal nie wypadły z zawiasów, uderzając w nieskazitelnie białą ścianę korytarza. Dwie młode dziewczynki, jedna wyższa z burzą ciemnych włosów, podskakujących przy każdym skoku, druga z jasnymi blond lokami spiętymi w luźną kitkę. Biegły korytarzami nie zważając na nic, nawet na zakręty. Raz po raz potykały się o nierówności dywanu, czasem nawet o własne stopy. Dopiero, gdy znalazły się na drugim piętrze zatrzymały się i opierając się o ściany próbowały złapać oddech.
-Musimy ją znaleźć. - powiedziała Raven rozglądając się dookoła.
Przyjaciółka natychmiast poszła w jej ślady. Po dwukrotnym przejściu wzdłuż i wszerz korytarza Grace oznajmiła:
-To nie ma sensu. Jej tu nie ma!
-Musi - zdenerwowała się Raven. -Musi i koniec!
Dziewczyna upadła na kolana i zaczęła przeczesywać dywan rękoma.
-To... Nie... Ma... Sensu - akcentowała każdą sylabę Grace, próbując odciągnąć drugą dziewczynę od dywanu.
-Nie! -Słuchaj może ktoś ją znalazł i zabrał?
-Nie rozumiesz, że tego właśnie się boję?
Wtedy Grace zrozumiała. Znajdując wstążkę teraz miałyby pewność, że nie zrobi tego nikt inny, a ich przedwczesne wyjście z pokoi i tajemnica śladów na ścianie pozostanie tylko między nimi. W przeciwnym razie dowiedzą się o tym wszyscy. Wtedy doszedł je gwar pozostałych dzieci, wracających właśnie ze śniadania.
-Musimy ją znaleźć zanim uprzedzi nas ktoś inny.
-A co gorsza, zanim pani Augsttraum nas dorwie.

W korytarzu panowała absolutna cisza. Nawet wiatr na zewnątrz zamarł na tą chwilę.
Otoczająca ciemność była nie do przebycia. Nic przed nią. Nic za nią. Ciemność. Cień.

Mało było dni jak ten. Każdemu dopisywał wyjątkowy nastrój - mieszanina radości, podekscytowania i odrobinki strachu. Przeddzień Halloween zawsze był niepowtarzalny.
Grace wiedziała o tym doskonale. Od kiedy trafiła tutaj minęło przynajmniej dziesięć lat. Nie pamiętała rodziców. Rodziny. Krewnych. Nie była jednak z tego powodu smutna. Pokochała sierociniec, jak swój własny dom, a jego mieszkańców jak prawdziwą, biologiczną rodzinę. Znała każdy zakamarek tego domu (wliczając w to nawet pokój dyrektorki), co przydawało jej się w przeszłości już wiele razy. Również teraz.
Szła spokojnie wzdłuż korytarza uważnie obserwując ziemię oraz mijających ją od czasu do czasu rówieśników. Jej blond loki podskakiwały przy każdym kroku obijając się o jej policzki. Sprawdziła już pokoje największych podejrzanych, a także korytarze na 2 piętrze. Po wstążce ślad zaginął.  

Tym czasem w stołówce dwa piętra niżej wciąż przybywało coraz to nowszych potworów. Były tu klasyczne wampiry, nietoperze, wilkołaki i pająki oraz mniej popularne zombii, trolle i bezgłowi jeźdźcy. Na stołach piętrzyły się zbiory kartek, bibuł, skrawków materiału i peruk, a dookoła nich biegali  podopieczni w na wpół gotowych przebraniach. Spośród nich raz po raz wychylała się czupryna czarnych włosów.
Na wpół schylona, ze wzrokiem wbitym w ziemie, Raven posuwała się po woli między rozstawionymi stołami. Jak na ironię, wstążka zaginęła akurat teraz - w momencie gdy tysiące podobnych przewalało się w całym sierocińcu. Już nie raz z resztą dziewczyna się pomyliła. Kokarda stroju królewny, bandana pirata, czy też zwykły kawałek materiału, który przyczepił się do czyjegoś buta. Wszystko to wydawało się ową zaginioną wstążką. Jej jednak jak nie było, tak nie ma.  

Wybiła 14. Godzina obiadu.
Raven i Grace usiadły obok siebie. Jeden rzut oka i już wiedziały. Żadna z nich jej nie znalazła.
-No... A może nie będzie tak źle? - spytała Grace - Może nikt nie zwróci uwagi...
-Na niebieską wstążkę ze śladami krwi? Błagam cię.
-Ahh... Masz rację. To co możemy zrobić?
-Nie mam pojęcia - oparła głowę na rękach - Zaraz! A może Kentin?
-Naprawdę?! Kentin? Nie pamiętasz...
-Tak, ostatnim razem ukradł nam większość naszych oszczędności. Wiem. Ale może jednak... Gdybyśmy ustalili z góry cene... Pomyśl Grace! On nam może pomóc!
- Może... Może masz racje. Dobra pójdźmy do niego.  

-Czego tu chcecie?
-Chciałyśmy porozmawiać z Kentinem.
-On...
-Spokojnie Bob. Wpuść je. Jestem ciekaw co dla mnie mają.
Wysoki barczysty chłopak w krótko przystrzyżonych włosach odsunął się na bok odsłaniając przejście i wpuszczając je do środka.
Znajdowały się pod wielką czerwoną kopułą dla patrzących z zewnątrz - biedronką. Jej wnętrze przywłaszczyli sobie Kentin ze swoją "świtą" około dwa lata temu. Od tego czasu tylko wybrani mogli wchodzić do środka, jednocześnie nie narażając się ochraniarzowi, czyli najbardziej barczystego osiłka, jakiego w danej chwili gościł sierociniec. Kentin i jego przyjaciele, byli nie dość, że najwyższymi, to i najstarszymi podopiecznymi panny Augsttraum. Z tego powodu uważali się za swego rodzaju specjalistów w każdej dziedzinie. Z tego też powodu, wszyscy się ich bali. Zgłaszanie do nich problemu, stanowiło ostateczną konieczność.
-Więc czegoż to miłe panie żądają? - zapytał blondyn z chytrym uśmiechem.
Dziewczyny, z wiadomych powodów, zdecydowały się nie opowiadać całej historii. Wymyśliły więc inną wersję, jakoby krew na materiale miała pochodzić z rąk jednej z nich, która starała się zatamować krwotok właśnie nim.
-Hmm. I mam uwierzyć, że to właśnie dlatego chcecie tak bardzo ją odzyskać?
Chłopak, który wypowiedział te słowa siedział z założonymi nogami na szerokiej kanapie dość daleko od wejścia. Przechylił głowę z zaciekawieniem, a czarne długie włosy opadły mu na oczy. Błękitne źrenice wpatrzone w dwie lekko przerażone dziewczynki.
-N...no tak. - odpowiedziała niepewnie Raven.
-Okey. Co będe z tego miał?

The ForgottenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz