Dzień pierwszy | Maurycy

12 4 1
                                    

Obudziła się wczesnym rankiem zlana potem. 

Jej pościel była w ogólnym nieładzie i podobnie jak jej poduszka, znalazła się na podłodze. Usiadła na środku łóżka i próbowała przypomnieć sobie cokolwiek z poprzedniego dnia, jednak szum krwi w uszach zagłuszał jej myśli. Zaczęła się trząść. Objęła się ramionami próbując zapanować nad odruchem, ale nie była w stanie.

Ta twarz.

Już raz widziała tą twarz. Kiedyś... Tak. Jednak im mocniej starała się przypomnieć sobie gdzie ją widziała, tym mocniej to wspomnienie oddalało się od niej. Co z kolei potęgowało jej napięcie.

Czy to wszystko jej się śniło? Czy to wszystko był wytwór jej wyobraźni? Jeśli nie przecież pamiętałaby jak i kiedy wróciła do pokoju. Prawda?

Nagle jedna myśl niczym błyskawica pojawiła się w jej głowie. Niemal bojąc się widoku jaki miałaby za chwile ujrzeć, choć nie wiedziała dokładnie czego miałaby się bać, obróciła głowę w stronę łóżek współlokatorek.

Zobaczyła Grace. Całą i zdrową, lekko śliniącą się przez sen.

Więc co z tą postacią za oknem? Czy to rzeczywiście był sen, czy po prostu inna osoba?

Przez myśl przeszedł jej pomysł sprawdzenia tego samej. Ta myśl jednak ulotniła się tak szybko jak się pojawiła. Sama idea wracania tam przerażała ją. Nie. Jeśli za tym oknem rzeczywiście znajdowało się jakieś ciało, odkryje je ktoś inny. Ostatnie wydarzenia zapewniły jej  wystarczającą dawkę adrenaliny.

Nie ukrywała, miała dość.

Od Halloween minęło stosunkowo niewiele czasu, wystarczyło jednak, aby jej nerwy wisiały na włosku.

Od tamtej chwili, kiedy zobaczyła Maurycego dyndającego na sznurze wśród resztek dyni, poszarpanego jak jedzenie dla lwów, jej życie, nie da się ukryć, wywróciło się do góry nogami. Najpierw okropne wizje, nękające ją co nocy, potem książka, która opowiadała linijka w linijkę całe jej życie, a potem nagła wiadomość o adopcji. Wszystko to pomiędzy kłótnią z jedyną przyjaciółką i mrożącymi do kości ostrzeżeniami od nie i mniej znajomych osób.

W porównaniu do tego, horrory wydawały się sielanką.

Co najbardziej ją przerażało, że nie wiedziała co się teraz stanie. Nie wiedziała co stanie się z nią, gdy zabiorą ją z sierocińca i nie wiedziała co stanie się z tymi, którzy tu zostaną. Ta bezradność i niewiedza ciągle ciążyły na niej, tworząc łańcuchy i przykuwając ją do ziemi, tak by nie mogła się już ruszyć.

Jej serce było nieustannie ściśnięte z przerażenia. Niemal nie pamiętała jak to jest być beztroskim i szczęśliwym.

Jak to jest żyć normalnie.

Ponownie jej wzrok spoczął na skulonej postaci w łóżku obok. Czy naprawdę nie mogły się pogodzić? Czy jako jedyna osoba, którą obdarzyła zaufaniem, nie powinna się zainteresować co się dzieje? Czy nie powinna pomóc, zrozumieć? Czy...

Do oczu Raven zaczęły cisnąć się łzy. Spojrzała na przeciskające się przez szpary w zasłonach promienie wschodzącego słońca.

Właśnie zaczął się dzień pierwszy. Przedostatni dzień pobytu w sierocińcu.


________________________________

Uuu dzień śmierci Maurycego, internetowy znicz dla niego [*] zgodnie z obietnicą, coś o nim :3

Cóż, zanim o nim, chciałabym ogłosić, że oficjalnie od dziś rozpocznie się tydzień w którym zakańczam The Forgotten. Ostatnie dwa dni akcji, ostatnie 4 rozdziały plus... no, zobaczycie ;)

Rozdziały pojawią się kolejno w poniedziałek, środę i piątek, w piątek koniec

Ach jak to szybko minęło :')

Dobrze, przechodzimy do Maurycego

Imię Maurycy wywodzi się z łaciny i oznacza mieszkańca Mauretanii (czyżby muzułmanin? xD)

Osoby o tym imieniu są często aktorami, sportowcami lub artystami. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nasz bohater był najlepszym artystą, aktorem i sportowcem w jednym, w całym sierocińcu pani Augsttraum, jak i na całym terenie otaczającego go lasu :D

Niemal ironicznie osobom o tym imieniu sprzyja jesień. Ekhem...jak dla kogo

Znalazłam informację, że taki człowiek jest żywotny i przejawia żądze władzy. Jak wiemy, jest to dość prawdziwe, zwłaszcza, że nasz bohater był w końcu przywódcą grupy konkurującej z zespołem Kentina, w której to wojnie, nie zapominajmy, obie drużyny prowadziły bardzo wyrównaną walkę.

Dobra, dość teorii. Jaki rzeczywiście był nasz Maurycy?

Mogę o nim powiedzieć, że przejawiał objawy wielkie, wielkiej inteligencji, jakiej jeszcze nie spotkałam. Niestety, brakowało mu lekkiej dawki ostrożności i zwątpienia w siebie. Był pewny siebie i swoich teorii. Gdzie go to zaprowadziło? Nie wiem. Ale cokolwiek by zrobił i gdziekolwiek by był, zawsze spadał na cztery łapy i nie wątpię, że tam gdzie jest teraz jest szczęśliwy.

Co innego mogę o nim powiedzieć? To, że na pewno był honorowy. Zawsze dotrzymywał danego innej osobie słowa, co czyniło go naprawdę godnym zaufania zwierzchnikiem jakiegokolwiek zadania.

Podsumowując, był dobrym człowiekiem, nie bez wad, ale nadal, jednym z najlepszych jakie można spotkać na swojej życiowej drodze. Dlatego, w dzień jego śmierci, proponuję ostatni toast za naszego Maurycego, choć nie znaliśmy go długo, pozostanie w naszych sercach.

Kto wie co stoi za jego śmiercią?

A na koniec cytacik, i do środy ;)

"...TU AUTOR ZMUSZONY PRZEZ HISTORIĘ DO ZABICIA SWEGO ULUBIONEGO BOHATERA, Z KTÓRYM WSPÓŁŻYŁ W CIĄGU SZEŚCIU LAT, ODCZUWA SMUTEK RÓWNY ZMARTWIENIU KRÓLA ANGLII EDWARDA; PIÓRO WYPADA MU Z RĄK, JAK MÓWIĄ STARZY KRONIKARZE, I NIE PRAGNIE CIĄGNĄĆ OPOWIEŚCI, PRZYNAJMNIEJ NA RAZIE, A JEDYNIE ZAZNAJOMIĆ CZYTELNIKA Z KOŃCEM ŻYCIA NIEKTÓRYCH GŁÓWNYCH BOHATERÓW TEJ HISTORII. "

Maurice Druon – Lew i lilie

The ForgottenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz