Epilog

27 5 8
                                    

Taksówka zatrzymała się tuż przed wejściem głównym.

Raven wysiadła i skierowała się prosto drzwi, gdzie czekała już na nią niska brunetka w wielkich okularach. Po niej miała przejąć stanowisko.

Kobieta uśmiechnęła się i zachęcając ją gestem do wejścia zaczęła mówić.

-Nie jest łatwo pogubić się w tym budynku. Architekci XIX wieku zaprojektowali go początkowo jako hotel, potem jednak, gdy ludzie częściej wyjeżdżali niż przyjeżdżali do tego miejsca i przestał przynosić korzyści, nie było już potrzeby trzymania go. Tak oto powstał ten wspaniały sierociniec.

Miała miły i ciepły głos, taki jaki Raven zawsze wyobrażała sobie, że mają babcie. Pozwoliła jej się oprowadzić i opowiedzieć długą historię przybydku, po czym obie zasiadły w stołówce, gdzie kobieta wyjaśniła jej po skrócie które klucze są do czego i przypomniała zasady zarządzania sierocińcem.

Na sam koniec przedstawiła ją dzieciom. Zaczęła od najmłodszego - uroczego Devona, a skończyła na najstarszej Suzanne.

Wszystko zajęło niespełna 3 godziny. Potem kobieta wsiadła do auta i odjechała do domku w mieście, gdzie miała zamiar spędzić ostatnie dni swojej emerytury.

Raven była jak zaczarowana. Chodziła w te i we wte po korytarzu głównym, nie mogąc uwierzyć , że znów tu jest. Była szczęśliwa.

Myślała, że po wydarzeniach, które miały miejsce około 20 lat temu, jej życie zmieni się w jedno wielkie bagno. Nie znajdzie pracy, nie będzie miała normalnego życia i powoli będzie załamywała się za kratkami więzienia. Tak się jednak nie stało.

W duchu podziękowała za to wszystko terapeutom, którzy stwierdzili, że postawienie przed obliczem dorosłego życia i odpowiedzialności uleczy ją znacznie lepiej niż sesje i terapie.

Teraz stała tu. Krok od gabinetu jej dawnej opiekunki. Krok od swojego gabinetu. W końcu opanowując podniecenie wybrała odpowiedni kluczyk i otworzyła drzwi.

Przez lata nic tu się nie zmieniło. Jakby czas ominął to miejsce i zamknął je pod kloszem aby nigdy nie zestarzało się jak reszta świata.

Zamknęła drzwi i z westchnieniem ulgi rzuciła się na jedną z kanap ustawionych przed biurkiem. Spojrzała na blat. Leżała tam nieskazitelnie biała, niewielka koperta.

Przez myśl przeszło jej pytanie, czy była tam wcześniej, jednak szybko odegnała od siebie tę myśl. Otworzyła ją i natychmiast zamknęła oczy.

Z koperty wyleciała kartka, na której koślawym czerwonym pismem wypisano słowa "Historia lubi się powtarzać prawda?". Do kartki ktoś doczepił niebieski kawałek materiału ubrudzony czymś ciemnoczerwonym.

Oddech ugrzązł jej w gardle. Podniosła rękę do szyi i zamknęła oczy.

Wtedy poczuła, że ktoś na nią patrzy. Spojrzała przez okno i znowu go ujrzała.

Mężczyzna w starym zielono-brązowym płaszczu i nasuniętym na głowę czarnym kapeluszu.

Tym razem widziała go wyraźniej, choć nie cieszyło jej to za zbytnio. Mężczyzna, którego widziała tyle razy w sennych koszmarach, w niezrozumiałych wizjach i w noc Halloween.

Spuściła wzrok na biurko i poczuła jak uginają się pod nią nogi. Dobrze znała książkę która pojawiła się na środku blatu. Wróciła wzrokiem w to samo miejsce pomiędzy drzewami, ale już nikogo tam nie było.

Sięgnęła po książkę i otworzyła ją na pierwszej stronie.

"The Forgotten" - głosił tytuł, a pod nim wytłuszczonymi literami podpisany był autor.

Maurycy Blake.

Nagle litery zaczęły falować i na jej oczach, Maurycy Blake przekształcił się w Devona Habstmitcha. i była to ostatnia rzecz jaką zapamiętała, zanim poczuła jak spadała.


The ForgottenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz