Jesień i on

15 5 2
                                    

Za oknem panowała typowa dla tego miejsca jesień: drzewa ogołocone z liści, które to zaścielają ziemię niczym wielobarwny dywan oraz słońce, nadające wszystkiemu ciepło i emanującą radość.

Jednak Raven nie czuła się szczęśliwa.

Nie była w stanie czegokolwiek zrobić. Na samą myśl o spakowaniu swoich rzeczy za serce chwytała ją przeraźliwie chłodna ręka strachu i czuła, że zwymiotuje. Chcąc zająć czymś myśli, sięgnęła po książkę, jednak słowa zlewały jej się w jedną wielką plątaninę. Czuła, że może jedynie siedzieć i tępo wpatrywać się w krajobraz za oknem.

Było późne popołudnie i słońce znajdywało się coraz bliżej linii horyzontu.

Miała 2 dni.

2 dni by wszystko zakończyć.

2 dni by odkryć prawdę.

2 dni aby spędzić je wśród przyjaciół.

Przyjaciół których już nie ma.

Nie oszukiwała się, nie znajdzie mordercy. Bała się, że może być następna, chciała uchronić wszystkie dzieci w sierocińcu przed złem, którego sama nie pojmowała. Była amatorem, ale odkryła rzeczy, których przeciętna osoba nie znalazłaby.

Teraz nie może już nikomu pomóc. Co mogłaby zrobić w te dwa dni?


Była pora kolacji.

Wszyscy podopieczni ośrodka byli zebrani od ponad 15 minut przy stołach w stołówce.

Wszyscy poza Raven.

Nie wiedziała, czy to przez jej adopcję, czy przez niedawną przygodę z zemdleniem, ale najwyraźniej cały sierociniec postanowił ją pozostawić samej sobie. Co z kolei dało jej czas na dokładne przemyślenie nie tylko wydarzeń ostatnich miesięcy, ale całego swojego pobytu w tym miejscu. od tego jak się tu dostała, poprzez to, jak zaprzyjaźniła się z Grace i to jak zaczęły odkrywać tajemnice ośrodka: obluzowana dachówka podczas nocnych przechadzek na dach, wspólne odnalezienie ukrytego klucza na strych, czy też cały pokój opróżnionych beczek po dawno zapomnianych produktach.

Pomyślała o tym jakie były nierozłączne. Przez te wszystkie lata były dla siebie oparciem. Czego jedna by nie zrobiła, druga już tam była.

A teraz wszystko się zmieniło.

Pociągnęła za ten sznurek. Teraz było już za późno na jakikolwiek odwrót. Czy wiedziała o tym wtedy? Czy wiedziała co stanie się gdy raz przekroczy próg i podąży za tajemnicą wstążki? Czy kiedykolwiek podejrzewała co znajdzie za kurtyną?

Nie. Pewnie nie.

Ale czy to ma jakieś znaczenie?

Za dwa dni będzie po wszystkim.

Miała dość użalania się nad sobą, ale nie mogła o tym nie myśleć. O tym, że to koniec. Nie...

Nie wiedziała skąd, nie wiedziała czemu, ale nagle ogarnęło ją przemożne zmęczenie i uczucie, że koniecznie musi się położyć. Z początku przestraszyła się tej myśli, czuła jak traci kontrolę nad swoim ciałem, ale nie mogła nic zrobić. Przyznała tajemniczemu głosowi rację. Była zmęczona, była odrętwiała i chciała zapomnieć o wszystkim co się stało.

Nigdy nie zasnęła tak szybko, jak dziś.


Nie do końca wiedziała co, ale coś kazało jej się obudzić.

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Był środek nocy. Minęła chwila, zanim jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności, ale dostrzegła dwie postacie kłębiące się na łóżkach. Wsłuchała się w rytmiczne oddechy. Obie jej współlokatorki spały.

Usłyszała cichy szelest na korytarzu. Powoli podniosła się i wyślizgnęła z łóżka. Przystanęła i zaczęła nasłuchiwać. Nie, nie przesłyszała się. Zza drzwi ponownie rozległ się ostrożny szmer. Ktoś, albo coś skradło się korytarzem.

Jeszcze raz spojrzała na dwie śpiące postaci. Upewniając się, że obie śpią, podeszła do drzwi.

Uchyliła lekko skrzydło i wyjrzała na zewnątrz. Nikogo. Uchyliła je szerzej i spojrzała na drugą stronę korytarza.

Nikogo.

Zdążyła już zwątpić, czy rzeczywiście kogoś słyszała, gdy wtem z okolic schodów rozległ się znajomy dźwięk. Ostrożnie zamknęła drzwi i skradając się, ruszyła za jego źródłem.

Budynek, łącznie z parterem gdzie znajdowała się stołówka, liczyła sobie 4 piętra. Sypialnie dziewcząt znajdowały się na drugim, chłopców na pierwszym. Ostatnie piętro należało do pani Augsttraum i niektórych pracowników, którym nie opłacało się mieszkanie w miasteczku, ze względu na godziny pracy. Stamtąd również można było dostać się na strych i przez okno na tą część dachu, którą upodobała sobie Raven.

Obecnie znajdowała się na trzecim piętrze. Wiedziała, że jeśli narobi hałasu, pierwszą osobą, która ją dopadnie nie będzie skradająca się osoba, ale właśnie pani Augsttraum.

Ostrożnie wyjrzała zza węgła, bacznie obserwując korytarz.

Znowu, nikogo.

Nie rozumiała tego. Jeśli osoba, za którą podążała zamknęłaby drzwi, usłyszałaby to. Jeśli wyszłaby przez okno, poczułaby chociażby przeciąg, lekki podmuch powietrza. Ale tak nie było.

Starając się wędrować jak najbliżej ściany, podeszła do okna, naprzeciwko tego, którego zawsze używała.

To ukazywało tą część posesji, do której starała się nie wracać. Miejsce, gdzie znalazła ciało Maurycego nabitego a pal pośród resztek dyni.

Raven wzdrygnęła się na to wspomnienie.

Wyjrzała przez okno. Widok tego, co tam zobaczyła odebrało jej na chwilę oddech.

Na trawie leżało blade ciało w niemal idealnie białej sukience naznaczonej lekkimi plamami czerwieni. Wykrzywioną pod nienaturalnym kontem głowę okalała czupryna blond włosów.

Poczuła jak szok i niedowierzanie ściskają ją za serce i zmieniają się w obfite potoki łez.

Nagle, niemal jak przez mgłę zobaczyła czarny kształt szybko zbliżający się do niej. Poczuła szorstką, ubraną w rękawiczkę dłoń zaciskającą się na jej gardle i drugą zasłaniającą jej usta i nos, tak, że nie mogła nabrać powietrza.

Płuca paliły ją żywym ogniem, jej ciało domagało się tlenu. Usłyszała tylko dwa słowa.

Ochrypły, męski głos szepczący jej prosto do ucha:

-Będą następni.


_______________

Wesołego Dnia Edukacji :P



The ForgottenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz