Maurycy

58 8 4
                                    

-Hej Raven!
Dziewczyna nie dowróciła się w stronę głosu. Szła dalej unikając kontaktu wzrokowego ze wszystkimi na około niej. Nagle tuż obok niej pojawił się niewiele wyższy od niej chłopak. Jego blond włosy były rozczochrane jakby zaatakowało go tornado. Dyszał lekko, co wskazywało na to, że jeszcze przed chwilą biegł. Uśmiechnął się do niej nieśmiało.
-Hej... Czy nie widziałaś może Maurycego?
-Nie... Sprawdzałeś w kuchni?
-Tak.
-Piwnica?
-Tak.
-Damska łazienka?
-Tak. Nigdzie go nie ma, a nie mam pojęcia gdzie jeszcze mógłby pójść.
-Pamiętaj, że to Maurycy. Z nim nigdy nic nie wiadomo. - uśmiechnęła się niepewnie.
Chłopak jednak zrozumiał żart i roześmiał się serdecznie.
-Daj znać, jakbyś go gdzieś zobaczyła.
-D...Dobrze.
Blondyn pobiegł dalej, wypytując kolejne napotkane osoby, zadając im te same pytania. Maurycy był osobą "nieokrzesaną" jak zwykła mawiać pani Augsttraum. Często pakował się w kłopoty, choćby wykradając jedzenie z kuchni, przez co Savio - szef kuchni dostawał białej gorączki. Często też znikał na pare godzin, a odnajdywano go w przeróżnych dziwnych miejscach.
Nikogo więc nie ruszyło kolejne jego zniknięcie.
Raven tymczasem obróciła się i ruszyła dalej. Wydarzenia z poranka nie dawały jej spokoju. Wciąż przed oczami przelatywały jej obrazy krwi na ścianach. Do tego te głosy. Głosy, które wołały JĄ.
-Raven!
Na dźwięk swojego imienia aż podskoczyła. Odszukała w tłumie znajomą twarz i udała się w jej kierunku.
Grace.
Jedyna osoba, której mogła się zwierzyć, jedyna, która była świadkiem tego co się stało rano. Jedyna, która jej nie unikała.
Jak co dzień usiadły razem obok siebie w stoliku pod oknem. Przez szyby wpadało blade światło słoneczne, dobijając się w talerzach i półmiskach ustawionych na 8 szerokich stołach.
Większość uczniów zajęło już wyznaczone miejsca mniej, lub też bardziej przygotowani i ogarnięci.
-Jak myślisz... Co to mogło być?
Nagle wszelkie rozmowy ucichły, ostatni spóźnieni dobiegali do stołów. Do sali weszła pani Augsttraum. Zebrani podopieczni zerwali się z miejsc.
-Witam moi drodzy.
Jej głos rozszedł się echem po sali. Był spokojny, ale dało się w nim wyczuć kryjącą się twardość i surowość.
-Dzień dobry pani Augsttraum. - odpowiedziały chórem dzieci.
Na te słowa opiekunka się uśmiechnęła.
-Czy kogoś nie ma na śniadaniu? - w jej głosie dało się słyszeć lekkie ostrzeżenie.
-Psze... Psze pani. - na końcu sali podniósł się niewysoki chłopczyk w okrągłych, zjeżdżających mu na nos okularach.
-Elvisie. Mów prosze głośniej i wyraźnie.
-Ja... Bo chodzi o to... Że... Ten tego...
-Na litość boską wysłów że się w końcu!
-Bo Maurycego nie ma proszę pani. Nie było go w pokoju rano i... no i teraz też...
Wszyscy zebrani  spojrzeli po sobie. Z jednego końca sali dało się słyszeć śmiechy, gdzie indziej, konspiracyjne szepty. Każdy miał własną teorię. Każdy chciał się nią podzielić.
-Pewnie znowu czai się w piwnicy!
-A w kuchni go nie ma?
-Może się przebrał i robi za stracha na wróble?
-Na pewno wszedł do beczki i nie może wyjść!
Gwar się nasilał. Nikt nie brał jego zniknięcia na poważnie.
Niespodziewanie Raven dopadły wątpliwości. Z początku śmieszyły ją rzekome teorie spiskowe, wymyślane przez znajomych, którym towarzyszyły gromkie oklaski zadowolonych kolegów i piski koleżanek. Potem jednak przypomniała sobie o drugim piętrze. Czy zniknięcie Maurycego miało coś wspólnego z porannymi wydarzeniami?
Obrazy powróciły ze zdwojoną siłą. Odciski dłoni. Nóg. Palców. Niezidentyfikowane plamy. Raven zrobiło się niedobrze.
-Cisza! Cisza powiedziałam! - krzyknęła rozwścieczona opiekunka, próbując uspokoić uczniów. - Będziemy szukać Maurycego. To może być tylko głupi żart, którym na razie nie zamierzam się przejmować. Savio, wyślij kogoś z pomocy kuchennej, aby przeszukał dokładnie wszystkie pomiesczenia, gdzie mógł się schować nasz mały dezerter. Dopilnuj go. W razie potrzeby pozwalam wziąść wam zapasowe klucze. A teraz, bez zbędnych wstępów - zwróciła się do podopiecznych - jedzmy! Śniadanie to w końcu najważniejszy posiłek dnia.
Wszyscy odwrócili się do swoich sasiadów, zawzięcie rozmawiając o tym co przed chwilą zaszło, nabierając jednocześnie jedzenie z rozstawionych na stołach półmiskach.
Nikt się nie dziwił.
Nikt się nie martwił.
A przecież osoba, którą tak lekceważyli, mogła już nie żyć...
Raven wbiła wzrok w półmisek przed sobą. Nie mogła jeść. Nie gdy wkoło niej tyle się dzieje.
-Raven! Ta szynka już nie żyje. Nie musisz jej zabijać wzrokiem.
Popatrzyła w prawo na przyjaciółkę. Niewielkie kawałki białego sera zostały na jej policzkach.
-Wytrzyj sie! - śmiejąc się, podała jej serwetkę.
-Dzięki. A ty nie jesz niczego?
-Jakoś nie mam apetytu. - odpowiedziała, unikając zbędnych pytań, jakie Grace mogła zadać.
-Ej, ej, ej! Chyba nie martwisz się Maurycym? Przecież wiesz...
-Wiem Grace, wiem. Ale tylko pomyśl. Widzimy krwawe odciski stóp i dłoni na ścianie, noszącej ślady cięć. Na dodatek, znika jeden uczeń. Naprawdę sądzisz, że to wszystko to zbieg okoliczności?!
-Może i masz...
-Panienko Raven! Następnym razem, prosiłabym panią o zwiazanie włosów do posiłku. Damie nie przystoi, aby jej włosy, wpadały do talerza!
Raven podniosła rękę i przeczesała palcami włosy.
-A... Ależ oczywiście proszę pani. To już się nie powtórzy. Przepraszam.
Pani Augsttraum skinęła tylko głową i oddaliła się w kierunku innego stolika, gdzie grupka dzieci obrzucała się plasterkami sera.
-Uff... Będziesz ją musiała uprać, zanim ją...
-Grace!
-Tak spokojnie, pomogę ci..
-Nie Grace! Nie o to chodzi! Ja... ja jej nie mam!

The ForgottenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz