Noc

13 5 2
                                    

Ktoś kiedyś powiedział, że czas to pojęcie względne.

Teraz Raven musiała przyznać mu rację.

Od kiedy zeszła na dół do stołówki zdawało się, że minęły godziny. Dłużące się, wypełnione samotnością i nieustannym natłokiem myśli godziny, które odkładnie co 60 minut wybijał zegar w holu głównym. Podczas gdy w rzeczywistości, minęło dokładnie pięć minut.

Czuła się dziwnie schodząc schodami pierwszy raz od paru dni na śniadanie. Niemal zapomniała, że tam gdzieś w drugim końcu domu toczyło się normalne życie.

Czuła na sobie miliony spojrzeń. Dziesiątki par oczu śledzących jej ruchy, od schodów do miejsca na samym końcu stołu, z dala od innych. Z dala od wszystkich.

Nieważne, ile stołów by nie było, ile dzieci by nie przyszło, zawsze, według odwiecznej zasady pozostawało miejsce na tyle oddalone od reszty, by czuć się odosobnionym. Właśnie je zajęła Raven.

Coraz lepiej zdawała sobie sprawę z tego, że to już koniec. Nidy więcej tu nie wróci. Postanowiła więc zapamiętać to miejsce jak najlepiej. Chciała przeżyć ostatnie chwile tak, by zawsze o nim pamiętać. Chciała przeżyć je z kimś kogo zawsze lubiła.

Potrzebowała Grace. Ale Grace nie potrzebowała jej.

Co mogła zrobić? Próbowała porozmawiać rano, ale jakby nigdy nic, ta udając, że jej nie słyszy, wyszła do łazienki. Próbowała ponownie, ale i to niczego nie dało. Nie miała już siły ciągnąć tego sama, ale najwidoczniej, będzie musiała.

Nie miała już nikogo. Można by powiedzieć, że wróciła do początków, sama była i sama została. Może tak po prostu miało być? Przecież nigdzie nie można tego sprawdzić...

A jeśli?

Książka. Od tak dawna o niej nie myślała, że niemal wykluczyła ją jako coś, co rzeczywiście istnieje. A istnieje. Tkwiła tam. Nie tak daleko, dwa piętra nad jej głową, zawinięta w folie, pod obluzowaną dachówką

Może książka powiedziałaby jej co robić? Poznałaby prawdę, dowiedziałaby się kim jest morderca.

Tak... Tylko co dalej? Co kiedy już dowie się smutnej prawdy o tym, że to prawdopodobnie ktoś kogo znała jest zabójcą? Czy odważy się i wyda go policji? I co im powie? "Witam, przeczytałam w książce że mój kolega może być seryjnym mordercą. Aresztujcie go?". Nie. Musiała wymyślić inne rozwiązanie. I musiała to zrobić szybko.

Tyle, że nic nie przychodziło jej do głowy, a im dłużej o tym myślała, tym pomysł z książką wydawał jej się najrozsądniejszy. Przecież może dowiedzieć się kto zabił Maurycego i dopiero wtedy znaleźć dowody na jego winę. Kto wie? Może o nich też napisano w książce?

Ostateczną decyzję podjęła jednak dopiero podczas obiadu.



Zamierzała zabrać tą książkę.

Skoro to był ostatni dzień jej pobytu tutaj, zamierzała go dobrze wykorzystać. I nie było na to lepszego sposobu jak ten.

Była noc. Według obliczeń Raven, może trochę po północy.

Rodzina do której miała trafić, miała przyjechać dopiero wieczorem. Do tego czasu miała spakować się i pożegnać z tym miejscem. Ale wcześniej, ujawnić morderce.

Przez pół dnia dokładnie obmyślała co i jak będzie musiała zrobić, aż uzyskała stu procentową pewność, że wszystko się uda. Teraz nadszedł czas, by wcielić plan w życie.

Tyle razy już to robiła, że niemal nie myślała nad tym co robi. Wyćwiczonym krokiem podeszła do szafy, wyciągnęła z niej bluzę i włożyła ją na siebie (o tej porze roku na dworze robiło się coraz chłodniej). Potem, ostatni raz upewniając się, że nikt jej nie usłyszał, wyszła na spowity w ciemnościach korytarz. Stawiała cicho kroki, starając się nie myśleć o śnie poprzedniej nocy i o tajemniczym mężczyźnie w czarnych rękawiczkach.

Kiedy dotarła do szczytu schodów nagle się zatrzymała. Jej serce zatrzymało się, gdy zobaczyła cień za oknem, a przyspieszyło dwukrotnie gdy zdała sobie sprawę na kogo patrzy i, że ten ktoś zaraz ją zobaczy.

Rzuciła się do ściany i przywarła plecami do drewnianej półkolumny, dwa kroki od okna. Skryta w cieniu, próbowała uspokoić oddech, gdy wtem okno się otworzyło.

Usłyszała ciche skrzypnięcie zawiasów, a następnie zagłuszone przez dywan pacnięcie nóg o podłogę. Za chwilę ponowne skrzypnięcie i głębokie westchnienie.

Myślała, inaczej, miała nadzieję, że kimkolwiek był ten człowiek, pójdzie od razu jak wejdzie do domu. On jednak tam stał. Był tak cicho, że Raven pomyślała, że umarł na stojąco.

Cisza narastała. Zaczęła dźwięczeć jej w uszach. To sprawiło, że odważyła się zerknąć zza kolumny.

Stał twarzą do okna. Wyjątkowo jasne dzisiaj światło księżyca oświetlało jego twarz, nadając jej wrażenie jeszcze bledszej niż zazwyczaj, a włosom, jeszcze ciemniejszy odcień. Pierwszy raz widziała jak jego twarz była odprężona i... uśmiechał się.

Nagle poruszył się, jakby poczuł na sobie spojrzenie Raven. Dziewczyna natychmiast schowała głowę i modliła się żeby tego nie widział.

Usłyszała kroki. Najpierw, zbliżające się, a potem jakby oddalające. W ostatnim promieniu mignęła je tylko głowa Kentina i po chłopaku nie było już śladu.

Co on tu robił?

Nawet jeśli znała odpowiedź na to pytanie, nie była w stanie myśleć o niczym innym. Czemu każde ich spotkanie kończyło się tak samo? Jego pewność siebie ją przerażała. Nie wiedziała co może odpowiedzieć nawet na najprostsze jego pytanie. Była roztrzęsiona, a stres tylko pogarszał jej stan.

Musiała się skupić. Nie po to planowała pół dnia każdy kolejny krok. Nie po to przyszła tu w środku nocy. Jeśli nie zrobi tego teraz, nie zrobi tego już nigdy więcej i ta myśl dawała jej siłę do działania.

Podeszła do okna i odtworzyła dokładnie ten sam schemat ruchów co ostatnim razem gdy tu była, z tą jednak różnicą, że teraz z zawiniątkiem wracała.

I kiedy kładła się do łóżka z ukrytym pod poduszką tomem, przez głowę przepłynęła jej tylko jedna myśl.

Właśnie zaczął się drugi i ostatni dzień. Dzień, w którym wszystko się wyjaśni.

The ForgottenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz