Chapter Twenty

261 17 1
                                    

Son YeJin

Czekałam przed domem pani Migillicutty i widok opustoszałego domu TaeHyung'a przyprawiał mnie o melancholię. Okna były ciemne, a pośrodku wysuszonego, pokrytego szronem trawnika stała tabliczka „Na sprzedaż". Środek zimy był najgorszym możliwym momentem, aby wystawić dom na sprzedaż, więc na razie nie było żadnych poważnych ofert.

Tęskniłam za tym, aby znowu znaleźć się w cieple tego domu razem z nim. Jeszcze bardziej tęskniłam za chwilami, gdy sprawy wydawały się skomplikowane, jednak gdy się patrzyło na nie wstecz, wcale takimi nie były.

-Nastawiłam wodę na gorącą czekoladę, YeJinnie Jane.- powiedziała pani M., otwierając drzwi. -Dobrze ją doprawię, zobaczysz.

-Dziękuję. Tego właśnie mi trzeba.- Ostukując buty ze śniegu, zapytałam: -Ma pani wieści od TaeHyung'a?

-Nie, skarbie. Ale bardzo za nim tęsknię.

-Ja też.

-Czemu pytasz? Czy coś się stało?

-Zaczynam się martwić, bo nie dzwonił do mnie od kilku dni. To naprawdę do niego niepodobne. Wiadomości od niego też były krótkie i mgliste. Boję się, że go tracę.

-Co u diabła?- Nalała wrzątku do dwóch kubków.

Pani Migillicutty nie wiedziała nic o szantażu ani o moim ojcu. Miałam poczucie, że powinnam jej o wszystkim opowiedzieć. Niemal pękałam z niecierpliwości, aby poznać jej opinię, bo była nie tylko bezpośrednią osobą, ale też zawsze mówiła bardzo rozsądnie.

-Potrafi pani dochować tajemnicy? To dosyć długa historia, ale naprawdę muszę ją z siebie wyrzucić.

Wskazała na swój okrągły brzuch.

-Widzisz ten bandzioch? Na pewno jest pełen tajemnic. Jest też pełen ciasteczek Tim Tam, ale tak czy siak, dochowywanie tajemnic to coś, w czym jestem najlepsza.

Ufałam jej. Ponieważ do tej pory nie odwiedziłam psychologa, doszłam do wniosku, że ona nada się równie dobrze. Potrzebowałam porozmawiać z kimś wolnym od uprzedzeń i niezaangażowanym bezpośrednio w sprawę. Przez kolejne czterdzieści minut relacjonowałam jej wszystko, co się wydarzyło, odkąd TaeHyung wrócił do Wirginii.

-A to zaraza.- powiedziała pani M., mając na myśli Torrie. -Miałabym ochotę skręcić jej kark.

-Tak.- westchnęłam.

-Nie martw się. Karma jest gorszą suką, niż ta cipa mogłaby kiedykolwiek się stać.

Jej przeklinanie zawsze mnie bawiło.

-Co?- zauważyła moje rozbawienie.

-Nic. Pani wygląd nie do końca idzie w parze ze słowami. Ciągle zadziwiają mnie pewne sformułowania, które wychodzą z pani ust, chociaż powinnam już bardziej przywyknąć do tego.

-TaeHyung mówił to samo. Co z wami, ludzie?

-Dziękuję, że zdołała mnie pani rozśmieszyć.

Westchnęła i wyraz jej twarzy spoważniał.

-Dobrze, spróbujmy się nad tym zastanowić. Czego się w tej chwili najbardziej obawiasz?

Zastanowiłam się przez chwilę, mieszając swoją czekoladę.

-Szczerze mówiąc, w ogóle mnie nie obchodzi ani ta suka, ani to, co ona lub jego ojciec zrobili, żeby mnie skrzywdzić. Martwię się o TaeHyung'a i JiHoon'a. Martwię się też, że TaeHyung zdecyduje, że bezpiecznie będzie się ode mnie zdystansować, nawet jeśli nie tego pragnie jego serce. Jednak najbardziej martwią mnie moje własne wątpliwości, ten wewnętrzny głos, który powtarza mi, że lepiej by im było beze mnie.

Daddy Cool  II Kim TaeHyung II (+18) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz