Rozdział 3

2K 189 19
                                    

Chris
***

– Szanowni państwo, na dzisiaj to wszystko. – Wyszczerzyłem się do studentów. Uśmiech nie znikał z mojej twarzy, aż do momentu zamknięcia za sobą drzwi uczelni.

Po opuszczeniu budynku w końcu mogłem być sobą. Czułem, jak lekko zdrętwiałe od sztucznego wyrazu twarzy policzki delikatnie się rozluźniają. Rozmasowałem skórę palcami.

Byłem zmęczony.

Zmęczony ciągłym udawaniem kogoś, kim nie byłem. Zmęczony sprawianiem wrażenia, że znajdowałem się tu dla przyjemności. Zmęczony tęsknotą.

Zmęczony złamanym sercem.

Odszukałem wzrokiem swój rower. Ostatnio był moim ulubionym środkiem transportu. Wymagał skupienia na trasie, tym bardziej, że nie zdążyłem jej jeszcze zbyt dobrze opanować. Dwukołowy pojazd pozwalał więc na krótki restart umysłu, czego bardzo mi brakowało.

Po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Spojrzałem na starą kamienicę. Kiedyś budynki tego typu służyły za tymczasowe lokacje dla europejskich migrantów. Solidne konstrukcje były odgrodzone od siebie starymi, dużymi drzewami. Otoczenie sprawiało wrażenie, że kryło w sobie wiele historii. Niekoniecznie z rodzaju tych przyjemnych.

Dziś kazano mi uznawać to miejsce za swój dom.

Uśmiechnąłem się, trącając stopą leżący nieopodal kamień.

Dobrze wiedziałem, że nigdy się tak nie stanie. To nigdy nie będzie moje miejsce. Mój dom był wiele kilometrów stąd...

Wszedłem do budynku, przykładając kartę magnetyczną. Nietuzinkowe rozwiązanie, ale dość wygodne. To jeden z niewielu elementów osiedla, który przypominał o współczesnych czasach. Mieszkanie znajdowało się na czwartym piętrze. Oczywiście bez windy. Nawet zdążyłem się już do tego przyzwyczaić.

Usiadłem na krześle umiejscowionym zaraz obok okna. Odkąd się tu wprowadziłem, było moim ulubionym miejscem. Potrafiłem spędzać tu długie godziny. Patrzyłem w niebo, rozmyślając o najróżniejszych sprawach. Lubiłem przypominać sobie, że moje niebo, jest też niebem Alex.

Na ziemię sprowadził mnie dźwięk telefonu.

– Słucham? – Brzmiałem lekko nieprzytomnie. Uświadomiłem sobie, że nie sprawdziłem nawet, od kogo odebrałem połączenie.

– Cześć Chris, tu Olivia. – Usłyszałem znajomy głos. – Skończyłeś już zajęcia, prawda?

– Tak, coś się stało? – zapytałem lekko niepewnie, w duchu błagając, bym nie musiał wracać teraz na uczelnię.

– Nie, spokojnie – zachichotała. – Też jestem już po, dlatego zapraszam cię na kawę, herbatę, piwo lub drinka, wybór pozostawiam tobie! – Mógłbym przysiąc, że słyszałem przez telefon, jak się uśmiecha.

Ciężko było mi zliczyć, ile razy próbowała wyciągnąć mnie z mieszkania, odkąd się tu wprowadziłem. Pracowaliśmy razem, ale to wszystko. Ostatnie, na co miałem ochotę, to wypad ze znajomymi do baru.

– Dziękuję Olivio, to miłe. – Ucichłem na moment, nie wiedząc, jakiej wymówki użyć tym razem. – Szczerze mówiąc, nie mam dziś ochoty na żadne wyjście. Jestem zmęczony. – Zdecydowałem się na prawdziwą odpowiedź.

– Ech – westchnęła ciężko do słuchawki. – Doskonale zdaję sobie sprawę, że w twoim życiu dzieje się coś niezbyt dobrego. Widać to po tobie każdego dnia, chociaż doskonale starasz się to ukrywać. – Ściszyła nieco głos, a mnie zamurowało. – Jesteś fajnym facetem, tylko daj się poznać. Obiecuję, że nie pożałujesz.

Trzymałem w ręku telefon, a w mojej głowie aż zawirowało. Najchętniej odpowiedziałbym jej, by dała mi święty spokój, jednak mogłoby to znacząco obniżyć atmosferę w pracy, która i tak nie należała do najlepszych.

– Przepraszam, nie.

Rozłączyłem się. Nie chciało mi się wymyślać żadnych tłumaczeń. Nie czułem zresztą, by była osobą, która by ich wymagała.

Olivia mogłaby być dobrą znajomą. Niemal od samego początku, kiedy się tu zjawiłem, miałem wrażenie, że liczyła jednak na coś więcej. W wielu rozmowach rzucała podteksty o braku obrączki na moim palcu. Opowiadała też o tym, że jest samotna, choć wcale nie pytałem.

Widziałem, jak na mnie patrzyła. Obrzydzało mnie to. Z każdym jej spojrzeniem czułem, jakbym krzywdził nie tylko siebie, ale też osobę, która była dla mnie całym światem.

Moje serce było zajęte. Nie miało dla niego znaczenia, czy Alex była przy mnie, czy wiele kilometrów stąd. Kochało cały czas tak samo. Z tą różnicą, że rozłąka bolała. Każdego dnia.

Westchnąłem. W całym ciele odczuwałem niewyobrażalny ciężar.

Wszedłem na skrzynkę mailową. Poczułem przyspieszone bicie serca. Bałem się. Przed rozpoczęciem dzisiejszych zajęć napisałem do Henry'ego. Na samą myśl o nim robiło mi się niedobrze, wiedziałem jednak, że był jedyną osobą, która może udzielić mi jakichkolwiek informacji o mojej ukochanej. Ironia losu... Musiałem polegać na osobie, która była powodem naszego nieszczęścia.

Wiadomość od dziekana błyszczała wśród reszty maili. Henry zawsze oznaczał swoje wiadomości ikoną wykrzyknika. Nie dało się ich nie zauważyć. Drżącą dłonią otworzyłem maila.

„Cieszę się, że się odzywasz. Słyszałem, że świetnie sobie radzisz! Wszyscy są z ciebie zadowoleni. U naszej studentki wszystko w jak najlepszym porządku. Chodzi na uczelnię, nadrabia zaległości. Ma się bardzo dobrze – z tego, co zdążyłem zauważyć, dbają o nią jej przyjaciele. Nie musisz się o nic martwić, skup się na szerzeniu wiedzy. Pamiętaj, że to twój cel."

Wypuściłem z siebie powietrze, które gromadziłem w płucach w trakcie czytania maila. Czułem niesamowitą ulgę z każdą kolejną wiadomością odnośnie Alex. Nie wiedziałem, czy mogłem do końca mu ufać, ale co mi pozostało? Inicjując jakikolwiek kontakt z moją Małą, przekreśliłbym jej przyszłość. Nie zasługiwała na to. Nie pozwoliłbym, by cierpiała przez to, że mnie pokochała. Zdziwiły mnie natomiast słowa dotyczące jej znajomych. Nigdy nie była duszą towarzystwa, szczególnie na uczelni. Od początku trzymała się tylko z jedną dziewczyną, co wcale nie było niczym dziwnym. Moja była uczelnia to perełka wśród bogatych rodzin. Posyłali tu swoje dzieciaki głównie ze względu na prestiż i możliwość pochwalenia się, że ich dzieci dostały się na Campford. Alex była inna. Od pierwszych zajęć wiedziałem, że była tam w innym celu.

Spojrzałem za okno. Było już dawno po zmroku, a okolicę rozświetlał jasny księżyc.

Sprawnym ruchem rzuciłem telefon na łóżko, a sam udałem się do kuchni. Otworzyłem pierwszą z brzegu szafkę, wyciągając z niej butelkę piwa. Od kilku tygodni był to mój rytuał. Lekko gazowany napój przynosił ukojenie. Działał jak delikatny środek przeciwbólowy.

Wiedziałem, że powinienem spojrzeć na notatki. Zorientować się, jakie tematy mam jutro przerabiać ze studentami. Nie czułem jednak żadnej motywacji do pracy. To było tak ciężkie... Cała radość mojego życia zdawała się coraz bardziej ulatniać.

To, czego pragnąłem, zostało mi brutalnie odebrane. Dziekan nie pozostawił mi wyboru. Każdego wieczoru przed snem widziałem twarz mojej ukochanej. Widziałem ból, jaki towarzyszył jej w trakcie naszego ostatniego spotkania. Moje serce rozrywało się na milion kawałków.

Wiedziałem, że to nie będzie trwało wiecznie, a przynajmniej, że nie taki był zamiar. Jej brak w moim życiu był jednak coraz bardziej odczuwalny.

Pragnąłem jej. Była wszystkim. 

Na zawsze, Panie ProfesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz