Rozdział 20

814 53 7
                                    

Miałam ochotę rozpłynąć się ze szczęścia. Wstyd było mi się przyznać, ale nie z powodu ich zaręczyn, a raczej z tego, że nie wydarzyło się nic złego. Oświadczyny nie były czymś, czego się nie spodziewałam. W końcu Aiden sam mnie o tym poinformował, na długo przed informacją, którą przekazała mi mama. Wyglądało to tak, jakby czekał na moją akceptację, a tę uzyskał niemal od razu po tym, jak go poznałam. Był dobrym facetem. Tego nie mogłam ani nawet nie chciałam, w żaden sposób podważać. 

– Cieszę się. Naprawdę się cieszę, mamo.

– Ufff. – Usłyszałam w słuchawce.

Poczułam mimowolne unoszenie brwi. Zdziwiła mnie jej reakcja.

– O co chodzi? Myślałaś, że nie będzie mnie to cieszyło?

– Nie, nie – odparła szybko mama. – Nie spodziewałam się tego, że będziesz mi źle życzyła, albo że nie będziesz cieszyła się moim szczęściem. Wiedziałam, że będziesz mnie wspierać, ale mimo to się bałam. Tak czasem bywa w życiu.

Doskonale ją rozumiałam. Najwyraźniej strach przed rzeczami, które nigdy miały się nie wydarzyć, odziedziczyłam właśnie po niej. A to potrafiło znacząco utrudniać codzienne życie. 

Kolejne dni od przekazanej przez mamę informacji, mijały szybko. Zdecydowanie za szybko. Czułam się jak chomik w kołowrotku, chwilami nie do końca ogarniając, co się działo. Chris proponował mi wiele aktywności. Jeden dzień w całości spędziliśmy w parku krajobrazowym, podziwiając piękno natury, kolejnego zabrał mnie na jazdę konną, twierdząc, że przypomnienie sobie dawnej pasji dobrze mi zrobi. I chyba przez chwilę tak było. Wróciłam na lekcje jeszcze kilka razy z nadzieją, że dawne hobby błyskawicznie się we mnie odrodzi. Tak się jednak nie stało.

Nasze wspólne, prywatne wyjścia przeplatane zostały wizytami u mamy, która nie zamierzała długo czekać na ślub. Niemal od razu rozpoczęła się u nich weselna gorączka, w której chcąc nie chcąc, również uczestniczyliśmy. Mama była pewna, że pragnie skromnego przyjęcia, ale mimo to szukała zupełnie nieskromnej sukni. I tutaj ja odgrywałam ważną rolę – najpierw moim zadaniem było wyszukiwanie odpowiednich projektów, według jasnych wytycznych mamy. Miało być błyszcząco, kreatywnie i przede wszystkim szykownie. Chciała wyglądać jak prawdziwa gwiazda, a ja marzyłam o tym, by jej to umożliwić. Zasługiwała na to.

– Twoja mama naprawdę wygląda na szczęśliwą – powiedział któregoś razu Chris, w drodze powrotnej do naszego domu. – Aiden wydaje się uchylić jej cząstki nieba, jeśli tylko zaszłaby taka potrzeba.

– Zdecydowanie tak – odpowiedziałam z uśmiechem, szybko podnosząc powieki i wybudzając się z drzemki. Wieczorne podróże zawsze mnie usypiały. – Cieszę się, że i ja i mama trafiłyśmy na idealnych facetów.

Christopher spojrzał w moją stronę lekko zmieszany, jak zawsze w takich sytuacjach. Wiedziałam, że mimo bliskości, która była między nami już mocno zakorzeniona, nadal czuł się nieswojo, przyjmując ode mnie takie komplementy. Jednym z jego największych problemów wciąż była zbyt mała wiara w siebie.

– Nie jestem idealny, Alex.

– Jesteś – odpowiedziałam całkiem szczerze. – Dla mnie.

Skręciliśmy w dróżkę prowadzącą do domu. Kiedy byliśmy już niemal u celu, zaczęłam odczuwać dziwny niepokój. Coś w zachowaniu Chrisa się zmieniło. Widziałam na jego twarzy rosnące napięcie.

Nie myliłam się. Moje zmysły od jakiegoś czasu były niezawodne.

– Usiądziemy? – zapytał od razu po wejściu do domu. – Chciałbym z tobą porozmawiać.

Na zawsze, Panie ProfesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz