Rozdział 10

1.5K 118 3
                                    

Czy istnieje coś bardziej przerażającego, niż wizja samotnej przyszłości? Nocami, pogrążając się w najgłębszych otchłaniach swoich myśli, wydawało mi się, że nie. Od zawsze czułam się stworzona do życia wśród ludzi, nawet jeśli część kontaktów społecznych była dla mnie dużym utrudnieniem. 

Samotne wychowywanie dziecka oznaczało dla mnie życiową porażkę. Wiedziałam, jak to jest wychowywać się bez jednego z rodziców. Starania drugiego z nich, choćby nie wiem, jak usilne, nie były w stanie całkowicie uzupełnić pewnych braków. Mama przez całe życie próbowała wynagrodzić mi wychowywanie się bez ojca. Starała się uczyć mnie życia, tego co dobre, a co złe, ale widziałam po niej, że brak jakiegokolwiek oparcia odbijał się też na jej psychice. Ze swojego dzieciństwa najbardziej pamiętam jej łzy, kiedy myślała, że już śpię. Całymi dniami starała się być silna, nie pokazywać nawet chwili słabości. Wieczory jednak rządziły się swoimi prawami.

Nie chciałam tego dla swojego dziecka. Wiedziałam, że nie potrafiłabym być tak silna, jak mama. Po ostatnim, krótkim spotkaniu z Chrisem, zdawałam sobie sprawę, że moja wymarzona wizja przyszłego życia, łatwo mogła zostać zaburzona. O ile już nie została...

Innego zdania była jednak moja przyjaciółka.

– Dlaczego ostatnio zrobiła się z ciebie taka pesymistka? – zapytała któregoś razu, próbując obrócić mój ponury nastrój w żart. Doceniałam jej starania. – Zawsze byłaś niepoprawną optymistką, czasem aż mnie to irytowało.

Mimo chwili załamania uśmiechnęłam się.

– Kiedy się poznałyśmy, to ty wydawałaś mi się zdecydowanie chłodniej nastawiona do świata. Zobacz, jak nasze role się odwróciły – mruknęłam.

Susie szybko wyczuła, w którą stronę zmierzał mój wywód. Od razu postanowiła zareagować.

– Odwróciły się, racja! – krzyknęła z niepohamowanym entuzjazmem. – Teraz obie będziemy niepoprawnymi marzycielkami, optymistkami, czy jak tam chcesz to nazywać. Będziemy żyć długo i szczęśliwie, a ja będę najlepszą ciocią na świecie, zobaczysz.

– Co masz na myśli? Będziesz wykradała moje dziecko na potajemne imprezy? – Zachichotałam, odruchowo gładząc brzuch.

Susie spoważniała, po czym spojrzała mi prosto w oczy.

– To jeden z moich głównych planów – powiedziała ze śmiertelną powagą. – Daj mi kilkanaście lat, a zobaczysz, że bobas będzie królem każdego baletu.

Nie wytrzymałam. Z mojego gardła wydobył się głośny śmiech.

Dzięki Susie czułam, że wszystko mogło się ułożyć. I choć w mojej głowie raz po raz pojawiały się myśli, że mój świat w każdej chwili mógł się zawalić, nie pozwalałam im zbyt długo tam pozostawać. Musiałam być najsilniejszą wersją siebie, jaką tylko mogłam wykrzesać. Już nie tylko dla siebie.

Zostały nam trzy ostatnie dni naszej podróży. Ciężko było mi w to uwierzyć – minęło znacznie szybciej, niż się spodziewałam. Nieuchronnie zbliżał się termin wizyty kontrolnej, co oznaczało, że jeśli nie uda nam się ponownie spotkać z Chrisem, taka szansa mogła się już nie powtórzyć. Chwilami miałam ochotę zostać tu kilka dni dłużej.

Nowe otoczenie sprawiło, że paradoksalnie mniej odczuwałam tęsknotę i stres. Świadomość, że Chris przebywał w tym samym mieście, napawała mnie dziwnym spokojem. Czułam między nami jakąś paranormalną łączność, mimo tego, jak potraktował mnie na uczelni. Wiedziałam, że jego uczucia, nawet jeśli pozwolił im powoli gasnąć, nigdy nie zostaną całkowicie zapomniane. Cokolwiek by się nie działo.

Na zawsze, Panie ProfesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz