Rozdział 23

330 20 3
                                    

– Wczorajsza wizyta u Lorraine naprawdę była nam potrzebna. – Chris spojrzał na mnie uważnie, przerywając czytaną książkę. Odłożył ją na blat, a swoją uwagę skupił wyłącznie na mnie. – Wybacz, że za wszelką cenę próbowałem cię od tego odwieść.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Czekałam na tę rozmowę. Chyba oboje przez cały dzień baliśmy się ją rozpocząć, dlatego byłam mu niesamowicie wdzięczna, że sam poruszył ten temat.

Oczywiście nie miałam mu za złe wcześniejszych obaw. To wszystko było zrozumiałe. Kochał mnie, dlatego też się o mnie bał. To naturalne. W głębi duszy czułam, że to spotkanie było czymś, bez czego nie byłabym w stanie pogodzić się z przeszłością. Nie mogłabym pójść dalej. Każda minuta kolejnego dnia budziła we mnie jednak nowe, niespotykane dotąd emocje.

Od momentu opuszczenia szpitala, czułam się coraz dziwniej. Nie potrafiłam nawet sama przed sobą sprecyzować, jakie uczucia mną targały.

Na początku czułam ulgę. Dosłownie jakby ktoś zdjął ze mnie niewidzialny ciężar. Słowa Lorraine, w momencie, w którym jak mi się wydawało, odzyskała świadomość, załatały część mojego zranionego serca. Ta kobieta naprawdę zdawała się żałować tego, kim się stała. Wiedziała, że była potworem. To miała być dla niej największa kara, z jaką musiała się pogodzić.

Zaczęłam czuć do niej pewnego rodzaju współczucie. Nie chciałam tego. To była ostatnia rzecz, z którą byłam gotowa się w tamtym momencie mierzyć – litość do osoby, która tak mocno nas skrzywdziła. Nie umiałam z tym jednak walczyć, z każdą chwilą czułam to coraz mocniej. Widok Lorraine zamkniętej w szpitalu dla psychicznie chorych już na zawsze miał odcisnąć się w mojej pamięci. Nie było już odwrotu.

Nadal czułam jednak ogromną wściekłość i żal. Te uczucia przychodziły do mnie równie naturalnie, zawsze w momencie, kiedy myśli kierowały się w stronę niedoszłego szczęścia. Często wyobrażałam sobie, jak mogłyby potoczyć się nasze losy.

Stworzylibyśmy rodzinę. Dziecko byłoby jej najważniejszym punktem. Ucieleśnieniem naszej miłości. Wiedziałam, że Christopher byłby najlepszym tatą pod słońcem, a ja starałabym mu się dorównać w tej delikatnej, rodzicielskiej rywalizacji. Codziennie rano budzilibyśmy się z myślą, że czeka nas kolejny dzień pełen wyzwań, ale też radości wychowawczych – doświadczenia pierwszego świadomego uśmiechu, pierwszych kroków, a niedługo później pierwszych słów. Do tego czasu pozostałoby nam zgadywanie, czy nasze dziecko jako pierwsze zawoła mamę, czy też tatę. Cokolwiek by to nie było, sprawiłoby nam równie dużą radość. Obserwowalibyśmy, jak nasze dziecko dorasta. Przekazalibyśmy mu to, co najlepsze – wiedzę, jaką zdołaliśmy zaczerpnąć w trakcie naszego życia. Zawsze otrzymywałoby od nas wsparcie, niezależnie od swoich wyborów. Staralibyśmy się być dla niego najlepszą wersją siebie.

To wszystko zostało przekreślone. Jedna decyzja, która zapadła w głowie chorej kobiety, pozbawiła nas wielkiego szczęścia. Lorraine brutalnie nam to odebrała. Już nic nie mogło być takie samo.

– Chciałabym to zostawić za sobą – szepnęłam, kiedy Chris złapał mnie za dłoń i przysunął do siebie. – Ale to chyba nigdy nie będzie możliwe.

– Nie, Alex – stwierdził smutno. – To zawsze będzie z nami. Strata dziecka nie jest czymś, co można przerobić w miesiąc, dwa, czy nawet kilka lat. Ten rodzaj bólu nigdy do końca nas nie opuści.

Poruszyłam się niespokojnie. Przez chwilę bałam się, że czekał mnie kolejny atak paniki, ale ćwiczenia oddechowe przynosiły efekty. Najczęściej umiałam już z tym walczyć.

– Nie przetrwałabym tego, gdyby nie ty.

– Przetrwałabyś – odparł od razu. – Jesteś silna, odpowiedzialna i masz w sobie wiele dobroci.

Na zawsze, Panie ProfesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz