Rozdział 7

1.3K 118 36
                                    


Czym właściwie jest strach?

Ktoś mądry odpowiedziałby pewnie, że naturalnym uczuciem, zwykłym, zwierzęcym instynktem. Dla mnie w ostatnim czasie strach był czymś, co towarzyszyło mi niemal codziennie. Stał się moją zmorą, paraliżem dla ciała i umysłu.

Tak właśnie czułam się w tamtym momencie. Sparaliżowana.

Nie bałam się o siebie. W mojej hierarchii trosk i zmartwień byłam pewnie gdzieś na szarym końcu. W tamtej chwili liczyły się dla mnie tylko dwie osoby: Chris i nasze nienarodzone dziecko.

– Alex! Mówię do ciebie! – Raz po raz krzyczała Susie. Nie docierały do mnie jej słowa. Patrzyłam na nią tępym wzrokiem, myślami będąc całkowicie gdzie indziej.

– Mhm – mruknęłam. – Już... Dobrze... – Próbowałam wydusić z siebie kolejne słowa, kiedy przyjaciółka w panice potrząsała moim ciałem. Starałam się skupić na niej swoje spojrzenie. Przez chwilę nie myśleć o niczym innym, niż o tym, by wrócić na ziemię. Udało się. Zaczęły docierać do mnie wszystkie dźwięki otoczenia.

– Co to było do jasnej cholery? Czy ty chcesz, żebym dostała zawału? – piszczała. – Wyglądałaś jakbyś całkowicie odleciała.

Kąciki moich ust zaczęły się unosić, choć wcale nie byłam w nastroju do śmiechu. Sama nie wiem, co miał oznaczać mój uśmiech. Bezradność? Przerażenie? A może... Pogodzenie się z tym, że niemal wszystko w moim życiu sypie się w najmniej oczekiwanych momentach?

Spojrzałam głęboko w oczy przyjaciółki. Oczekiwała ode mnie jakiekolwiek ruchu lub słowa, jednak ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Zebrałam w sobie siłę, by podstawić pod nią telefon z wiadomością, cały czas uważnie wodząc za nim wzrokiem.

Ciało Susie zesztywniało w ciągu kilku sekund, wydawała się jednak zdecydowanie bardziej opanowana. Minęło kilka chwil, zanim wróciła na ziemię, po czym od razu przeszła do działania.

– A więc robimy tak. – Spojrzała na mnie uważnie. – Hej – szepnęła, łapiąc mnie za podbródek. – Nikt nie pokrzyżuje nam planów. Żaden mail, żadna wiadomość.

– Co w takim razie zamierzasz? Mamy to zignorować? – prychnęłam pod nosem, nadal lekko nieprzytomnym tonem.

– Tak! – krzyknęła. – Dokładnie tak. Przecież wiadomo, kto to wysłał. I szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie obchodzi.

Zamilkła na moment i spojrzała w ścianę, uporczywie nad czymś rozmyślając.

– Susie? – szepnęłam. – Przecież wiesz, czym on groził... Nie miał za grosz szacunku nawet do Chrisa, choć byli dobrymi znajomymi. Nie zawahałby się przed wyrzuceniem go z uczelni, gdyby nadal tu pozostał.

Dziewczyna zmrużyła oczy.

– Masz na myśli to, że nas wyrzuci? – Pokiwałam głową w odpowiedzi. – Alex, błagam, nie załamuj mnie. Ja wszystko rozumiem: ciąża, hormony, stres, ale przecież tu chodzi o ojca twojego dziecka!

– Dobrze wiem, o co tu chodzi – warknęłam. – Nie chcę tylko, by... – zawahałam się. – By przeze mnie i moje decyzje cierpiały inne osoby. Ty nie jesteś niczemu winna, gdybyśmy się nie zaprzyjaźniły, nie wisiałoby nad tobą widmo wydalenia ze studiów. To samo z Chrisem... Przecież on nawet nie wie o tym, że go szukam! Trzyma się ustaleń dziekana i wiesz co? Też nie dlatego, że mu się te ustalenia podobają. Trzyma się ich dla mojego dobra.

– Pieprzyć ustalenia – rzuciła szybko. – I pieprzyć dziekana. Alex, czuję się, jakbym była uczestnikiem jakiejś powieści romantycznej. I to mi wystarczy, by pomóc ci go odnaleźć. Czy ci się to podoba, czy nie. Wstawaj.

Na zawsze, Panie ProfesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz