Rozdział 22

310 36 8
                                    


– Zapytam po raz ostatni – szepnął Chris, przyciskając mnie mocniej do siebie. – Jesteś pewna, że chcesz tam wejść?

Spojrzałam na stary, zaniedbany budynek, nagle utraciwszy całą odwagę. Nigdy nie byłam w szpitalu psychiatrycznym. Ciężkie powietrze, które unosiło się przed jego wejściem, przyprawiało mnie o dreszcze. Mogliśmy się jeszcze wycofać, nic nie stało na przeszkodzie...

– Jestem pewna.

Wcale nie byłam. Towarzyszyło mi wiele obaw, ale czułam, że muszą one pozostać tylko we mnie. Skupiałam się na tym, by nie dać ujrzeć im światła dziennego. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie po to walczyłam z Chrisem, by teraz się poddać.

Weszliśmy do środka, a ja od razu przeżyłam szok. Uderzyło mnie blade światło i sterylny zapach środków do dezynfekcji. Atmosfera wewnątrz budynku była jeszcze gęstsza niż przed jego drzwiami.

Czy miejsce, które z natury powinno być delikatne, skupiać się na uleczaniu ludzkiej psychiki, nie powinno przynajmniej stwarzać pozorów ciepła i dobroci? To takie nie było. Od razu budziło niepokój i chęć ucieczki.

– Podejdę na recepcję. Zaczekaj tutaj.

Słowa Chrisa przywróciły mnie do rzeczywistości. Byliśmy w miejscu, gdzie ludzie mierzyli się ze swoimi demonami. Ja również przyszłam tu w tym celu, choć ja... Chyba miałam wybór. Poczułam ukłucie w żołądku na samą myśl o wszystkich tych osobach, które wyboru nie miały, a znalazły się tu, by walczyć o swoje zdrowie, a często nawet o życie.

Czekając na ukochanego, dokładniej rozglądnęłam się po otoczeniu. Coraz mocniej odczuwałam dziwną aurę tego miejsca.

Ściany pomalowane były na biało. Gdzieniegdzie widniały naklejki ścienne, przedstawiające kolorowe motyle i uśmiechnięte twarze. Przypuszczam, że miały mieć uspokajający wydźwięk, ale w połączeniu z cichą melodią, której źródła nie zdążyłam zlokalizować, wydawały się mocno niepokojące. Błądząc wzrokiem po szpitalnych ścianach nietrudno było również dostrzec malowidła, które jak się domyślałam, były dziełem pacjentów. Większość z nich to niezrozumiałe napisy. Najbardziej poruszające było jednak graffiti w samym rogu, zupełnie nierzucający się w oczy. „Pomocy".

– Idziemy? – Nawet nie zdążyłam zarejestrować chwili, w której Chris się koło mnie zjawił. – Mamy zielone światło.

– Na pewno nikt nie widzi żadnych przeciwwskazań do naszej wizyty?

Na twarzy ukochanego dostrzegłam błysk. Od razu ugryzłam się w język. Moje pytanie mogło zostać łatwo wykorzystane przeciwko wszystkim wartościom, o które starałam się walczyć w ostatnim czasie. Christopher łatwo mógł to obrócić przeciwko mnie.

– Och, Alex – westchnął ciężko, przenosząc dłoń na skroń. – Przeciwwskazań jest cała masa, o czym już niejednokrotnie ci mówiłem.

– Tak, ale...

– Wiem, wiem – odpowiedział od razu, nie dając mi dokończyć zdania. – To twoja decyzja, a ja będę cię w tym wspierał. Mamy ochronę, wsparcie lekarzy, a poza tym Lorraine... Ona coraz mocniej przypomina dawną siebie.

Poczułam chwilową ulgę. Ostatni raz przed zmierzeniem się z własnymi lękami, wtuliłam twarz w tors ukochanego. Zawsze na mnie czekał. Był moim wsparciem, cokolwiek się działo. Wiedziałam, że choćby za moment cały świat miał się zawalić, miałam w nim wszystko, czego potrzebowałam do ostatnich chwil istnienia.

Lekarz prowadził nas w stronę sali. Każdy nasz krok odmierzał sekundy, które zbliżały mnie do wyczekiwanego spotkania. Moje ciało zachowywało się jednak zupełnie inaczej, niż się tego spodziewałam. Buntowało się. Chciało stamtąd uciec. Nogi nagle stały się przerażająco ciężkie, jakbym miała przywiązaną do każdej z nich ogromną kulę. Obraz przed oczami wirował. Bałam się utraty przytomności – gdyby to się stało, Chris natychmiast zabrałby mnie do domu, a wtedy cały nasz trud, wszystkie rozmowy, poszłyby na marne. Nie mogłam do tego dopuścić. Musiałam być silna, mimo tego, że wszystko wokół krzyczało: „Uciekaj!"

Na zawsze, Panie ProfesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz