Rozdział 5

1.9K 177 27
                                    

Noc mijała zdecydowanie gorzej, niż się spodziewałam. Prawie nie zmrużyłam oczu, cały czas rozmyślając o naszej małej misji. Co, jeśli się nie uda? Niepowodzenie naszego wyjazdu oznaczało jedno – co najmniej do końca ciąży miałam pozostać bez jakiegokolwiek kontaktu z Chrisem. Już na samą myśl robiło mi się niedobrze. Nie wyobrażałam sobie wychowywać dziecka bez niego. A co, jeśli Chris zdążył kogoś poznać? W końcu nie widzieliśmy się już kilka miesięcy, a jemu też na pewno doskwierał brak kontaktu i bliskości. 

Nocne przemyślenia nigdy nie były dla mnie łaskawe. Zamiast skupiać się na pozytywnych stronach, o ile w obecnej sytuacji można było jakieś dostrzec, do mojej głowy przychodziły same negatywne myśli. Ostatnią z nich, która pojawiła się w mojej głowie nad ranem, starałam się z całej siły wypierać. W końcu poddałam się, czując, że ciążąca we mnie obawa zaczyna przejmować nade mną kontrolę. 

– Susie – szepnęłam najgłośniej, jak tylko potrafiłam, jednak odpowiedziała mi głucha cisza. Zastanawiałam się nawet, czy wypada krzyknąć, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu – sama nie lubiłam gwałtownych pobudek.

Niechętnie wstałam z łóżka, odgarniając z siebie puchową kołdrę i podeszłam do kanapy, na której spała moja przyjaciółka. Wyglądała jakby miała na wpółotwarte oczy, przez co przez moment zastanawiałam się, czy naprawdę śpi. Po krótkiej chwili przewróciła się na drugi bok, z sennym jęknięciem, co nie pozostawiało już żadnych złudzeń. Delikatnie złapałam ją za ramię, próbując niezbyt nachalnie ją obudzić. 

Zero efektu. 

– Susie! – powtórzyłam już nieco głośniej. Dziewczyna przetarła oczy wierzchem dłoni, przez moment jakby nie wiedząc, gdzie się znajduje. 

– Co? O co ci chodzi? – wyjęczała z żalem, chowając twarz w poduszkę. Przez moment zastanowiłam się, czy to na pewno odpowiedni moment na takie dyskusje, ale wewnętrzny głos, wyrażający setki obaw, nie dawał mi spokoju. 

Zawahałam się. Nie wiedziałam, jak ująć w słowa to, co chciałam jej przekazać. 

– Zastanawiam się, co będzie, jeśli Chris... No wiesz... Jeśli znajdziemy go, a on nie będzie chciał wrócić – wydusiłam z siebie drżącym głosem. Moja przyjaciółka wyglądała, jakbym palnęła największą głupotę świata, więc czułam się zmuszona dogłębniej wytłumaczyć, co miałam na myśli. – Przecież umowa z dziekanem była jasna. Żadnych kontaktów. Żadnych maili, rozmów telefonicznych, a już na pewno nie spotkań! 

Ulżyło mi. Wyduszenie z siebie swoich myśli zawsze mi pomagało. Spojrzałam na Susie, która powoli zaczęła podnosić się z łóżka. Usiadła, podwijając kolana w stronę piersi i przez chwilę uważnie mi się przyglądała. Jej oczy znacznie się rozbudziły, a z jej twarzy biło współczucie. 

– Alex, całkowicie hipotetycznie, nawet gdyby doszło do takiej sytuacji, przynajmniej będziesz miała spokojne sumienie. Ojciec dziecka powinien wiedzieć o jego istnieniu. Zawsze. No... – urwała zdanie, jakby się wahając. – Prawie zawsze. 

Pokiwałam głową, niezbyt przekonana. Wiedziałam, że jeśli nasz wyjazd się powiedzie i go odnajdziemy, będzie to oznaczało kolejną, ciężką dla Chrisa wewnętrzną walkę.

– Może masz rację – szepnęłam, choć w dalszym ciągu nie przekonywały mnie jej słowa. Chyba dość szybko to zauważyła, bo w jednej chwili zaczęła kręcić głową. 

– Nie, nie. – Spojrzała mi głęboko w oczy. Mój wzrok przyzwyczajony już do półmroku, dostrzegał coraz większą determinację w jej spojrzeniu. – Nie może – wyraźnie zaakcentowała drugi wyraz. – Na pewno. Twój facet jest wolnym człowiekiem, więc nie zmusimy go do żadnej decyzji, ale z tego, co o nim mówiłaś... Jestem pewna, że podejmie słuszne kroki. 

Na zawsze, Panie ProfesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz