Rozdział 14

1.5K 111 6
                                    

Trzy tygodnie później


– Nie lubisz wcześnie wstawać, prawda? – zapytał Chris z przypiętym na twarzy sztucznym uśmiechem. W ostatnich dniach był to niemal standard. Wyjątkowo irytujący standard.

– Dopiero teraz to zauważyłeś?

Podniosłam się z łóżka, nawet na niego nie spoglądając. Cały czas czułam na sobie jego uważne spojrzenie. Śledził każdy mój ruch, dlatego mój umysł pozostawał szczególnie wyczulony na każdy detal.

Przeszłam do łazienki, szybkim ruchem dłoni zamykając za sobą drzwi. Zrobiłam to znacznie głośniej, niż planowałam. Przegryzłam wargę, od razu zmieniając postawę. Nasłuchiwałam każdego odgłosu. Czułam się jak zwierzę, szykujące się na przyjęcie ataku. Musiałam być gotowa na unik.

Na szczęście Chris nie zwrócił na nic uwagi, co uratowało mnie przed kolejną pogadanką pod tytułem: „Dlaczego warto panować nad emocjami". Odetchnęłam z ulgą. Poczułam nawet namiastkę spokoju.

Przebywanie samej ze sobą czasem było całkowitym wybawieniem. Często bywało też przekleństwem. A w tamtym momencie? Sama nie potrafiłabym stwierdzić, czym dokładnie było. Nie wiedziałam, co czułam. I tego obawiałam się najbardziej. Wielokrotnie opisując swoje emocje, używałam słowa „pustka", jednak nigdy wcześniej nie miałam pojęcia, co naprawdę oznaczało to sformułowanie. Pustka to coś gorszego niż rozpacz. Byłam skłonna stwierdzić, że to coś gorszego niż całkowite psychiczne załamanie, które też zresztą zdążyłam już przeżyć. Ale wtedy przynajmniej czułam jakieś emocje. To pozwalało na zachowanie swojego człowieczeństwa.

Odkręciłam wodę w umywalce na maksymalną moc. Szum zagłuszał wszystko wokół. Również krzyk, wydobywający się z mojego gardła.

Patrzyłam na swoje odbicie. Ruchy twarzy wskazywały, że nadal krzyczałam. Dlaczego tego nie czułam? Spoglądając w lustro, nie widziałam swojej twarzy. Zamiast niej w odbiciu widniała ciemna plama bez żadnego wyrazu.

To nie byłam ja.

– Wychodzę – rzuciłam w stronę Chrisa od razu po opuszczeniu łazienki.

Całkowicie zignorowałam przygotowane dla mnie śniadanie. Zdrowe bajgle z zielonymi dodatkami uśmiechały się do mnie na talerzu, ale już sama myśl o jedzeniu przyprawiała mnie o mdłości.

– Gdzie idziesz?

– Do terapeutki.

– Odwiozę cię – odpowiedział, zrywając się z kanapy.

Spoglądnęłam w jego stronę, obserwując, jak przyspieszył tempo wszystkich czynności. Rzucił się w stronę szafy, z której podniósł kluczyki i ruszył po swój płaszcz. Jego zaangażowanie sprawiło, że przez chwilę zawahałam się nawet nad wypowiedzeniem kolejnego słowa. Cień wyrzutów sumienia minął jednak tak szybko, jak się pojawił.

– Nie.

– Alex – westchnął ciężko. – Nie walcz ze mną.

– Nie walczę.

– Ależ oczywiście, że tak. Odkąd wróciliśmy ze szpitala, coraz mocniej się ode mnie oddalasz.

– Po prostu chcę się przejść – odparłam zupełnie nieszczerze. – Potrzebuję zaczerpnąć świeżego powietrza.

Na jego twarzy pojawił się niepokój. Zmarszczył brwi.

– W porządku. Odprowadzę cię pod gabinet.

– Chris – mruknęłam i zniżyłam ton głosu. Powoli zaczynałam mieć dość tłumaczeń. – Chcę pobyć sama.

Stanowczość, jaka pojawiła się w moim głosie, przyniosła oczekiwany rezultat. Wpatrywał się we mnie ze zmartwionym wyrazem twarzy, ale nie wypowiedział już żadnego słowa. Odpuścił.

Na zawsze, Panie ProfesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz