Rozdział 8

1.4K 113 14
                                    


Chris niespokojnie się poruszył. Nadal staliśmy w otoczeniu studentów, choć było ich coraz mniej. Oboje rozglądaliśmy się po pustoszejącym korytarzu, wiedząc, że nieuchronnie zbliża się chwila naszej rozmowy. Pozazdrościłam osobom, które spokojnie opuszczały mury uczelni. Niektórzy uśmiechnięci, inni zamyśleni lub nawet przygnębieni. Każda z tych opcji wydawała się lepsza, niż to, co czułam w tamtym momencie.

Nie potrafiłam spojrzeć na profesora. Mimo tego, że marzyłam o tej chwili od tak dawna, w tamtym momencie odczuwałam rosnące przerażenie. Wyobrażając sobie sytuację naszego spotkania, wyglądało to nieco inaczej. Mieliśmy zachować się raczej jak dwójka rozdzielonych kochanków, których los postanowił ponownie połączyć po długiej przerwie. Chciałam utonąć w oczach, które niejednokrotnie były moją ostoją. Dawały mi poczucie bezpieczeństwa, którego potrzebowałam bardziej, niż powietrza.

W tamtej chwili moje myśli krążyły jednak tylko wokół jednej kwestii: złamałam zasady dziekana. To było pewne. Nie wiedziałam jeszcze, jakie mogły być tego realne konsekwencje, ale czułam, że musiałam zaryzykować.

Teraz albo nigdy.

Przeniosłam wzrok na jego osobę. Postawiłam krok do przodu. Nie miałam już żadnych szans na ucieczkę.

Szybko mnie uprzedził. To on przejął ster. Chciał panować nad sytuacją, a jego twarz wyrażała jedynie tyle, że nie przyjmie żadnego sprzeciwu.

Podszedł do mnie lekko agresywnym krokiem.

– Alex, co wy tu do cholery robicie? – warknął, zerkając kątem oka na stojącą kilka metrów dalej Susie. – Naprawdę lekceważysz tak ważną sprawę, jak swoją... – zawahał się. – Naszą przyszłość? Przez tyle tygodni starałem się nas chronić, a ty przychodzisz tu, jak gdyby nic się nie wydarzyło?

– Ale... – jęknęłam, nie umiejąc się wysłowić. Chciałam opowiedzieć mu o wszystkim, co wydarzyło się w ostatnim czasie. O tęsknocie, cierpieniu. A przede wszystkim o dziecku. To było głównym celem naszej podróży.

Mimo tego, że chciałam powiedzieć tak wiele, nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa, a usta nie słuchały komunikatów, które starałam się przekazać.

Człowiek, który stał przede mną, w niczym nie przypominał mojego Chrisa. Najbardziej opanowanego i empatycznego człowieka świata. W tamtym momencie zachowywał się jak zupełnie obca dla mnie osoba. Był wściekły. I widziałam, że ta wściekłość przemawiała całym jego ciałem.

Przez chwilę czekał na moją odpowiedź. Widziałam cień nadziei na jego twarzy. Chciał dać mi szansę na wytłumaczenie, jednak te uczucia szybko zostały zastąpione innymi – ich zupełnym przeciwieństwem.

– Nie ma żadnego „ale". Uciekajcie stąd, zanim ktokolwiek nas razem zauważy.

Jego usta rozciągały się w cienką linię, a słowa, które z nich padały, były jak brzytwy. Nie zawahał się przed rzucaniem nimi prosto w moje serce, z celnością zawodowego łucznika.

Pokiwałam głową, wierzchem dłoni odgarniając włosy, które opadły mi na twarz. Chciałam krzyczeć, walczyć. Chciałam zrobić cokolwiek, by go przy sobie zatrzymać. To, co zobaczyłam w jego oczach, skutecznie mnie od tego odwiodło.

Była w nich pustka. Przerażająca pustka. I ciemność. O tak, ciemność widoczna w jego głębi była wręcz paraliżująca. Zabierała mi oddech.

– Wszystko u ciebie w porządku? – zapytałam cicho ze łzami w oczach, starając się ustabilizować drżący głos.

Na zawsze, Panie ProfesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz