27

503 10 8
                                    

Lot minął nam dość szybko. Cztery godziny upłynęły maksymalnie jak dwie, a przecież przelecieliśmy nad prawie połową Stanów Zjednoczonych. Myśląc o celu naszej podróży, czyli wizycie u dziadków, cieszyłam się i martwiłam jednocześnie. Miałam odwiedzić dwie ukochane przeze mnie osoby i przekazać im okropną wiadomość. Jestem pewna, że dziadek Henry nie zareaguje przesadnie emocjonalnie, ale babcię Fredrickę trzeba będzie uspokajać i będę wdzięczna, gdy nie wyrzuci mnie z domu. Sama nie wiem jak bym zareagowała na taką informację, ale na pewno nie byłby to uśmiech. Może i tata był już dorosły, przekroczył już czterdziestkę, ale w oczach babci nadal był jej najukochańszym synem. Nie zwracała uwagi na to kim jest w pracy, zawsze cieszyła się gdy do niej dzwonił i na pożegnanie mówił, że ją kocha.

Wyjście z samolotu w Orlando nie było jakoś bardzo zjawiskowe jak w filmach. Nie było rażącego w oczy słońca ani ciepłego, lekkiego wiatru, bo w końcu przyleciałam nie latem, a jesienią. Na szczęście jednak pogoda dopisała i nie było ulewy czy wichury. Kiedy zeszliśmy schodami, czekał już na nas samochód. Z uśmiechem pożegnaliśmy stewardessy i przeszliśmy do białego Cadillac'a Escalade. W czasie, gdy kierowca pakował nasze bagaże, ja z Davidem zajęliśmy miejsca w środku. Wyposażenie samochodu zrobiło na mnie naprawdę dobre wrażenie, a ja sama poczułam się bardzo komfortowo. Po chwili mężczyzna zasiadł za kierownicą, odpalił silnik i ruszył. Nie musieliśmy podawać mu adresu, pod który ma dojechać, bo znał dobrze adres swojego byłego szefa, mojego dziadka. Nie znaczyło to jednak, że Henry Morgan nie ma już żadnych ochroniarzy, po prostu nie pełni już tak ważnej roli, przez co zamiast mnóstwa bodyguardów wystarczy mu czterech, a jego żonie, mojej babci dwóch.

Nie minęło 10 minut, a kierowca zaparkował u celu. Wysiadł z samochodu, obszedł go dookoła, aby otworzyć mi drzwi. Delikatnie wystawił dłoń w moim kierunku, aby pomóc mi wysiąść. Mimo, że tego nie potrzebowałam to i tak z uprzejmości skorzystałam i chwyciłam jego rękę. Skierowałam się w stronę bramki i tam się zatrzymałam. Nie chodziło mi nawet o poczekanie na Davida, ale o oddech dla uspokojenia przed wciśnięciem dzwonka. Tak długo nie widziałam się z dziadkami, bardzo za nimi tęskniłam, ale też nie do końca byłam pewna czy chce tam iść. Gdy chłopak do mnie podszedł zaczęłam się zastanawiać jak Henry i Fredricka zareagują na poznanie mojego chłopaka. Znali mnie od zawsze i mimo, że byłam ich ukochaną wnusią to i tak znali mój charakter i wiedzieli, że może on być przeszkodą przed znalezieniem miłości, bo w sumie kto chciałby spędzić choćby część życia z wredną, zbyt szczerą, często pyskatą dziewczyną.

Kierowca nadal stał przy samochodzie i raz po raz patrzył na nas czy czasem nie poddajemy się i wracamy. W końcu wcisnęłam przycisk dzwonka. Kiedy to zrobiłam rozbrzmiał dźwięk, który przypomniał mi radość z wizyt u dziadków, gdy byłam młodsza. Oczami wyobraźni widziałam siebie z przeszłości bawiącą się i przegadującą z dziadkiem w salonie lub pomagającą babci w kuchni przy robieniu ciast i ciasteczek. Z transu wybudził mnie odgłos otwieranych drzwi. To właśnie wtedy zobaczyłam kobietę, przy której zawsze mogłam pokazać swoje prawdziwe uczucia. To ją mogłam przytulić, to jej mogłam się wypłakać. Teraz otwierała bramkę posesji, z którą wiązało się tyle przyjemnych wspomnień.

- Vanessa? Prawie cię nie poznałam- uśmiechnęła się od ucha do ucha- Wchodź- otwartą dłonią zaprosiła mnie do środka.

- Cześć Babciu- pochyliłam się do niej i wtuliłam z pełnią uczuć- Tęskniłam za Tobą... Tobą i dziadkiem- zaśmiałam się lekko.

- Ja też za Tobą tęskniłam- poklepała mnie lekko po plecach, na co oderwałam się od niej- Gdzie jest Brandon?- zaczęła się rozglądać.

- Nie przyjechał, ale możemy o nim porozmawiać... Chodźmy do domu, bo chłodno trochę.

Córka Szefa MafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz