「 POV. Capela 」
- Obiecałeś... Obiecałeś, że się jeszcze zobaczymy! A nie ma Cię już prawie rok! - krzyknąłem.
- Ale to było kłamstwo, tato... - spojrzał na mnie, a po chwili zniknął.
﹒⪩⪨﹒
Szybko się obudziłem, po czym rozejrzałem po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem.
Znów ten sam koszmar... Wstałem z łóżka, po czym spojrzałem na telefon.
- Mam jeszcze 3 godziny... - mruknąłem do siebie.
Wstałem, aby chwilę później ruszyć do łazienki, aby się przebrać. Po przebraniu wyszedłem z mieszkania i ruszyłem w stronę parkingu.
Wyjąłem swój samochód. Postanowiłem, że jeszcze trochę pojeżdżę po mieście przed służbą... Miasto o tej porze było serio puste i... Piękne.
Jeździłem tak jakoś z godzinę, po czym mi się znudziło. Pomyślałem, że jak stawie sie wcześniej na służbę to nic złego się nie stanie, więc ruszyłem w stronę komendy, gdy nagle przede mną pojawiło się jakieś auto, a po chwili wysiadły z niego cztery uzbrojone osoby.
- Wysiadaj z auta! - krzyknął do mnie jeden.
Chyba to jednak nie był dobry pomysł, aby zacząć wcześniej służbę...
- Pamiętajcie - wyszedłem z pojazdu z podniesionymi rękami - przemoc to nie rozwiązanie... - powiedziałem do nich.
- Nie będziemy używać przemocy, jeśli Ty nie będziesz się stawiał - odpowiedział.
- Okej... - mruknąłem, ruszając w ich stronę.
- Wsiadaj - powiedział ten, który stał aktualnie obok mnie.
- Jasne, jasne.. Ale możecie wziąść te bronie? Nie czuje się zbyt komfortowo... W końcu celuje do mnie 4 typów...
- Dyskryminacja kobiet? - odezwała się jedna z napastniczek.
- Nie odzywałaś się! Skąd miałem wiedzieć, że jesteś kobietą? - spojrzałem na nią.
- Dobra, wsiadaj - powiedziała, po czym sama weszła do środka.
- Wygrałem... - powiedziałem cicho pod nosem, ale typo obok mnie to chyba słyszał, ponieważ się zaśmiał.
Wszedłem do auta, a reszta zrobiła to samo.
- Nic Ci nie zrobimy - powiedział napastnik.
- To...Po co mnie porywacie? - spytałem.
- Jesteś Dante Capela? - zapytał mnie jeden z nich.
- Yyy... Nie. Jestem Gregory Montanha - powiedziałem.
Napastnicy zatrzymali auto i się na mnie spojrzeli.
- Ty tak na serio? - zapytała jakaś inna dziewczyna - Czy my porwaliśmy nie tą osobę, co mieliśmy? - zwróciła się do innych.
- Nie no żartujesz sobie - odezwał się tym razem kierowca.
- No - uśmiechnąłem się lekko. Co za debile - Wy serio daliście się nabrać? Myślałem, że wiecie chociaż jak wyglądam..
- Szef kazał nam Cię sprowadzić od razu! - powiedział kierowca i znów odpalił auto.
- Zaraz... Wasz szef chce mnie widzieć? - lekko się przestraszyłem. Ostatnio nie robiłem żadnych rzeczy, które mogłyby się nie podobać jakiejś mafii... - Jesteście od pastora?
- Co? Od pastora? - zaśmiała się - Nie, nie jesteśmy od pastora.
- To od kogo? - spojrzałem na nią.
- Nie ważne, zaraz będziemy - odpowiedział mi kierowca.
Po jakiś pięciu minutach naprawdę byliśmy na miejscu. Wysiadłem z auta, a napastnicy założyli mi worek na głowę.
- Tak na wypadek... - powiedziała jedna z napastniczek.
Wcale nie widziałem drogi, która tutaj prowadzi. Wcale...
- Szefie, mamy go - powiedział jeden.
- Zdejmijcie mu ten worek. Mam nadzieję, że nic mu nie zrobiliście... - powiedział poważnie.
Ale zaraz... Ja kojarzę ten głos... Napastnicy zdjęli mi worek i zauważyłem Krackers'a...
- Witaj, tato - powiedział.
Szybko do niego podszedłem, po czym mocno przytuliłem, a on oddał uścisk.
- W końcu się widzimy... - powiedziałem, uśmiechając się.
- Obiecałem, a ja dotrzymuję obietnic.
CZYTASZ
𝐎𝐍𝐄 𝐒𝐇𝐎𝐓𝐘 ;; 𝗳𝗶𝘃𝗲𝗰𝗶𝘁𝘆
FanfictionPo prostu one shoty z tego co mi przyjdzie do głowy z 5city.