𝐈 𝐡𝐚𝐭𝐞 𝐲𝐨𝐮 | 𝐆𝐫𝐞𝐠𝐨𝐫𝐲 𝐌𝐨𝐧𝐭𝐚𝐧𝐡𝐚

694 36 23
                                    

POV. Montanha

Siedziałem na molo, patrząc w gwiazdy. Nagle usłyszałem dźwięk sms'a. Wyjąłem telefon i wszedłem w wiadomości.

〔 POCZĄTEK CZAT'U - Zdrajca 〕

Gdzie jesteś?

A co Cię to obchodzi?

Nie chce Cię znać.

No weź, Grzesiu. Spotkajmy się, a wszystko Ci wytłumaczę.

Gdzie i kiedy?

Jutro o 18:00 na molo

Ok

〔 KONIEC CZAT'U - Zdrajca 〕

Schowałem telefon do kieszeni i wstałem z ławki. W sumie to nawet nie wiem czemu zgodziłem się na to spotkanie. Może chce wysłuchać jego wyjaśnień? A może po prostu za nim tęsknię?

Wsiadłem do swojego auta, a chwilę po tym ruszyłem pod mieszkania. Było już strasznie późno, a wiadomo jakie są ulice Los Santos o takich godzinach...

Gdy byłem już na miejscu, wysiadłem z pojazdu i wszedłem do środka. Wczołgałem się po schodach na swoje piętro, po czym wszedłem do mieszkania.

Zamknąłem drzwi na klucz i od razu ruszyłem do swojego pokoju. Nie miałem siły na umycie się czy zjedzenie czegokolwiek. Byłem padnięty. Po jakiś kilku minutach, zasnąłem.

『 RANO 』

Gdy otworzyłem oczy, była godzina 12:47. Wstałem z łóżka i ruszyłem do łazienki, aby się przebrać. Gdy już to zrobiłem, poszedłem do kuchni przygotować sobie kanapki.

Po zjedzeniu ich, była godzina 13:06. Wstałem od stołu i postanowiłem, że pojeżdżę po mieście. Nagle dostałem sms'a.

〔 POCZĄTEK CZAT'U - Zdrajca 〕


Możemy spotkać się szybciej? Np o 13:30? Okazało się, że mam później pracę i nie mogę inaczej


Jasne

〔 KONIEC CZAT'U - Zdrajca 〕

Jako iż nie mam nic innego do roboty, to postanowiłem, że już pojadę na molo i po prostu będę na niego czekał.

Zaparkowałem samochód na parkingu obok molo, po czym usiadłem na ławce. Spojrzałem na godzinę w telefonie, 13:24.

Hank powinien już niedługo tutaj być...

Po chwili usłyszałem za sobą kroki. Wstałem z ławki i odwróciłem się. Moim oczom ukazał się wcześniej wspomniany mężczyzna.

- Cześć... - odezwałem się pierwszy.

Hank zatrzymał się przede mną, po czym się na mnie spojrzał.

- Witaj, Grzesiu - odpowiedział mi.

- To... Usiądziemy i mi to wytłumaczysz, tak? - spytałem, aby się upewnić.

- Nie.

Zmieszałem się lekko. Będzie mi to wyjaśniał na stojąco? Moje przemyślenia przerwał mężczyzna stojący przede mną, który nagle wyjął pistolet.


- H... Hank? Co Ty wyprawiasz? Schowaj ten pistolet... - zacząłem lekko spanikowany.

- Oj Grzesiu, Grzesiu... - odezwał się - Zawsze byłem w Twoim cieniu...

- Co? Co Ty wygadujesz?

- Myślałem, że jak wyjebią Cię z policji to to się zmieni... Jednak się myliłem. Nadal jestem w Twoim cieniu... Ale kiedy umrzesz... Już tak nie będzie...

- Nigdy nie byłeś w moim cieniu! - spojrzałem na pistolet wycelowany we mnie, a potem na policjanta.

- Ależ byłem. Zawsze byłeś lepszy ode mnie... Jak byliśmy gdzieś razem to tylko "Oo Montanha", "Grzesiu"... A jak jeździłem bez Ciebie to ciągle o Ciebie pytali, a co ze mną?!

Nie wiedziałem co powiedzieć. Nigdy bym nie pomyślał, że Hank czuł się źle.

- Nienawidzę Cię, Grzesiu... - wyszeptał, a mnie ukuło coś w sercu.

Hank... On mnie nienawidził.

Po chwili usłyszałem strzał, a potem ból. Spojrzałem w dół i zauważyłem ranę po postrzale, a potem nie pamiętam już nic.

POV. Hank

Spojrzałem na upadające ciało Montanhy i po prostu odszedłem. Właśnie zastrzeliłem swojego byłego przyjaciela, zostawiając go na pastwe losu. Wyrzuciłem jeszcze pistolet do wody, aby nikt go potem nie znalazł.

Miałem nadzieję, że teraz nikt nie będzie już pytał o Montanhe i to JA będę na pierwszym miejscu.

『 TIME SKIP - Godzinę później

- Wszystkie bliskie osoby Gregory'ego Montanhy są proszone na szpital - usłyszałem głos Pisiceli na radiu.

- O co chodzi? - spytałem się.

Myślałem, że już więcej o nim nie usłyszę...

- Leży w szpitalu w ciężkim stanie. Może nie przeżyć... - odpowiedział mi jeden z policjantów, na co wywróciłem oczami.

Aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń, pojechałem do szpitala. Gdy byłem już na miejscu, zastałem masę osób. Naprawdę dużo ludzi go lubiło... No, ale cóż... Życie wybrało dla niego inną drogę, a ja w tym pomogłem.

Jednak z drugiej strony... Zacząłem mieć poczucie winy. Montanha był w policji dłużej niż ja i zapracował na to co miał...

Nie, Hank! Stop! Nie pamiętasz, że Cię ranił?

Akurat z sali wyszedł lekarz, przerywając moje myśli.

- Niestety... Gregory'ego Montanhy nie udało się uratować - powiedział, a moje serce stanęło.

- Co? Nie... To nie może być prawda... - odezwał się nagle Sonny.

Odwróciłem się w jego kierunku. Nie widziałem go tu wcześniej...

- Niestety... Dnia 3 kwietnia o godzinie 00:02, Gregory Montanha zmarł...

Przepraszam Grzesiu...

𝐎𝐍𝐄 𝐒𝐇𝐎𝐓𝐘 ;; 𝗳𝗶𝘃𝗲𝗰𝗶𝘁𝘆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz