Pan Moore i pan Peterson wrócili do domów po tygodniu na morzu, a ich wyprawa przyniosła za sobą wyjątkowo dobre efekty. Co więcej, obaj stwierdzili nawet, że chyba był to najbardziej udany połów od początku roku i na pewno przyniesie im duże korzyści.
Pani Peterson zdążyła do tego czasu już całkowicie wyzdrowieć i po ich powrocie znowu była energiczną i niezastąpioną panią domu, która postanowiła urządzić dla nich wszystkich wspólną kolację z okazji tak dużego sukcesu.
Serena i Kai głośno i zgodnie stwierdzili, że dawno już nie jedli tak pysznego posiłku, a chłopiec dodał jeszcze, że ich ojciec nie jest zbyt dobrym kucharzem. Temat podchwycił pan Peterson, który przyznał, że warty kuchenne na łodzi należą głównie do jego obowiązków, bo gdy to jego przyjaciel weźmie się na gotowanie, przez cały dzień kołuje go w żołądku.
Wszyscy śmiali się głośno, a dookoła panowała przyjemna atmosfera, która utrzymywała się nad całą szóstką jeszcze przez niemalże kolejny tydzień.
Z resztą nie tylko oni emanowali szczęściem, wraz z nadchodzącym latem wszystkich powoli ogarniał dobry humor, a dookoła częściej widziało się uśmiechy i słyszało śpiewy.
Wszystko jednak stopniowo cichło, gdy wielkimi krokami zbliżały się Dożynki. Tylko nieliczni nie odrzucili dobrego nastroju, który zdawał się nawet polepszyć na myśl, że to może właśnie oni zaleją się chwałą, gdy ktoś z ich rodziny wróci zwycięsko z areny.
Jednak niezależnie od poglądów, gdy w końcu nadszedł dzień Dożynek, nikt nie był obojętny, a każdy odczuwał swojego rodzaju napięcie.
Serena od samego rana czuła strach, który skutecznie miażdżył jej żołądek, wiec gdy zasiadła do śniadania z rodziną nie była w stanie niczego tknąć.
Za każdym razem, kiedy nadchodził ten dzień zdawała sobie sprawę, że do czegoś takiego nie da się tak po prostu dorosnąć, mimo, że w przeszłości liczyła, że z wiekiem i to przyjdzie jej łatwiej. Ale zawsze czuło się to samo, tą rozrywającą niepewność, widziało się tak samo zgnębionych ludzi, i słyszało dokładnie te same słowa od ojca, który próbował dodać jej otuchy. A w tym roku także jej bratu.
Tak naprawdę to właśnie o niego martwiła się najbardziej. Widziała jak przygasł, wcześniej wiecznie wesoły i wygadany, teraz milczący i niepewny. Kochała go i co oczywiste, nie chciała patrzeć jak się przejmuje. Wiedziała, że w takim momencie nie da się skutecznie pocieszyć człowieka, co nie oznaczało, że nie zamierzała spróbować.
– Kiedy już wrócimy z tego całego cyrku zabiorę cię na lody. – oznajmiła nagle, gdy razem z bratem dokonywali już ostatnich poprawek przed lustrem. Serena miała na sobie zwiewną, zieloną sukienkę, przewiązywaną ciemnym paseczkiem i czarne, lekko za małe lakierki, w których jednak dało się wytrzymać. Kończyła właśnie splatać włosy, kiedy to Kai dopinał ostatni guzik białej koszuli ojca, którą wcześniej dokładnie wciągnął w ciemne spodnie.
Dochodziło południe, a wraz z nim przybył okropny skwar, który nie zamierzałał ustąpić, aż do późnego wieczoru. W tym przypadku odmowa na propozycję dziewczyny byłaby wręcz samobójstwem.
– Na pewno chcemy tak wydawać pieniądze? – spytał, unosząc brew, jednak na jego ponurą twarz powoli wkradł się ledwo widoczny uśmiech.
– Tacie się ostatnio poszczęściło, mamy trochę zaoszczędzonych groszy. Z resztą ją też zebrałam całkiem pokaźną sumkę za bransoletki. – poruszyła wesoło brwiami, jednak blondyn ciągle zdawał się nieugięty.
– Udało Ci się je sprzedać?
– Co do jednej i to tego samego dnia. – skinęła głową z niekrytą dumą – No nie daj się prosić, młody, przecież stawiam.
CZYTASZ
○ Unfortunate Luck - The Hunger Games ○
FanfictionDookoła nie było śladu innego człowieka, co jednak nie znaczyło, że trybuci nie kryli się gdzieś niedaleko, czekając na to aż tylko zaśnie. Na samą tą myśl mocniej przycisnęła swój nóż do piersi. Był mały, ale jeśli ktoś potrafił się nim dobrze posł...