Serena spacerowała po swoim pokoju, nerwowo gniotąc kartkę w ręce. Już którąś godzinę siedziała nad przemową, którą miała w zamiarze wygłosić przed publicznością z Dwunastki, już jutro. Zabrała się do tego zaraz po wyjściu Snowa, ale wtedy nie wymyśliła niczego konstruktywnego, zrzucając wszystko na stres, który jeszcze z niej nie zszedł i stwierdziła, że zajmie się tym później. Oczywiście odkładała to najbardziej jak tylko się dało, a teraz nie miała już wyboru i musiała stawić czoła trudnemu zadaniu.
Jej stres wcale nie ustąpił, wręcz przeciwnie – rósł z dnia na dzień i przysparzał jej coraz więcej problemów. Łapała się na tym, że zaczęła wyobrażać sobie prawdopodobne scenariusze najbliższych wystąpień, a to dodatkowo motywowało ją do napisania czegoś sensownego. Kiedy jednak siadała z powrotem na miejscu, by wreszcie zająć się przemową, wszystko wypadało jej z głowy.
Tak bardzo bała się, że ludzie jej nie uwierzą i tego, co zrobi jej Snow, jeśli nie spełni jego oczekiwań. Dodatkowo nie chciała opuszczać rodziny na prawie dwa tygodnie, które miała spędzić w podróży po Panem. Od tak dawna się z nimi nie rozstawała i czuła, że nie da sobie rady beż ich wsparcia. A przecież musiała dać radę. Musiała, jeśli tylko chciała, by było dobrze.
Wszyscy w jej domu, oprócz niej, już dawno zapomnieli o wizycie Snowa, bo dziewczyna bardzo szybko zapewniła ich, ze nie chodziło mu o nic ważnego. Na początku nie chcieli jej uwierzyć, bardzo mozolnie szło jej przekonywanie ich do swojego, ale w końcu dotarło do nich, że rzeczywiście mógł przyjechać tu tylko, by jej porgatulować i zaprosić na bankiet zorganizowany specjalnie dla niej, byleby tylko budować sobie coraz większą pozycję i propagandę. Dokładnie tak jak przez cały czas próbowała im wmówić.
Doskonale pamiętała, że obiecała mówić im o wszystkim, ale tak bardzo nie chciała ich martwić. Miała wrażenie, że ilość nieciekawych spraw, które ostatnio ją spotykały była zdecydowanie zbyt duża, by bciążać nimi jeszcze rodzinę.
Z dnia na dzień była jednak coraz bliższa, by wreszcie porozmawiać z Finnickiem. Męczyło ją już to ciągłe unikanie, poza tym miała wrażenie, że jest on jedyną osobą, której mogła powiedzieć o wizycie Snowa i jej prawdziwym powodzie, bo z tego co zrozumiała i jego kiedyś odwiedził.
Dość długo zwlekała, ale kiedy zapadł wieczór, a ona była już spakowana, żeby na następny dzień wyjechać, nie mogła wymyślić przed samą sobą żadnej innej wymówki. Nie pozostało jej więc nic innego jak w końcu się odważyć, dlatego powoli ruszyła w stronę jego domu. Przez dłuższą chwilę stała na progu, wahając się, ale potem odrzuciła od siebie jakiekolwiek myśli i energicznie zapukała w drzwi.
Nie minęło dużo czasu, a w progu stanął Odair, widocznie nie spodziewając się jej zobaczyć, ale szybko ukrył niepewność za miłym uśmiechem.
– Hej.
– Cześć – zaczęła dziewczyna, odwzajemniając gest, ale nie udało jej się już tak dobrze zamaskować stresu – Mogę wejść?
– Jasne – chłopak wyprostował się i od razu przepuścił ją w drzwiach, a gdy weszła do środka, zamknął je i poprowadził do salonu. – Napijesz się czegoś?
– Nie, dzięki – odpowiedziała, niepewnie siadając na brzegu sofy, ale po chwili przypomniała sobie po co tu przyszła i jednogłośnie stwierdziła, że jakiś napój może być jej potrzebny, gdy już strasznie zaschnie jej w gardle – Chociaż może... poproszę wodę.
Finnick uśmiechnął się tylko lekko i skinął głową, po czym przez moment krzątał się w kuchni, aż usiadł naprzeciwko niej, stawiając obok dwie szklanki wody z cytryną.
– Jutro wielki dzień – zaczął, chcąc chyba przerwać niezręczną atmosferę, która nie ustępowała miejsca – Spakowana?
– Już od rana. – przyznała i zerknęła na fotel stojący tuż obok, gdzie leżały jego rzeczy. Sądząc po tym jak bardzo były porozrzucane w każdą stronę, nie trudno było się domyślić, że musiała mu właśnie w tym przeszkodzić – Ale ciągle dorzucam nowe rzeczy, bo mogą się przydać, a potem zmieniam zdanie i je wyjmuję. Po piętnastym razie stwierdziłam, że już niczego nie dotykam.
CZYTASZ
○ Unfortunate Luck - The Hunger Games ○
FanfictionDookoła nie było śladu innego człowieka, co jednak nie znaczyło, że trybuci nie kryli się gdzieś niedaleko, czekając na to aż tylko zaśnie. Na samą tą myśl mocniej przycisnęła swój nóż do piersi. Był mały, ale jeśli ktoś potrafił się nim dobrze posł...