Obudziła się w środku nocy, kiedy do jej uszu dotarł nagły, przeszywający powietrze wrzask. Zaraz po nim nastąpił wystrzał z armaty, a jeszcze potem mrożące krew w żyłach wycie.
Wilki. Cała cholerna wataha grasująca po arenie. Właśnie rozszarpała jakąś trybutkę, która znajdowała się niedaleko niej i nie zdążyła wspiąć na drzewo, a teraz przemieszczała się w jej stronę.
Serena wstrzymała oddech, kiedy dostrzegła ruch pod swoim drzewem, modląc się w duchu, by jej nie zauważyły. Jej błagania zdały się jednak na nic, kiedy zwierzęta zatrzymały się gwałtownie i zaczęły węszyć. Dziewczyna nigdy nie widziała na oczy wilka, ale mogła przysiąc, że z opowieści wydawały się być mniejsze. Te natomiast były wielkości małego kucyka i było ich prawie pół tuzina.
Włosy zjeżyły jej się na karku, kiedy powietrze przeszył przeraźliwy skowyt drapieżników, które okrążały miejsce jej schronienia, starając się znaleźć sposób, by jakoś się do niej dostać. Opierały się łapami o pień, podskakiwały, ale na szczęście nie potrafiły się wspinać, co wcale nie było aż takie oczywiste, biorąc pod uwagę różne fantazje Organizatorów. Ona natomiast znajdowała się wystarczająco wysoko, by nie mogły jej dosięgnąć.
Poczuła się odrobinę lepiej, ale nadal serce biło jej jak oszalałe. Postanowiła chociaż odrobinę się zdrzemnąć, ale do samego końca nocy zasypiała na paręnaście minut, a potem budziła się, słysząc wycie. Było to chyba jeszcze bardziej wyczerpujące niż gdyby nie spała w ogóle.
Dlatego poczuła ogromną ulgę, kiedy zobaczyła, że zaczynała świtać.
Zwierzęta w pewnym momencie praktycznie zapadły się pod ziemię, a dookoła zapanowała absolutna cisza, zupełnie tak jakby cały las przestraszył się tych kreatur. Powietrze powoli zaczynało się nagrzewać, a ona stwierdziła, że to dobry moment, by zjeść coś na śniadanie.
Oderwała kawałek mięsa i zajadła paroma malinami, na sam koniec biorąc jeszcze łyka wody. Ciecz była mulista, ale do zniesienia. Kiedy zwinęła wszystko do plecaka, upewniła się, że nikogo nie ma w pobliżu i powoli zaczęła zchodzic z drzewa.
Nie miała ogromnych planów na dzień, przynajmniej do póki czegoś na nią nie naślą. Zamierzała po prostu iść i nie dać się zabić. Po drodze liczyła może też na coś zapolować albo zebrać leśne zapasy.
Ruszyła powoli w stronę większych wzniesień, stopniowo jeszcze bardziej oddalając się od głównej części areny. Po pierwszej godzinie dotarła na szczyt góry, chyba najwyższej w okolicy. Bez zawahania wspięła się na drzewo i zatrzymała praktycznie na samym czubku. Niebo było błękitne i niepokryte ani jedną chmurą, dookoła otaczał ją gęsty las i widocznie pofalowany teren, który zasłaniał jej skutecznie inne rzeczy. Gdzieś daleko na horyzoncie majaczyła jednak ogromna tama, a na jej widok lekko się uśmiechnęła. Była od niej oddalona o dobre parę kilometrów, a co za tym idzie - teoretycznie oddalona też od Zawodowców.
Ta myśl lekko poprawiła jej humor. Zeszła z powrotem na ziemię i zaczęła podróżować dalej. Wraz z rozwojem dnia powietrze stawało się jednak gorące i duszne, praktycznie nie do zniesienia. Nie była już wyziębiona po nocy, teraz praktycznie ją przegrzewało. Robiła postoje więcej razy, niż miała w zamiarze, musiała zdjąć też kurtkę, żeby niepotrzebnie się nie pocić. Została w bluzce, która odsłaniała jej ramiona, a co za tym szło dawała też mniejsza ochronę przed potencjalnym zagrożeniem.
Dużo piła, żeby zbędnie się nie odwodnić, upiekła też resztę mięsa i jadła je w większych ilościach, niż zaplanowała. W takich temperaturach mogło się bardzo szybko popsuć, a jej nie mogło zabraknąć energii.
Planowała na coś zapolować, jednak nawet po całym dniu nic się nie złapało. Dziewczyna podejrzewała, że zwierzyna albo nie wychodzi z powodu słońca albo skutecznie została przegoniona do innych partii lasu przez wilki. Wszystkie rośliny były uschnięte, udało jej się zebrać tylko parę jeżyn, które jeszcze wydawały się zdatne do jedzenia. Nie było też ani śladu małych potoków, których jeszcze wczoraj nie brakowało. Wszystko wyschło i to w tak krótkim czasie.
CZYTASZ
○ Unfortunate Luck - The Hunger Games ○
FanfictionDookoła nie było śladu innego człowieka, co jednak nie znaczyło, że trybuci nie kryli się gdzieś niedaleko, czekając na to aż tylko zaśnie. Na samą tą myśl mocniej przycisnęła swój nóż do piersi. Był mały, ale jeśli ktoś potrafił się nim dobrze posł...