○13○

247 11 14
                                    

Serena obudziła się parę godzin później w niewielkiej jaskini, która mocno przypominała tą, w której spędziła ostatnią noc. Pod głowę podłożony miała plecak, okryta była czyjąś kurtką, a obok niej paliło się niewielkie ognisko. Wszystkie jej rzeczy leżały obok, plecak, kurtka i nóż, po którego niezwłocznie chwyciła.

Dookoła nie było jednak nikogo, przynajmniej do momentu, kiedy nie usłyszała cichych kroków. Zerwała się z miejsca i schowała za przeciwległą ścianą, uważnie nasłuchując.

Postać zbliżała się, aż weszła do jaskini na moment przystając. Moore wykorzystała moment zaskoczenia i rzuciła się w stronę trybuta, przyciskając go do ściany i przykładając nóż do gardła. Kiedy jednak zdała sobie sprawę, kto przed nią stoi szybko wypuściła go z ręki i gwałtownie odsunęła się do drugiej ściany.

– Przepraszam! Przepraszam, ja... przepraszam. – powtarzała bezmyślnie, nie wiedząc do końca, co innego mogłaby zrobić, nawet jeśli nie miała dokładnie pojęcia za co przeprasza.

– Uratowałem ci życie, mogłabyś tak od razu mnie nie zabijać. – rzucił w jej stronę Caspian, jednocześnie rzucając złowrogie spojrzenie.

Wyglądał na zdrowego, może poza paroma niewielkimi obrzękami na twarzy, które pewnie były spowodowane nocnym deszczem.

– Nie wiedziałam, że to ty. – zapewniła od razu, jednocześnie czując jak robi się cała czerwona.

– No tak, w końcu liczyłaś, że już nigdy mnie nie spotkasz, co? – zaczął ironicznie. Dziewczyna zamarła w miejscu, po czym cicho westchnęła. A więc był na nią zły.

– Nie rozumiesz. – zaczęła, a on przerwał jej, gwałtownie się do niej zbliżając, na co mimowolnie odskoczyła w tył. Nie, nie był zły. Był wściekły.

– Nie, nie rozumiem. Przez cały ten czas mieliśmy współpracować, współpracowaliśmy od samego początku, a ty nagle stwierdziłaś, że ci się znudziło i wolisz robić za bohaterkę na własną rękę!

– Bohaterkę? – prychnęła na jego słowa – Znudziło mi się? Jak możesz mnie o coś takiego osądzać?

– To po co niby uciekłaś?!

– Żeby cię chronić! – rzuciła, na co chłopak zaśmiał się ironicznie - Tak, żeby cię chronić...

– Przed czym? Przed Zawodowcami? To raczej słabo ci poszło, bo prawie mnie załatwili przy rogu, a ty nie pomogłaś. – warknął, krzyżując ręce na piersi, a złość ciągle z niego nie uleciała.

– Nie, nie przed Zawodowcami, przede mną. Dobrze słyszysz, Caspian, przede mną. – wreszcie sprawiła, że na moment zamilkł, więc czym prędzej kontynuowała – Jestem twoim największym zagrożeniem i jedyną osobą, która powstrzymuje cię przed wygraną. A chce, żebyś wygrał, ale kiedy jestem w pobliżu ty zrobisz wszystko, żeby tylko mnie uratować. Jesteś w stanie się poświęcić, a ja tego nie chce, rozumiesz? I tak już za dużo razy mi pomogłeś, a ja tylko ci dziękuję, nie dając w zamian nic. Chcę wreszcie spłacić ten cholerny dług i dać ci coś, co raz na zawsze to zakończy. Jeśli wygrasz nie będziesz musiał już więcej przejmować się mną.

Peterson stał jak wryty, nie wiedząc co ma odpowiedzieć, a dziewczyna przeniosła wzrok gdzieś w bok. Nie wyobrażała sobie tak tej rozmowy, tak właściwie w ogóle sobie jej nie wyobrażała i teraz czuła się głupio, bo nie tak miało to wszystko zabrzmieć. Znaczy właśnie tak, ale nie chciała tego mówić w tak dobitny sposób. Teraz jednak nie mogła już zrobić nic.

– Naprawdę twierdzisz, że pomagam ci, bo liczę na to, że mi się odwdzięczysz? Że ratuję cię, bo... bo nie wiem, wzbudzasz moją litość? – zaczął w końcu po dłuższej chwili milczenia, a jego twarz wyrażała niedowierzanie – Serena, czy ty do reszty zgupiałaś?

○ Unfortunate Luck - The Hunger Games ○Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz