Po tej niezbyt przyjemnej rozmowie ruszyli dalej, a chłopak bardzo szybko odzyskał swój dawny humor. Opowiadał jej o ostatnich wydarzeniach w szkole, o tym jak dobrze idzie mu sprzedaż własnoręcznie naprawianych sieci, ale też trochę o tym, że całkiem polubił Finnicka, i że wcale nie jest "aż takim idiotą jak do tej pory myślał". Serena słuchała go uważnie i uśmiechała się, jednak jej chwilowy dobry nastrój już do niej nie powrócił.
Nigdy nie przypuszczała, że jej brat mógł czuć się winny tylko i wyłącznie dlatego, że nie poszedł na arenę tak jak to miało się stać na początku. Dziewczyna nawet nie chciała myśleć, co by się mogło tam wtedy zdarzyć. W dodatku im bliżej miasta byli, tym więcej miejsc kojarzyło jej się z Caspianem, od szkoły zaczynając, kończąc na głupiej parkowej ławce, na której kiedyś razem siedzieli i omawiali jeden z projektów na zajęcia. Wszystko to sprawiało, że emocje kotłowały się w niej okropnie i ledwo dawała radę trzymać je na wodzy.
– No dobra młody, jaki smak? – spytała, kiedy dotarli do budynku, w którym serwowali najlepsze, a tak naprawdę jedyne lody w Czwórce. Już z daleka widzieli, że będą musieli poczekać, bo od samego okienka ciągnął się dosć długi ogonek oczekujących na swoją kolejkę. Mieli jednak czas.
– Waniliowy.
– Waniliowy? Miałeś tyle czasu, żeby się namyślić i wybierasz waniliowy? – uśmiechnęła się kpiąco, ale po chwili objęła go ramieniem – No niech będzie. Lepsze zostaną dla mnie.
– Po prostu się nie znasz. – prychnął brunet, wywracając oczami, ale na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech – A ty niby jakie bierzesz?
– Najlepsze. Cytrynowe.
– Rozpuściłaś się w tym Kapitolu, nie ma co. – rzucił zjadliwie, a ona lekko uderzyła go w ramię.
Kiedy już dostali to, po co przyszli, usiedli na pobliskim murku, który odgradzał plażę od reszty miasta. Gdy tylko pracownik ją rozpoznał dostali podwójne porcje na koszt firmy, które przyjęli jednak dość nie chętnie. Serena naprawdę nie chciała teraz czerpać korzyści tylko i wyłącznie przez to, że udało jej się przeżyć wszystkich pozostałych trybutów i przetrwać przy tym piekło.
– Dawno nie jadłem czegoś tak dobrego. – zaczął chłopak, kiedy tylko skosztował swoich lodów. – Ale w sumie to zrozumiałe, ostatnio gotował tylko tata.
Moore zaśmiała się krótko, próbując też swojego deseru. Nie pomyliła się z wyborem smaku, były przepyszne.
Siedzieli tak obok siebie w cieniu ogromnej palmy i wpatrywali w spokojnie szumiące morze i toczące się dookoła życie. Po ulicach chodziło mało ludzi, najwięcej było tu tych, którzy pracowali w porcie i sprzedawali swoje towary. Dookoła panowała całkiem przyjemna atmosfera, która nawet zaczęła ją odrobinę uspokajać. Wszystko się jednak zmieniło, gdy do jej uszu dotarł głos, którego wcale nie miała ochoty słyszeć.
– No proszę, proszę, Serena Moore! – zastygła z wafelkiem w ręce, gdy zauważyła jak z przeciwległego brzegu plaży zmierza w jej stronę rudowłosa dziewczyna, Coral, razem z całym orszakiem swoich przyjaciół.
Wszystkich dobrze znała, chodziła z nimi do klasy i nigdy ich nie lubiła. Stanowili elitę jej szkoły, pochodzili z najbogatszych rodzin w Dystrykcie, byli materialistami i okropnymi egocentrykami, czego wręcz nie mogła znieść. Teraz natomiast postanowili się nią zainteresować i wcale nie była z tego faktu ucieszona.
– O, cześć. – zaczęła, wysilając się na uśmiech, którym obdarzyła każdego z nich. – Dawno się nie widzieliśmy, co u was?
– Ah, no wiesz, nic szczególnego. Właśnie wracamy do domu, chcieliśmy iść na spacer, ale ta pogoda może wykończyć. Już nie możemy się doczekać aż pójdziemy do Narelle i ochłodzimy się trochę w basenie.– zatrzebiotała rudowłosa, machając ręką.
CZYTASZ
○ Unfortunate Luck - The Hunger Games ○
Hayran KurguDookoła nie było śladu innego człowieka, co jednak nie znaczyło, że trybuci nie kryli się gdzieś niedaleko, czekając na to aż tylko zaśnie. Na samą tą myśl mocniej przycisnęła swój nóż do piersi. Był mały, ale jeśli ktoś potrafił się nim dobrze posł...