○3○

308 15 7
                                    

Nikt więcej jej nie odwiedził. Nie miała przyjaciółek w szkole, a jedyna osoba, która jeszcze mogła się u niej zjawić czekała w pokoju obok.

Rodzice Caspiana się nie pojawili, co było raczej dość oczywiste. Bardzo ją lubili, ale w takiej sytuacji cała uwaga skupiała się na własnym dziecku, co od razu ją wykluczało.

Po paru kolejnych minutach zjawili się u niej Strażnicy Pokoju, którzy bez słowa wyprowadzili ją z Pałacu Sprawiedliwości i doprowadzili do czekającego przed wejściem samochodu. Bezceremonialnie wsadzili ją do środka i zatrzasnęli drzwi, odgradzając ją tym samym od tłumu ludzi z jej Dystryktu. Pojazd ruszył.

Na tylnym siedzieniu, po środku, siedziała już Florentia Laurel, a po jej lewej spoczywał młody Peterson. Od razu posłał jej porozumiewawcze spojrzenie, a dziewczyna mimowolnie odwróciła wzrok, by się nie rozpłakać.

Jej twarz pozostała niewzruszona, kiedy jechali przez miejsca, które tak dobrze znała, i które widziała najpewniej po raz ostatni. Jej oczy jednak wyłapywały każdy najdrobniejszy szczegół, by potem móc dobrze odwzorować je we wspomnieniach. Morze. Jej ukochane morze. Była pewna, że nigdy nie zobaczy czegoś równie pięknego.

Z zachwytem wpatrywała się w błękitną głębie, nad którą spędziła tyle dobrych chwil w życiu. Nie słuchała ględzenia kobiety na temat luksusów w Kapitolu, szczerze w ogóle jej to nie interesowało. Wolała swoje długie, proste życie w Dystrykcie Czwartym, niż krótkie, przepełnione przepychem i bogactwami w stolicy.

Samochód w końcu zatrzymał się przed czymś, co zapewne miało być stacją kolejową. Drzwi od razu otworzyli im inni strażnicy, którzy już na nich czekali i poprowadzili w stronę nowoczesnego pociągu, którego nigdy wcześniej nie widziała z bliska.

Dookoła panował straszny zgiełk, tłum mieszkańców i dziennikarzy krzyczał ich imiona, rozpaczliwie próbując zwrócić na siebie ich uwagę, jednak oni szli prosto za Florentią i nie zwracali na nikogo uwagi. Kiedy weszli do środka maszyny drzwi się za nimi zamknęły, całkowicie odgradzając ich od hałasu.

– Rozpoczynacie nowy etap w życiu i na pewno nie zabraknie wam wygody. – zaczęła wesoło kobieta, wprowadzając ich do pomieszczenia na prawo, a oni stanęli jak wryci. Na środku stał stół okrążony pięknymi i zapewne bardzo wygodnymi fotelami, a jedzenie praktycznie się z niego wylewało, swoim wyglądem i zapachem zachęcając, by spróbować każdego poszczególnego dania. Serena była pewna, że w życiu nie widziała tyle pysznych rzeczy zgromadzonych w jednym miejscu.

Na ozdobnym kredensie z ciemnego drewna stała taca pełna najróżniejszych napojów, od zwykłej wody, poprzez różne soki, kończąc na słabszych i mocniejszych alkoholach. Powierzchnię kolejnego mebla natomiast zapełniały talerze pełne ciast i słodyczy, a ich kolory były tak niespotykane, że trudno je było dziewczynie nazwać.

– Przez parę następnych dni będziemy jechać do Kapitolu, a przez ten czas wszystko, co tutaj jest należy do was. – uśmiechnęła się swoimi białymi zębami, po czym położyła ręce na ich ramionach – A teraz chodźcie, pokażę wam wasze pokoje, gdzie będziecie się mogli odświeżyć i odpocząć, a potem przyjść tutaj się najeść.

Bez słowa ruszyli za nią, a ona znów zaczęła swoją wesołą gadaninę. Moore i tym razem jej nie słuchała, kobieta zwyczajnie ją irytowała.

– Proszę bardzo, tutaj jest twój pokój, skarbie. – spojrzała na nią z uśmiechem, gdy zatrzymali się dwa wagony dalej – Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Obiad zaplanowany jest na trzecią, nie spóźnij się. – i mówiąc to ruszyła dalej korytarzem, ciągnąc za sobą Petersona.

Dziewczyna przez moment patrzyła jak znikają w kolejnym przedziale i poczuła gorzkie rozczarowanie, bo liczyła, że zostawi ich samych i będą mogli porozmawiać.

○ Unfortunate Luck - The Hunger Games ○Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz