○23○

177 7 0
                                    

Serena szła brzegiem morza, ciesząc się samotnością. Ciepła woda przyjemnie chlapała jej nagie stopy, słońce grzało ją w plecy, a delikatny wiatr rozwiewał jej włosy.

Dochodziło popołudnie, a ona robiła się naprawdę głodna. Wyszła z domu bardzo wcześnie, żeby mieć pewność, że nie będzie musiała z nikim rozmawiać, przy okazji chwytając w rękę tylko kawałek chleba. Od tamtej chwili nie jadła nic innego, ale ciągle nie miała zamiaru wracać.

Przez cały dzień tylko spacerowała. Jutro miała pisać pierwszy z egzaminów i postanowiła dać sobie odpocząć, więc ani razu nie wzięła do ręki zeszytu. Wiedziała, że już więcej niczego się nie nauczy, a musiała się jakoś odprężyć. Zwłaszcza, że przez ostatni tydzień naprawdę siedziała tylko nad książkami, byle tylko nie musieć z nikim rozmawiać.

Od momentu, kiedy dowiedziała się, że jej rodzina wie o jej nieudanej próbie samobójczej, nie chciała z nimi za wiele rozmawiać. Wstydziła się dwa razy bardziej przez sam fakt, że przez tak długi czas żyła z nimi normalnie, myśląc, że o niczym nie wiedzą i mogła udawać, że nic się nie stało, a tymczasem oni już od dawna o wszystkim wiedzieli.

Jej nastawienie do świata znowu mocno się popsuło, prawdę mówiąc czuła się nawet tak, jakby wróciła do pierwszych tygodni po powrocie z areny i nie wiedziała, czy to przez samotność, czy fakt, że znowu miała w sercu pustkę, jakby kogoś straciła. W końcu tak jak można było się domyślać, usilnie unikała Finnicka, mimo, że starał się parokrotnie z nią rozmawiać.

Nadal nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony wciąż czuła się zraniona i zła, ale z drugiej coś głęboko w niej było w stanie zrozumieć jego zachowanie. W końcu chciał tylko, żeby jej najbliżsi wiedzieli, co się z nią dzieje. Była naprawdę rozdarta.

I do tego samotna. Prawdę mówiąc przyzwyczaiła się do jego towarzystwa, a teraz za nim tęskniła, do takiego stopnia, że chciała nawet parę razy go przeprosić, żeby tylko wszystko wróciło do normy. Szybko jednak wybiła sobie z głowy ten pomysł, w końcu nadal nie wiedziała, co o tym myśli i czy naprawdę mu wybaczyła.

A nawet jeśli, to chyba po prostu wstydziła się po czasie przyznać do błędu.

Na moment spojrzala przed siebie, chcąc się już uwolnić od myśli, które zaczęły ją męczyć i przystanęła w miejscu, kiedy zorientowała się, gdzie się znalazła. Z jej ust wydobyło się niekontrolowane westchnięcie, kiedy przez dobrą minutę skanowała wszystko wzrokiem, jakby chcąc wyłapać jakiekolwiek zmiany, ale ich nie znalazła. Wszystko wyglądało tak samo jak zawsze, kiedy przychodziła tu razem z Caspianem. Do ich wspólnego miejsca.

Od momentu, kiedy prawie popłakała się przy Kai'u, gdy zabrała go na lody jak ognia go unikała. A teraz, kiedy kompletnie nie myślała, gdzie idzie, jej nogi przyprowadziły ją właśnie tu.

Ciągnięta impulsem ruszyła w głąb plaży i już po chwili usiadła na jej końcu, między dwiema palmami, na niewielkiej ławeczce, która teraz znajdowała się w kojącym cieniu. Zbudowali ją, kiedy mieli dwanaście lat, po kryjomu kradnąc dwie szerokie deski z pomostu, który należał do rodziców Coral i nigdy jakoś specjalnie tego nie żałowali, należało jej się. Nawet teraz na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy bezwiednie przejechała palcami po drewnie.

Jednak po chwili serce mocno zakuło ją w piersi. To zdecydowanie była ławka dla dwóch osób, nie dla jednej. Widziała go nawet teraz, zupełnie jakby siedział tuż obok na tym samym miejscu, które teraz było puste.

– I co ja mam teraz zrobić, Cas? – westchnęła cicho i szybko starła łzę, która spłynęła po jej policzku. Tak jak się spodziewała odpowiedziała jej tylko cisza, ale mimo to kontynuowała – Wszystko byłoby takie proste, gdybyś tu był. Tak bardzo za tobą tęsknię... tak bardzo bym chciała, żeby to nigdy się nie stało.

○ Unfortunate Luck - The Hunger Games ○Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz