○12○

207 11 10
                                    

Przez ponad pół godziny siedzieli w ciszy, jednak żadne z nich nie spało. Nie ufali sobie, co było chyba jasne i nie chcieli ryzykować śmierci we śnie z ręki drugiego, tylko i wyłącznie przez własną nieuwagę. Serena czuła jednak nużące zmęczenie, które w pewnym momencie stało się tak denerwujące, że musiała zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby jej nie zasnąć.

Sięgnęła do plecaka po kawałek mięsa, po czym powoli zaczęła je pochłaniać, rozciągając czynność w czasie najbardziej jak tylko mogła. W pewnym momencie dobiegł ją z boku dziwny odgłos, a gdy spojrzała na chłopaka, zrozumiała, że zaburczało mu właśnie w brzuchu.

– Jesteś głodny?

– T-trochę. – odparł cicho, spuszczając zawstydzony wzrok, ale na twarzy starał się zachować niewzruszony wyraz. Przyglądał jej się jednak dyskretnie, kiedy zaczęła grzebać w plecaku, a po chwili wyciągnęła z niego drugi kawalek mięsa.

– Ja nie mam niczego, czym mógłbym się z tobą podzielić. – rzucił, kiedy wyciągnęła je w jego stronę, na co Moore tylko wzruszyła ręką.

– Trudno. Mam go na razie całkiem sporo.

Po chwili wahania wziął od niej jedzenie i niepewnie skosztował kawałek. Zaraz potem zjadł następny, potem kolejny, a po paru minutach już tylko oblizywał palce.

– Dzięki. – rzucił po chwili, zwracając na siebie jej uwagę. Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że chłopak przypominał jej własnego brata.

Mimo beznadziejnej sytuacji nadal zachowywał resztki godności i jasnego umysłu, zupełnie jak Kai. Wiedział, że nie przeżyje, ale wcale nie panikował, był raczej nadzwyczaj opanowany. W dodatku za wszelką cenę starał się zatuszować swoje słabości.

– Nie sądziłem, że kiedykolwiek pomoże mi Zawodowiec.

– Nie jestem Zawodowcem. – zaprzeczyła od razu.

– Umiesz walczyć i polować, jesteś wysportowana i kochają cię w Kapitolu. – zaczął wymieniać z lekkim uśmiechem – Więc zdecydowanie jesteś Zawodowcem. Może z tym jednym wyjątkiem, że nie zabijasz tak jak Jedynka, czy Dwójka.

– Może masz trochę racji. – przyznała po chwili, odwzajemniając uśmiech.

– Oczywiście, że mam. – prychnął triumfalnie – Jesteś z Czwórki, prawda? To ty przyjaźnisz się z tym chłopakiem, co dostał najwyższy wynik?

– Tak, to ja. – nieco zmarkotniała na jego słowa, ale ożywiła się lekko, gdy do jej uszu dotarło ciche, regularne pikanie – Słyszysz to?

Chłopak wytężył słuch, po czym skinął głową.

– Spadochron od sponsorów.

Dziewczyna wstała na nogi i ruszyła bliżej do wyjścia. Rzeczywiście, kawałek od wejścia leżała mała paczka. Na dworze ciągle panowała ulewa, ale Moore nie chciała się zastanawiać jak udało jej się tu dotrzeć i nie zostać zmiecionym przez wiatr. Mimo wszystko szybko chwyciła pakunek i wróciła na swoje miejsce. Powoli go otworzyła i dostrzegła małą kartkę na samym wierzchu.

Powinna pomóc po pierwszym razie. Świetnie sobie radzisz, ale mogłaś powiedzieć, że będziesz działać na własną rękę.
F.

No tak, najwidoczniej Finnick poczuł się lekko urażony. Teraz było to jednak bez znaczenia, i tak już się nie zobaczą, więc nie będzie mógł powiedzieć jej tego w twarz. Była mu jednak bardzo wdzięczna za pomoc.

Schowała karteczkę do kieszeni po czym odkręciła zakretkę metalowego pojemnika. W środku znajdowała się maść o mlecznym zabarwieniu, która najpewniej miała pomóc jej na oparzenia. W dotyku była wilgotna i chłodna, wyjątkowo przyjemna.

○ Unfortunate Luck - The Hunger Games ○Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz